RUŚ czy „kraina u krańców cywilizacji”

Od lat, a w sumie to od dekad już zbieram się, by w końcu napisać raz a dobrze co sądzę, jako Rusin, ale i jako najnormalniej w Świecie rozumujący, znający siłę słowa człowiek, o tym przedziwnym „fenomenie historyczno-politycznym”, zwanym „ukrainą”.
Na przełomie tego całego czasu wyrzucałem z siebie masę przeróżnych, krótszych lub dłuższych, kulturalnych lub ironiczno-złośliwych wpisów, postów i innych komentarzy na ten temat.
Pierwsze, o ile dobrze pamiętam, już gdzieś na początkach internetu. W sensie: u zarania jego szerszej dostępności, gdzieś zaraz po milenium.
Sprzeczałem się lub próbowałem tłumaczyć proste jak dla mnie, logiczne i historyczne fakty poczynając od różnych for tematycznych, grup i stron (np pamiętna „Lemkowyna.net”) przez kolejne blogi, vlogi po obecnie popularne socjal-media i im podobne platformy.

Wielokrotnie łapałem się na tym, że piszę/mówię jak do ściany/ścian. Jedno i to samo w kółko, do znudzenia i bez żadnych logicznych odpowiedzi z drugiej strony (no bo i co niby ma ta druga strona w ramach sensownej odpowiedzi?); a wszystko po to tylko, by za kilka dni znów powtarzać to samo takim samym lub wręcz dokładnie tym samym „ścianom”.
Bezsens.
Zatem od dawna obiecywałem sobie, że w końcu siądę, napiszę raz a dosadniej to, co tak wałkuję od lat, a potem, zamiast powtarzania, będę najwyżej wklejał se odpowiedni link i tyle.


Zatem przyszła „kryska na matyska”.
Siadam i piszę ten odwlekany dekadami wpis na tym „moim blogu”.
Powtarzam: „odkładany dekadami”, czyli od czasu kiedy nauczyłem się czytać, rozumieć to co czytam i myśleć samemu ponad tym i między tym co czytam!
A powtarzam głównie dlatego, żeby se ktoś nie przypiął tu zaraz filozofii, że piszę to teraz, bo akurat tak jest „modnie” w 2023 :). I jeszcze niech doda: „bezpiecznie” może… W czasach oficjalnej cenzury i pączkującego na nowo gestapo, któremu klaszczą faszystowskie wory z mięchem, poprzebierane za…”pełnych tolerancji i nowoczesności antyfaszystów”! Takie jaja!!…
Tak. Bezpieczne to jest jak niedzielny spacer po promenadzie… Napewno!
Ale ja lubię spacerować!
I żaden tak zielony, że aż tęczowy neo-Geobbels nie będzie mi tu ust zamykał. Póki co przynajmniej…

Więc piszę to mimo wszystko, bo uważam, że trzeba to napisać, skoro niczego takiego, w tak skondensowanej formie, nie znalazłem nigdzie dotąd. (co mnie, szczerze powiedziawszy, mocno dziwi…)
Jak sie komus nie podoba, kogoś to „obraża”, to …co mi do tego?
Czy ktokolwiek pyta mnie o moje uczucia lub poglądy wrzucając mnie i moich Przodków do wora z nalepką „kres cywilizacji”?? Nie.
A robi się to nagminnie i z premedytacją. Przy każdej okazji. Od badań statystycznych po tablice pamiątkowe! Czy ktoś się przy tym martwi moim zdaniem na ten temat??? Lub faktami z życia moich, rusińskich Przodków? Ich dorobkiem i tożsamością, za jaką niejednokrotnie ginęli! Czy ktoś, kto np wrzuca ich na tablicę „wysiedlono ukraińców” lub „na tych terenach mieszkało/mieszka tyle a tyle ukraińców” pyta mnie o zdanie lub wspomina choćby małym drukiem u spodu, że nie tylko, albo w ogóle czasami, ŻADNYCH „ukraińców” tam nie było?!
No właśnie!
Pchają swoje na chama i bez pardonu! Aż kłamstwo stanie się prawdą! Znany, wypróbowany i sprawdzony nie raz i nie dwa sposób.
Ale póki jest możliwość, trzeba z tą chamską narracją przyozdobioną w „kulturalną, naukową maskę” walczyć! I ja z nią walczę!
Zatem nie zamierzam mieć tu żadnych, „nowoczesnych”, „poprawnych politycznie” farmazonów na uwadze. Ani mi się śni!! Dokładnie tak, jak przeciwnik. Z tym, że ja wszystkie te naciągane bzdury zamierzam postrącać faktami, które oni sami przecież biorą za naukę i prawdę.
A że jest to wprost dziecinnie proste, to ….dlaczego nie?

Nie mam zamiaru się też silić i szperać po przeczytanych książkach za cytatami, źródłami, odnośnikami itd.. Nie chce mi się. Może zrobię jakieś zdjęcie jednej ze swych półek i jak ktoś będzie tu skakał mi z tym oklepanym „źródła, źródła”, to sobie przybliży to foto i sprawdzi tytuły z łaski swojej. A może nawet i tego nie zrobię, bo po prostu mam gdzieś krzyki ameb i innego, obrobionego dokładnie planktonu, nachalnie pozującego na „rozumne istoty ludzkie”.
Poza tym mam od zawsze problem z zapamiętywaniem imion, nazwisk i tytułów.
Pamiętam co przeczytałem lub przesłuchałem, ale nie pamiętam czyje to było lub kto tam się jak wabił.
Zresztą: nie zamierzam tu pisać „systemowej pracy doktorskiej” przecież, a jedynie pomóc jednemu z drugą skleić jakoś dwa do dwóch, bo z roku na rok zauważam coraz większe problemy z tym u zdecydowanej większości…

Zacznę od tego, co powinno być, a wydaje się najwyraźniej, że nie jest, podstawą, punktem wyjścia.
Nie będzie to nic odkrywczego, ot pierwsze lekcje historii w podstawówce (przynajmniej jeszcze w latach 90tych, bo jak jest teraz, to nie wiem i chyba wolę nie wiedzieć. Wystarczy, że się domyślam po wspomnianych wyżej doświadczeniach „internetowych”…).

A więc oficjalne początki:

Plemiona SŁAWIAŃSKIE
Od razu objaśnienie: używam i będę używał tej dokładnie wymowy naszego etnosu, gdyż jest mi ona znacznie bliższa niż ogólnie przyjęta w Polsce wymowa „Słowianie”.
Dlaczego?
Przede wszystkim dlatego, że WSZYSTKIE narody sławiańskie, mówią „Sławianie”, a nie „słowianie”, które istnieje tylko w… Polsce …
Ja tu wyczuwam „edukację” (tj. manipulację) „pruską” (bo tacy z nich byli „Prusacy”, jak z Anglików i innych Hiszpanów „Amerykanie”, z Azteców, Majów i innych Irokezów „Indianie (z Indii)”), więc… SŁAWIANIE! (nazewnictwo użyte na powyższej mapie…przeboleję jako „dopuszczalne, aczkolwiek niepoprawne (jak dla mnie)!”

Poza tym, jako dopełnienie: pierwszy lepszy link z googla, akurat padło na profil fb Stronnictwa Legistymistycznego:
(…)SŁOWO – pusty wyraz i nie znaczy NIC, wszyscy ludzie na świecie porozumiewają się za pomocą słów, więc każdego człowieka na ziemi można nazwać Słowianinem gdyby chodziło w nazwie SŁOWIANIE o porozumiewanie się SŁOWAMI.
NATOMIAST SŁAWA WG SŁOWNIKA JĘZYKA POLSKIEGO :
1. «wielki rozgłos zdobyty talentem, wielkimi czynami, zasługami itp.»
2. «opinia o kimś, o czymś, zwłaszcza dobra»
3. «sławny człowiek» (…)

I drugi link (do Sasa Zubrzyckiego): https://sjp.pwn.pl/sjp/slawa;2521742.html
+ dla zainteresowanych (a miało być bez przypisów i odnośników… Ale dobra, niech będzie. Nie dziękujcie: https://sbc.org.pl/dlibra/publication/45057/
A jak nie idzie Ci czytanie, to na yt jest FENOMENALNY kanał https://youtube.com/@BezChaosowania, gdzie Czesław Michałowski REWELACYJNIE Ci wszystko przeczyta! Gorąco polecam.

Następnie… była sobie RUŚ!


Nie wnikając już w teorie allochtonizmu, czy autochtonizmu sławiańskiego (dla mnie „allochtonem” w Europie, a najprawdopodobniej na całej Ziemi są i byli co najwyżej czarnogłowe męty (od razu sprostowanie dla ameb: pisząc „czarnogłowe” nie mam na myśli koloru skóry, więc nie czas na koniec lektury i rzucanie się z uprzejmym donosem na obecne „antyfaszystowskie” gestapo! – Sprawdź internety, a być może dowiesz się, kogo/co mam na myśli pisząc „czarna głowa / czarny łeb”…), – wiem, wiem: mam trudny zagmatwany styl pisania i jeszcze wplatam nawiasy na „pół strony”… trudno. Taki styl. Łatwo nie będzie. A dla ameb będzie wprost niemożliwie. Ale to nie dla nich i tak… – Powtórzę początek zatem: Nie wnikając w teorie o pochodzeniu Sławian, a bazując na kronikach i archiwach (oficjalnej, tej starej, klasztornej, ale i tej nowej, gabinetowej propagandy przecież) mamy RUŚ i RUSÓW/Rusinów w wiekach średnich (IX-XIII) gospodarujących se „całkiem-całkiem roztropnie” jak BYK (i to spory, nieprawdaż??) na wschodzie tzw Europy.
Nie ma sensu tego rozwijać, nie?

Potem mamy rozbicie dzielnicowe RUSI i Rusinów na mniejsze i większe księstewka RUSKIE/rusińskie.
Tu też chyba nie ma o czym gadać.
Znana sprawa.


Następnie, idąc oficjalnym torem (bo jakby nie było: wpis ten dotyczy oficjalnego nazewnictwa przecież!), w XIII wieku pojawiają się Mongołowie aka Tatarzy i podbijają te RUSKIE księstwa.
Panują nad nimi przez 300 lat z okładem (dłuższy „okład” dotyczy Moskwy np…), potem tracą pozycję na rzecz Litwy (która „zbiera wszystkie ziemie ruskie” – Jak to „zbiera”? „Litwa”?? Po czym zbiera? Dlaczego rości se do nich wieksze prawa, niż „ruska” Moskwa np?? – bez sensu, nie? No. Szkoła nie podpowie. A …jakbyś tak zechciał/zechciała się pochylić nad jedną, czy drugą „szurską teorią”, to może i coś by pojaśniało, może by się klocki jakoś zaczęły układać… Tak tylko napomknąłem…) i Polski, a zaraz potem unii Korony z Litwą.


Ziemie zdecydowanej większości księstw RUSKICH wraz z ich mieszkańcami wchodzą w skład Rzeczypospolitej w której również nazywane są nie inaczej jak RUŚ lub KSIĘSTWO (a nawet WIELKIE KSIĘSTWO) RUSKIE, a ludzie nie inaczej jak RUSAMI/RUSKIMI/RUSINAMI.


W międzyczasie do głosu dochodzi Moskwa.
Można tu dywagować, czy po 300 latach jest to dalej społeczność sławiańska/ruska, czy już bardziej tatarska/azjatycka, ale fakt jest faktem, że pomimo zmienionej mentalności i przyjętym od azjatyckich najeźdźców (o ile wciąż trzymamy się oficjalnej wersji) wzorcom i modelom sprawowania władzy, to księstwo to jest, choćby z nazwy, języka i kolorytu ruskie.

[Podrzucę tylko, że z tym rozpatrywaniem „sławiańskości Moskali po 300 latach pod butem Mongołów” jest jak z rozpatrywaniem „sławiańskości np Słoweńców, Chorwatów, czy Czechów po 500 latach pod butem niemców wszelakich”, „Serbów, Bośniaków, Bułgarów i Macedończyków po 300 latach pod butem Turków” lub Słowaków tudzież Chorwatów wbitych na długo w Węgry itd, itp – są jeszcze Sławianami, czy już tylko „Polska jest SŁOwiańska” (pomimo, że przez 150 lat, a tak naprawdę to po dziś dzień jest pod „czyimś” butem)? Taka wcinka.]


Z jakichś „dziwnych” dla większości przyczyn, ruscy Moskale długo czekają na przemianowanie się z Moskali i Księstwa Moskiewskiego w … „R-O-sję” (wcinka: jeszcze do poowy XXw (!) nikt ich w Polsce np nie nazywa inaczej, jak…Moskalami właśnie!)
Dlaczego? Dlaczego nie nazwano się „RUSIĄ”??
Może dlatego, że jako słabsi (wtedy) nie spieszyli się do nazywania siebie RUSKIM księstwem, bo odzyskawszy dopiero co jako-taką wolność, egzystowali w niepewnej wciąż sytuacji, gdzie KSIĘSTWO RUSKIE istnieje w ramach sąsiedniego mocarstwa, a kniazie RUSCY jak i bojarzy RUSCY mają się w tym księstwie całkiem dobrze i wyraźnie prą do przodu, w kierunku Rzeczypospolitej Trojga Narodów (niestety niespełnionym na czas)?
Może nie warto było się za bardzo wychylać ze swą „ruskością” w sytuacji, kiedy …Litwa „zbierała wszystkie ziemie ruskie”?
A może ruska Moskwa była wtedy tylko z nazwy i z dołu „ruska” a zachodziły tam właśnie świeże, drastyczne zmiany „w zarządzie” i symbolice (!) (patrz: dwugłowy, czarny, „wschodniorzymski” mutant…) związane z …przejęciem tego kraju przez czarne, tzw „greckie” łby (aha, tak, znowu – druga strona lustra – bez niej nic się nie klei w tej „profesorsko-doktorsko-systemowej rzeczywistości”) ???
Nieważne.
Tak, czy siak: ruskość w Moskwie wracała do łask powoli, proporcjonalnie do upływu dekad („nowy zarząd” potrzebował trochę czasu, by się swołocz przyzwyczaiła? Hmmm), wzrostu ich potęgi militarnej, regresu tejże w Rzeczypospolitej itd, itp.
[wątek ten jest „dziwny i nielogiczny” dla wyznawców „oficjalnej szkoły”. Jednak jak się choć liźnie tzw „szurskiej wersji dziejów”, to… ma to całkowity sens i pełną logikę. Ale ktoby się tam zajmował czymś, czego nie poleca telewizor, lub chociażby zastanawiał nad tym, dlaczego polska (ale nie tylko, bo i ruska też) szlachta tak ochoczo nazywała siebie w tamtych czasach „potomkami Sarmatów”, nie paliła kobiet, nie wyrzynała reformatorów, nie kamieniowała judaistów (jak CYWILIZOWANY, światły zachód Europy pod BOGA MIŁUJĄCYM przewodnictwem WATYKANU (jaki to „Bóg” musi być?? – pytam retorycznie))…. Pewnie z jakiegoś ichniejszego internetu naściągali se szurskich teorii te szlachciury sarmackie… No nieważne.] Dalej:
Suma-sumarum ostatecznie Księstwo Moskiewskie przepoczwarzyło się nie w RUŚ, a w Rosję…
Kontynuując gdybanie: Może dlatego, co wyżej plus: ówcześni wiedzieli, że RUŚ to głównie Kijów (a dla mnie Karpaty, ale to nie dla twardogłowych i nie na teraz), a to niosło za sobą konsekwencje nie tylko polityczne, ale egzystencjonalne dla tej nowej, moskiewskiej konstrukcji…
Więc zrobiono se „na wszelki wypadek” Rosję. Podobne, a jednak inne (jakby co). Swołocz nie zatrybi, a jak się nadarzy okazja, to się łatwo będzie skakać z jednego na drugie…

A’propos swołoczy i trybienia: „oficjalne” tłumaczenie przez „ukrainców” powodu, dla którego nie raczyli nazwać się choć w miarę normalnie jest takie, UWAGA:
„ROSJA (!) „ukradła” (!) naszą „historyczną nazwę”, więc „musieliśmy nazwać się…” No właśnie…
Gdzie ROSJA a gdzie RUŚ??? (a gdzie „obrzeża cywilizacji i normalności” (DELIKATNIE mówiąc)???
Dlaczego BiałoRUSI nie przeszkadzała ta „złodziejka nazw”, „Rosja”???
Dlaczego, od biedy, nie nazwano się jakąś inną RUSIĄ jak w/w BiałoRUŚ np??? (skoro „ROsja” nazwała się „ROsją” i po ROsyjsku „ROsja” to „РOссия”!!!!) (pomijając już to 2xS chociażby…)
Powiesz może: „bo po angielsku piszą się RUSSIA”…
NO I CO Z TEGO, ŻE TAK SIĘ PISZĄ???
I to po ANGIELSKU!?? .
Kogo to obchodzi jak się pisze „ROsja” po ANGIELSKU, chińsku, czy w jakimś tam narzeczu Kongo??? – (po raz drugi pomijając te nieszczęsne 2x „S” i udając, że nie ma tam tej końcówki rusSIA – r-Ossija w oryginale… Zamiast otwartego „U”, zamknięty okrąg, i końcówka „sssycząca jak źmija”… Tobie najprawdopodobniej mówi to dokładnie NIC, ale…wszystkim tym wyśmiewanym tak ochoczo przez tęże „bezobjawowo inteligentną większość”, „szurom z jutuba” to jedno słowo mówi więcej o „rOssiji” niż wszystkie opasłe tomy na jej temat w tych wszystkich systemowych uniwersytetach! Zapewniam!)
Zatem: „N***a, please!”
I nie wnikając już nawet w fakt, kogo to miało/mogło niby obchodzić w połowie XIXw???
Chłopa spod Kijowa, Charkowa, Lwowa, Odessy lub z Karpat??? (a, „sorki”: Ci, JAKO JEDYNI zachowali się „jak trzeba” w stosunku do Rodu, Antenatów i własnej godności i pozostali po dziś dzień RUSINAMI/RUSKIMI!)
Czy to przeszkadza w/w BiałoRUSI np?? Oni się piszą (po angielsku!) BelaRUS !!! – Można? Można!!
Więc SKOŃCZMY z łaski swojej z przyklaskiwaniem tego typu tłumaczeniom dla, delikatnie mówiąc: „cofniętych na muniu”; Z TYM PAJACOWANIEM „u(s)krajów” w obronie „u(s)kraju” RAZ NA ZAWSZE, „OK?” Nie róbmy choć sami z siebie idiotów (ku uciesze tych „wciskaczy nowej prawdy”). Szanujmy się (!!!!)

Tak jeszcze tylko dodam: czy ktoś, dla odmiany, mógłby choć sekundkę pomyśleć nad konsekwencjami (dla ówczesnych i obecnych ościennych włodarzy) odtworzenia się w XIX w. RUSI, księstwa RUSKIEGO lub powstania dajmy na to Republiki/Rzeczypospolitej RUSKIEJ??
Dla kogo byłoby to BARDZO niekorzystne?
Dla kogo było BARDZO korzystne stworzenie jakiegoś nowego, śmiesznego już z samej nazwy (przez co z GÓRY już nastawionego na tymczasowość jedynie!), kontrolowanego „tworu”, zamiast dopuścić do odrodzenia się prawdziwej, historycznej RUSI i RUSINÓW?? „Hmmm….”

Ok. Wracamy z poziomu „kresowej swołoczy” na bardziej CYWILIZOWANY:
I tak oto ta „ROsja” została do dziś. I do dziś jakoś dziwnie „boi się” oficjalnie przechrzcić na Ruś, choć od czasów Katarzyny (niemki swoją drogą) jest mocarstwem (raz większym ,raz mniejszym, ale tylko dureń może uważać inaczej).
Mocarstwem po wschodniej stronie.
Z bizantyjską, dwugłową wroną w herbie…
Wiecznie obwąchującym się z podobnymi ptako-mutantami z zachodu…
Niby wrogowie, ale nie wrogowie. Niby przyjaciele, ale nieprzyjaciele. Raz się ich karmi, raz głodzi na śmierć. A oni słuchają i patrzą w swoje „słońce narodu” jak żadni inni prawie. Żadni poza… No właśnie…
„Dziwne”, nie? Szkoła nie wytłumaczy. Trzeba zaryzykować i wejść jednak w coś, co „szkoła nie poleca”, bo to „niedobha jest”!
A dla tych, co mieszkają sobie (wciąż i uparcie) między w/w „wschodem” i „zachodem” to już nawet nie „nie dobha!”, a „bahdzo nie dobha!!…

Wracając powoli do brzegu: Mamy RUŚ, potem księstwa RUSKIE, zdegradowane następnie do województw RUSKICH (z czego jedno, halickie zostało po prostu RUSKIM – dlaczego tylko to? dlaczego kijowskiego nie nazwano RUSKIM?? Hmmm. „Again”: szkoła nie odpowie. Ale już taka np „wyśmiewana” Księga Welesa może coś tu pomóc…), następnie znów jedno, Wielkie Księstwo RUSKIE w ramach Rzplitej.
XVI-XVIIIw.
KSIĘSTWO RUSKIE i RUSY/RUSCY/RUSINI.
Jak okiem sięgnąć. Od Krynicy po ówczesne, ruskie „ukrainy”, czyli pasy dzikich pól między Rzplitą, a Moskwą (a jak ją wliczyć, to po Ural…, a jak wrócić do „szurów” to i po Kamczatkę…)
Nic / Nikogo innego.
Są zawieruchy, powstania, wojny domowe, gry wojenne, podchody, dymitriady, sriady między Krakowem a Moskwą itd. „Dzien jak codzień”…

Pod koniec XVIw pojawiają się (w sumie to wyskakują jak Filip z konopii i nikt jakoś nie za bardzo wie skąd to, jak to, kiedy dokładnie i po co – dla niedowiarków: sprawdźcie se ile jest teorii na ten temat wśród tzw „oficjalnych historyków”. Żeby nie było, że wymyślam…)Kozacy(czyli po prostu ówcześni „wyjęci spod prawa”, „ganguski”, „byczki”, „mordy” itp., wymieszani z tymi, którym taki „wolny/swawolny” żywot „mordobiciela i wirażki” pasował – nie oceniam, sam cenię sobie wolność… ale, czy szczyciłbym się akurat takimi przodkami (niczym przodkowie białych Australijczyków…) – nie, raczej podziękuję. Wolę prostego, RUSKIEGO chłopa z Karpat za przodka, co to na życie swoje i bliskich zarabiał pługiem i kosą, a nie paląc, gwałcąc i rabując…) i na scenę „dziejów” wchodzi Zaporoże / Sicz Zaporoska (dlaczego nie „u(s)kraju(ina)” ??? Hmmm…)
Z jednej, tej „oficjalnej i obecnie jedynie poprawnej” strony”, bohatersko bronią południowo-wschodnich rubieży Rzeczypospolitej”, a z drugiej, tej prawdziwej i do niedawna zresztą też przecież oficjalnej (ach te „mądrości etapu” kreowane przez „elity” dla prolstwa…), rabują, gwałcą i palą co im „pod kopyta” wlezie, a ostatecznie doprowadzają do różnych zawieruch, krwawych łaźni, zwyrodniałych mordów i pogromów (dodatkowy powód, by nie tyle szczycić się tym antyrycerstwem, hajdamactwem, itd., co je jednoznacznie i stanowczo potępiać, ale…weź to pan, panie wytłumacz dzisiejszym prolom z taką a nie inną profilówką na fb. A tym, którzy wyszli ze szkół „za Bugiem”? Weż i im wytłumacz….Powodzenia.. Tym bardziej, że te mordy i pogromy powtórzą za kilkaset lat niemalże 1:1, a nawet je „przeskoczą”, kolejni „ojcowie” i „bohaterowie” tegoż „historycznego narodu”…)...


Na ten to czas/okres najczęściej powołują się „historycy” szukający „początków nowoczesnej (hahha) ukrainy”.
W tym to okresie słówko „ukraina” rzeczywiście używane zaczyna być częściej. Tak na salonach jak i w karczmach zapewne…
Samo słówko nie jest przecież nowe, istnieje w języku sławiańskim od dawien dawna i od dawien dawna oznacza „skraj”, „obrzeże”, „przygranicze”, „rubież”, „teren niczyj” itd, itp – „u kraju”.
Ale teraz wypływa jakby nieco szerzej. Dotyczy i określa to, co od zawsze się nim określało: odludzie, pasy ziemi przygranicznej, bez stałego zaludnienia, przeznaczonych na ewentualne ganianie się z potencjalnym najeźdźcą, dzikie pola po prostu.
Pojawia się w szerokorozumianej sztuce (piosenki, wierszyki i takie tam), w rozmowach a i nawet w jakichś dokumentach, gdzie mowa o terenach przygranicznych (i tylko w takim odniesieniu!).
W każdym przypadku wiadomo od razu o co chodzi: dzikie, wolne od cywilizacji przestrzenie, przedpola. Nie tylko na południowym wschodzie Rzplitej zresztą.
Wszędzie indziej też.
I nie tylko w Rzeczypospolitej! Swoje „ukrainy” miały wszystkie kraje przecież, a sławiańskie tak właśnie je nazywały. Nic nadzwyczajnego. Proste.
„Ukraina”.
Słowo jak każde inne.
Zdecydowanie lepiej pasujące do pieśni, wierszy, dokumentów czy mniej lub bardziej dyplomatycznych rozmów, niż dobitniej oddające ducha ZADUPIE czy WYPIZDOWO np. (choć zapewne i takie i tym podobne synonimy latały w ówczesnym obiegu potocznym i używane były, jak przypuszczam częściej nawet, niż te powyższe, „kulturalne”. Wyobraźmy se np byle jaką karczmę czy zajazd gdziekolwiek w Rzplitej i grupkę szlachty czy kogokolwiek innego z towarzystwa tam akurat bawiącego, poruszającego temat „dalekich rubieży kraju”, „wolnych jak ptaki” Kozaków-Hajdamaków, ich „demokracji”, honorowym i „cywilizowanym ze wszechmiar” sposobie na życie, iście „rycerskim” etosie itd, itp. – Widzimy to? Słyszymy słowa jakich używają ci podchmieleni panowie? Ja tam słyszę. Bez problemu…)

Tak, wiem, przewinęło mi się sporo „nowoczesnych” odnośników jakoby to słowo „ukraina” znaczyło coś, czego nie znaczy i używane było już od XIII w (!) do określenia kraju i nacji (!!), ba! niektórzy „historycy” udowadniają, że jest „starsze i stosowniejsze niż Ruś sama…
Zawsze są to jakieś pojedyńcze wrzutki typu: „użyto raz w jakimś tam dokumencie” lub coś w tym stylu.
Totalnie nie w zgodzie z chociażby książkami, mapami, kronikami, a nawet wciąż jeszcze żyjącym pokoleniem ludzi urodzonych przed II w.ś.. ale kogo to obchodzi? Kto w tym będzie grzebał? Kto będzie myslał nad tym, co właśnie przeczytał lub usłyszał od „nauczyciela”? NIKT. I o to (im) dokładnie chodzi! Od zawsze.
Fachowo nazywa się to „inżynierią społeczną”, a normalnie „praniem mózgu i robieniem z durniami co się tam komu podoba i przyśni akurat”…
Czas biegnie do przodu.
Książek nikt nie czyta.
W internecie nowomowa zastępuje staromowę szybciej niż w „1984” Orwella (to przerażające swoją drogą…)
Starsze pokolenia wymierają…
Jak myśleć będą o tej kwestii nowe generacje? Ba: jak JUŻ myślą, skoro jak wspomniałem, w internecie JUŻ nie można znaleźć prawdy na ten temat, na temat jednego, starego SŁOWA! – sprawdź sam/a, a zobaczysz co Ci się wyświetli na pierwszych zakładkach…

Taka mała dygresyjka:
Prezydent POLSKI Duda też używa słowa „polin”.
I to nie raz!
Prezydent POLSKI!
I nie tylko on. Inni politycy POLSCY też. Są przecież stenopisy, OFICJALNE dokumenty.
Mamy też „muzeum Polin”… itd, itp.
Myślę więc, że nie będzie żadnych zbędnych dyskusji za jakieś 200 lat (choć osobiście obstawiam 50, góra 100) nad tym „niezbitym dowodem i faktem historycznym”, że „polin” istniało już OFICJALNIE od XXw, a tak naprawdę od Mieszka Igo (bo już wtedy jakiś tam Ibn Jakub raczył wrzucić takie słówko w swój „dziennik podróży”…)
„Historycznych dowodów” zatem znaaacznie więcej, niż mają niestrudzeni „historycy ukraińscy”…
Tyle ode mnie w temacie „historycznej wartości słowa „ukraina” jako nazwy dla państwa i narodu”…

Mamy więc Kozaków, którym się często przypisuje łatkę „ojców ukrainy”(!) i trąbi o ich „demokracji” (kontrastując tęże z „warcholstwem szlachty i magnaterii tak polskiej jak i ruskiej” – „Ach ten warchoł i cham Jarema, czy inny Wyhowski, Niemirycz, tudzież głąb nad głąby zapewne, Kisiel! Taki Krzywonos lub inny Bohun mogliby ich zaiste nauczyć manier i bez trudu obdarzyć choć odrobiną swej wyszukanej kultury osobistej. O wiedzy, inteligencji, kodeksie rycerskim itd. nie wspominając!…A teraz co? Taki wstyd przed…”ukraińskimi historykami”!… – „Ciekawa”, choć żywcem wzięta od zaborców „koncepcja”. Nie mam czasu roztrząsać tej „kupki dla ameb” teraz. Ameby wybaczą, ale my tu o „historii” teraz…).

Na temat dumy z pochodzenia od takich „ojców narodu” już napomknąłem wyżej. (Mogę jedynie dodać, że z dwojga złego: lepsi tacy niż ci późniejsi, „wsławieni” na Wołyniu lub innym ss galizien… – choć po prawdzie mała, jeśli już jakakolwiek w ogóle między nimi różnica. Chociaż nie. Ci pierwsi nie skalali się (przynajmniej oficjalnie) przebieraniem w mundury odwiecznego, śmiertelnego wroga Sławian. Pewnie dlatego, że jednolite umundurowanie nie było wtedy jeszcze jakoś tak w modzie… Tyle „pro plus” dla nich..)

W jednym „historycy” dochodzą do konsensusu w kwestii kozackiej: Był to zaiste „multi-kulti mix”, taki swoisty „statek piratów”, zbieranina z całej Rzplitej i okolic (zatem kolejny, niezaprzeczalny „plus” do rodowodu dla tych „rozumnych inaczej”). Polacy, Litwini, Rusy, Mołdawianie, Moskale, Bułgarzy, Tatarzy, wcześniejsze zagony z Azji, czyli potomkowie Pieczyngów, Połowców itd, itp. Też do potwierdzenia u „oficjalnych historyków” nie tylko „ukraińskich”…
Ale nie o to chodzi. Tym bardziej, że i w kozakach i kozaczyźnie są pozytywne i z pewnościa warte docenienia jednostki – nie można i daleki jestem od uogólniania.
Jednym z niekwestionowanych bohaterów tamtych czasów są, jak dla mnie np. Jerzy Niemirycz, Wyhowski, Wiśniowiecki!
Aaa, przepraszam, to nie kozacy „u’kraju(ińscy)”, a ruscy ziemianie, ba: Kniaź (w przypadku tego ostatniego – ps: jego Tatko założył Sicz, a więc… Kozak! Ruski Kozak! Pomimo, że niby od litewskiego Giedymina…), ruska szlachta, inteligencja, bojarzy ruscy! Pardon zatem…

Chodzi o to, że ci „protoplaści” (co za bzdura) „ukrainy” jako „państwa” NIGDY nie nazwali siebie inaczej jak Kozacy lub RUSCY/RUSINI/RUSKY LUDE!
NIGDY!
Ani jako zbiorowość ani jako pojedyncza, indywidualna jednostka!

Tak samo jak i krótkotrwałe quasi-państewko założone przez Chmielnickiego nie nazwało się ‚ukrainą”, a Hetmanatem Kozackim tudzież, a jakże, „samostijnym” Kniaźtwem RUSKIM!!
Inne, podobne mu „państwa kozackie”, jakie wysypały się wtedy i zaraz potem u skrajów (!) Rzeczypospolitej i u skrajów (!) Księstwa Moskiewskiego (i zniknęły równie raptownie jak się pojawiły) też jakoś nie wpadły na ten „fenomenalny” i jakże „dostojny”, „historyczny” (bo przecież „wspominany już w jakichś dokumentach nawet z XIII w. (!) ponoć”) i w ogóle najlepszy z najlepszych pomysł, by nazwać się „u’krainą”.
ŻADNE Z NICH!!!
Ani jedno.
Co za brak „wyczucia i taktu” u tych Kozaków! Straszne! Jak mogli tak utrudnić pracę „ukraińskim historykom”?…
Dlaczego? Dlaczego nie nazywali siebie, ani swych „państw” „ukrainą”? ?
No jak to dlaczego??!! – Bo nawet najbardziej zachlany i niepiśmienny, tępy jak sto ch..ui moczywąs kozacki wiedział, że nazwanie się „ukraińcem” równa się nazwaniu siebie samego „gorszym”, „zacofanym”, głupszym”, „biedniejszym”, „byle kim”, „dzikusem” (w tym jak najbardziej pejoratywnym znaczeniu), „zadupiakiem”, „wypizdowianinem” itd, itp. !!!

Zatem skoro wiedział i rozumiał to najczerniejszy z czerni, to tym bardziej rozumiał to książę, magnat, hetman, ataman, szlachcic, kozak, żołnierz, chłop, czy każdy inny mniej lub bardziej rozumny RUSKI (ale i wszelkiej innej narodowości) człowiek!
Wszyscy oni byli i nazywali się RUSKIMI/RUSYNAMI
I nie od „wczoraj”, a od setek (alternatywa śmiało wrzuca tu: tysięcy!) lat!
Zatem ci „ojcowie u’kraju(iny)” NIGDY nie napluli se w twarz nazwaniem siebie samych inaczej jak RUSY/RUSCY/RUSINI (chyba, że nie pochodzili z Rusi, ale po prawdzie, jak już ktoś wojował od lat wśród ruskich Kozaków, to i sam stawał się Ruskim Kozakiem…).
Doszło?
Dotarło?
To dobrze. Lecimy dalej.

Jak ktoś ma choć ciut wyobraźni i wiedzy o tamtych czasach, to powtórzmy sobie grany już wyżej eksperyment myślowy „z karczmy”: niech jeden z drugim raczy wyobrazić se scenkę, gdy staje sobie beztrosko naprzeciwko grupki takich właśnie Kozaków gdzieś w połowie (ale nie tylko) XVIIw. powiedzmy i mówi im per „ukraińcy”!…
Widzimy co sie dzieje sekundę po tym? No. To dobrze.
To wystarczy już chyba odnośnie „kozackich korzeni ukrainy (jako państwa i narodu)”…

Gdyby zamiast „u’krainy” (u)wałkowano i powołano do życia np. taki „Kraj Kozaków”, „Kozainę” (Oo!, to ładne. pasowałoby jeszcze lepiej do poziomu motłochu!) np., czy chociażby „Samostijnu, Welyku Sicz” – no to można by było jeszcze się tu jakoś w miarę logicznie podpinać i mamić Rusinów, by przeskoczyli na „Kozaków” lub „Siczaków” (w sumie lepsze to niż…)…
Ale nie, powołano do życia „frankensteina”, nazwano go tak jak nazwano i…
Dobra. szkoda czasu. Lecimy dalej:

Tu wrzucę opis do powyższej mapy (to i to „zrzuciłem”pożyczyłem” z BiałyOrzeł.pl):
„(…) 16 września 1658 roku została zawarta Unia Hadziacka. W myśl jej postanowień utworzono Wielkie Księstwo Ruskie [mój dopisek: dlaczego nie „zadupiackie” skoro „kozacy walczyli ponoć o „samostijne zadupia”?? Hmmm. Ciekawe, nie?], a Rzeczpospolita Obojga Narodów została przekształcona w Rzeczpospolitą Trojga Narodów. Tym samym Wielkie Księstwo Ruskie [mój dopisek: RUSKIE!] , w którego skład weszły województwa kijowskie, bracławskie i czernichowskie stało się obok Korony i Litwy równoprawnym członem państwa.
Autorem projektu był Jerzy Niemirycz [mój dopisek: RUSIN, a nie żaden „zadupiak”. Przyklejanie mu i innym ludziom tamtych (ale nie tylko tamtych) czasów tej haniebnej łatki jest po prostu stanowczym nadużuciem i deptaniem ich pamięci na przekór i wbrew całym ich życiorysom i wszelkim materialnym i niematerialnym ich dorobkom i spuściznom!…], szlachcic urodzony w Czerniachowie koło Żytomierza.
Pół roku później Wielkie Ks. Ruskie przestało istnieć, a kres idei państwa trojga narodów położył ostatecznie rozejm w Andruszowie z 30 stycznia 1667 roku (między Rzeczpospolitą a Rosją).
Była to jednak godna odnotowania próba stworzenia silnego organizmu państwowego, który w przyszłych konfliktach mógł skutecznie przeciwstawić się jakiemukolwiek zagrożeniu zewnętrznemu.” – zgadzam się!
Mało tego: uważam, że był to klucz do najlepszego z możliwych wariantów przyszłości Europy Środkowo-Wschodniej, a może i całej Europy.
Próba odbudowania Sarmacji, Sławii (tak, tak: to z tej drugiej, „wyśmiewanej” strony „historii”).
Jak zwał, tak zwał: niemniej jednak „kogoś” mocno zabolał taki obrót sprawy i dlatego rozprawiono się z nim na szybko, po kupiecku, w pół roku! Zaciśniono czarne szpony i rozprawiono sie od razu z całą Rzplitą…
Wielka, nieodżałowana SZKODA! Ale…póki życia, póty nadziei!…

Tu podaję link do obszerniejszego opisu tematu Unii Hadziackiej z HistMag:
UNIA HADZIACKA – poczytaj se więcej.
Robię to dlatego, że uważam ten punkt za NAJWAŻNIEJSZY, kluczowy moment, „game-changer” (w, jak to mówi Pan Nikt: „hebrajskim dla goi” 🙂 ). Moment, do którego TRZEBA nam wrócić, jeśli mamy zamiar odkręcić ten szabesgojski cyrk dla niepełnosprawnych małp, wyprostować narzucone nam prymitywne manipulacje i ruszyć do przodu PO LUDZKU, po sławiańsku, PO NASZEMU!
I jeszcze odnosnie powyższego linku: czytając podkreśl, proszę ja Ciebie, słowa „ukraina/ukrainiec/ukraiński” jakie tam znajdziesz. Dobrej zabawy 🙂

Dalej!
Kolejne półtora wieku to upadek i zabory Rzeczypospolitej.
Województwo RUSKIE przypada Austrii, a pozostała Ruś wciągana jest w skład Rosji.
Ta ostatnia z jednej strony jedzie na propagandowym „dziedzictwie Rusi” i po-litewskim (znów te czarnołebskie schematy…) „zbieraniu wszystkich ziem ruskich” (potem nawet „wszystkich sławiańskich”…), a z drugiej brak jej jaj (po dziś dzień) na oficjalne przejście z tego pokracznego „Rosja” na historyczne RUŚ. Dlaczego? Pisałem wyżej. Nie będę powtarzał.
Dodać można jeszcze (żeby nie było, że dzieła masona Feniksa Konecznego są mi obce…) „potencjalną” (bo nie ufam masonom jak psom! Sorki: psom w sumie ufam jako-tako…) przepaść kulturowo-cywilizacyjną między RUSAMI/RUSINAMI z byłego KSIĘSTWA RUSKIEGO, a Moskalami. Jeśli ci ostatni wróciliby do nazwy Ruś, to konsekwencją byłoby natychmiastowe wystrzelenie w górę Kijowa (nawet bez oficjalnego przenoszenia tam stolicy państwa czy „zarządu cerkwi”), a być może nawet totalne, pokojowe przebiegunowanie sił zgodne z historią właśnie: Moskali i Moskwę, tj Rosję, mógłby spotkać los Litwy, która co prawda podbiła Ruś, ale sama się…zruszczyła, przejęła kulturę, mowę i obyczaje ruskie i…została BiałoRUSIĄ (to co dzisiaj nazywasz Litwą, jest Żmudzią, paniał?), gdyż tak dzieje sie zawsze w przypadku podbicia wyższej cywilizacji przez niższą (czarne łby znają to doskonale ze swojej własnej, pasożytniczej (niestety wciąż „nieoficjalnej”) historii…)



Więc Rosjanie, a tj oficjalnie niemiecka już wtedy dynastia zarządzająca Rosją, kombinowali inaczej.
Z jednej strony „zbieranie ziem ruskich”, a z drugiej „mieszanie w głowach”, zmienianie nazw, trywializacja języka i przeinaczanie mieszkanców prawdziwej, oryginalnej, historycznej RUSI w jakieś pokraczne dziwactwa.
Ruś przechodziła w „małorosję”, a Rusini w „małorosjan” (dziś mamy nijako powtórkę z rozrywki w postaci „noworosji” i „noworosjan”…).
Polskę próbowano zmienić w „kraj prywiślanskij”, a Polaków w „prywiślan” (dziś galopują z „polin”, a zaraz potem polecą z „polińcami”…)
Pomysł typowy dla czarnych łbów, „nic nie mających – niemców” (ci to uwielbiali i dalej uwielbiają tak grać: germanie (po przejęciu ziem germańskich), sasi (po eliminacji Sasów), prusacy (po wybiciu rdzennych i prawdziwych Prusów) itd…). Wybić większość (przede wszystkim tę myślącą), zmienić nazwę, zdziczyć, poczekać z pokolenie-dwa, aż pamięć przepadnie i …wtedy można sobie spokojnie przechodzić na ICH miano, ICH nazwy, czesto-gęsto ich język nawet i nazwiska, stając sie ICH elitą i mieszając w tzw „kartach historii” już kompletnie i na grubo (Tak, by zminimalizować ryzyko dogrzebania sie do prawdy przyszłych „zapaleńców historycznych”… – znamy to? nie? to sprawdźmy sobie rodowody choćby naszej obecnej „elity”…))
Austriacy robili wtedy dokładnie to samo „u siebie”, w tym też i w zachodniej Rusi (Londomeria, Galicja i inne takie „gminne księstewka” powstawały w cesarstwie jedno na drugim – dziel i się panosz, bryluj jak przystało na rasowca wśród kundli, których natworzyłeś ile wlazło (wcinka: przyjrzyj się polityce państwa utworzonego na terytorium Palestyny i odnieś ją do tego, co jego elity, tj rózne „filantropy” i „fundacje” np, promują wszedzie POZA jego granicami. Czy nie ten sam, prostacki schemat? No…)

Od tzw. Wiosny Ludów (1848) wszyscy trzej zaborcy zaczynali dostrzegać fakt nieuchronnie zbliżających się zmian geopolitycznych, a dokładniej: gdy po tych wszystkich (masońskich) przewrotach i rewolucjach („oddolnych”) zaczęła im drżeć ziemia pod „błękitnokrwistymi” stopami, zaczęli „na gwałt” szukać jakiegoś zabezpieczenia, asekuracji, planu „B” na wypadek wtopy ich „statusu quo” („wieczyste panowanie dane „directly” od Boga” (Boga wziętego / danego im przez …no właśnie… ale to nie o tym teraz…)) i ewentualnego powrotu do stanu z końca XVIIw na terenach Europy Środkowo-Wschodniej.

Ich największym koszmarem byłoby odrodzenie się niezależnej, skonfederowanej potęgi Polsko-Litewsko-Ruskiej z niedomkniętej niestety, bo przerwanej „w samą porę” (jak dla Moskwy przede wszystkim, ale mylą się grubo ci, którzy myslą, że jedynie dla niej…) Unii Hadziackiej (a do tego dokładnie dokumentu nawiazywały przecież hasła Powstania Styczniowego chociażby…).
Jak zatem przeszkodzić takim zamiarom i zabezpieczyć się na jak najdłużej, by zyskać czas?
Jak to, jak? Po staremu: podzielić i skłócić!
Do tego domieszać srebrniki, propagandę, systemową edukację i skuteczny, bezwzględny aparat represji.
Nie może się nie udać!
Niemieckojęzyczne (ale nie tylko one jak chodzi o „zachód”!) czarne głowy chcą w najgorszym wypadku mieć po drugiej stronie Polski swą kolonię, marionetkę, straszaka (no i mają po dziś dzień), a rosyjskie dwugłowe, czarne wrony-mutanty, bufor o durnowatej, śmiesznej nazwie, wyprany z pamięci co do własnych korzeni, a tym samym niezagrażający już pozycji „największego księstwa post-ruskiego”, wręcz przeciwnie: stwarzający dogodną pozycję wyjściową w przypadku potencjalnej, przyszłej, sprzyjającej sytuacji na kontynuację polityki panruskiej, a jeszcze dalej pansławiańskiej…

Polacy wyśmiali „prywiśle” z marszu i dogadywali się z opóźnioną nieco (przynajmniej wg w/w masona Konecznego…)) inteligencją ruską/ rusińską co do przyszłości nowej Rzeczypospolitej. Wspomniane powstanie styczniowe na swych sztandarach miało nie co innego, jak hasła i herb z czasów Niemirycza i Wyhowskiego.
Pomińmy już „szurski” wątek o roli masonów w wywołaniu tego powstania i jego oczywistych konsekwencjach dla jego uczestników, o wielkiej redukcji najwartościowszej elity polskiej i niemalże eliminacji do zera ruskiej, o tym kto do tego „pięknego samobójstwa” zachęcał i kto na nim „zageszefcił” najlepiej…. Pomińmy. Ci, co lubią logikę, wiedzą, ci co nie lubią… i tak nie zrozumieją. Zresztą: do czego im ta historia potrzebna w ogóle? Co kogo obchodzi Cezar czy Kleopatra? – jak to raczył mniej-więcej rzucić w tłum „przyszłej elity polin” premier pewnego państwa pustynnego, przemawiający na Uniwersytecie (!) Jagielońskim (bodajże)… Pomińmy.

Pomińmy i wróćmy do momentu, gdy szlachta polska, przekształcająca się powoli w inteligencję polską zaczęła w końcu rozumieć, że bez jej ruskiego odpowiednika i jego pomocy Rzeczpospolita NIGDY nie odrodzi się na tyle silna, by mogła znów samodzielnie decydować o sobie samej i mieć wpływ na region. Każda inna, okrojona wersja, wrzucona między Prusy a Moskwę, będzie co najwyżej marnym żartem politycznym w stylu „Królestwa Polskiego”, „Księstwa Warszawskiego”, „PRL’u” czy obecnej „Rzeczypospolitej Przyjaciół” (cytując głowę (!) państwa (polin)!)
Ruś i Polska to nic innego, jak dwie nogi jednego i tego samego organizmu!
Nie ma szans ani na podniesienie się z kolan, ani na dalsze, „normalne życie”, gdy jedną z tych nóg zeżre gangrena lub inny szlag trafi.
Ludzie połowy XIXw to rozumieli.
Niestety nie tylko oni. A może dokładniej: przede wszystkim nie tylko oni.
Druga (trzecia i czwarta i jeszcze parę by się znalazło) strona też to doskonale rozumiała.
Wiedziała, że taki rozwój sytuacji, takie myśli choćby w głowach Polaków i Rusinów to… A fee! BAHDZO NIEDOBHE jest!!
To trzeba było jak najszybciej przerwać!

Dobra, niech będzie, przypomniałem sobie książkę w której jest ten proces całkiem ładnie i składnie ujęty:
„Gente Rutheni, Natione Poloni” Adama Świątka.
Żeby jednak nie było tak „słodko”, to zaraz po lekturze Świątka zalecam stanowczo przeczytać np.:
„Lemkovyna – A history of the Lemko Region of the Carpathian Mountains in Central Europe” o.Joana Polianskiego (niestety tylko w j. angielskim z tego co wiem…) i zbalansować nieco poziom polonofilstwa zaczerpnięty z pierwszej pozycji, poziomem polonofobii (uzasadnionej wieloma faktami przytaczanymi przez autora) z drugiej…
Tak, pofatygowałem sie do półki, by przypomnieć sobie autorów. Nie dziękuj. Nie ma za co 2.

Dalej:
Na oficjalne wody „historii” wypływa wtedy nasza „sławna ukraina”. I to w odniesieniu nie do „dzikich pól gdzieś pod Krymem”, a jako… zamiennik, następca Rusi, Wielkiego Księstwa Ruskiego (!!!) (dla Prusaków i Austro-Madziarów) i odpowiednik „małorosji” (!) (dla Rosjan, którzy odrodzenia Rusi bali się znacznie bardziej niż pozaostała dwójka (i nie tylko…) – powody wspominałem powyżej)!

Od razu widać, że pomysł musiał urodzić się w jakimś zakutym, postbismarckowskim łbie, bo idę o zakład, że żaden Sławianin (nawet w 3/4 wypełniony mongolskim nasieniem) w najśmielszych swych mrzonkach, nie wpadłby na to, że jakikolwiek inny Sławianin, wiedzący przecież co to słowo oznacza sensu stricte, kiedykolwiek zgodzi się na taki potwarz!
Pisałem o „niepiśmiennych i pijanych” Kozakach? Pisałem!… A to tylko 100-150 lat różnicy…

Przy okazji Austriacy (ale nie tylko) rozdrabniają drobnicę jeszcze bardziej.
Pod koniec XIXw pojawiają się wśród odwiecznych RUSÓW / RUSINÓW / RUSKYCH LUDY (bo tylko i wyłącznie tak się nazywli i nazywani byli (i to jeszcze do końca II w.ś.!) ludzie w Karpatach) takie przezwiska jak „Łemkowie”, „Rusnacy”, „Bojkowie”, „Dolinianie”, „Pogórzanie” itd, itp.
Żeby było śmieszniej, to „Łemkowie” i „Rusnacy” to jedno i to samo, nawet wg autorów tych przezwisk, a różnicą jest jedynie narzucona w danej chwili linia graniczna między Polską a Słowacją (i tak to hula po dziś dzień…)…
Rozdrabnianie, ogłupianie, przezywanie, rozbijanie i lepienie „czegoś nowego”; „nowej”, „ukrainskiej” tym razem „misy na wymiociny” z materiału, który jeszcze niedawno stanowił WIELKĄ, ŚWIĘTĄ RUŚ i dalej jest przecież jedną i tą samą RUSKĄ „gliną”.
Ot i cała, „wielka”, czarna „filozofia”.

Z jednej strony ciężko uwierzyć, że to w ogóle się wydarzyło, a z drugiej trzeba przyznać, że dokonali niemożliwego, s…syny!
Jakby mogli, to by podzielili ludzi nawet w pojedyńczej rodzinie. Np na „tataków” i „mamaków” i ulepili z nich potem „debilaków” (a, przepraszam, pardon: w tym kierunku to przecież idzie, ba: zasuwa wręcz ku uciesze (jakże tymczasowej) jednej julki z drugim sebą..)…


Te trzy elementy (pieniądze, edukacja i aparat represji) sprzężone w jedno, sprawne narzędzie plus „pruska” dyscyplina i skuteczność, daje naprawdę niewyobrażalne możliwości i owocuje coraz to drastyczniejszymi, nieodwracalnymi, zdawać by się mogło, skutkami.
Z austriackich i pruskich uniwersytetów wypełzają „elity ukrainskości”. „Poeci”, „wierszokleci”, „dziennikarze”, „pisarze” i inni, suto posmarowani zazwyczaj i na krótko przypięci do odpowiednich lóż i sekt „architekci jutra” (a tak w nawiasie: ile trzeba wziąć, by słowo „obrzeże/skraj/rubież/zaścianek/zadupie” uznać za swoją i swoich dzieci „największą świętość”, klecić „poematy”, przepisywać historię, wtłaczać to w cały naród i bezceremonialnie podeptać, podetrzeć się nazwiskiem/nazwą „swych” Ojców i Matek??? Ile??? NO ILE, qrwa?!! No chyba, że..to SWYCH jest nie mnej nie więcej a w cudzy słowie ujętym bublem dla tubylców, bo jest się takim Rusinem jak z pasożyta żywiciel – wtedy wszystko staje się jakby wyraźniejsze, nie? Wtedy można wdrażać najdurniejsze slogany nawet. Tym bardziej, że daje to „prestiż, hajs i sławę”…)

Początkowo nieśmiało, jakby ze wstydem (no bo i jak inaczej? JAK INACZEJ??? – się was pytam!) dopisuje się w książkach i innych periodykach, do słów RUŚ i RUSKI/RUSIN ten głupawy dodatek „ukraina/ukrainiec”.
Następnie w kolejnych wydaniach obraca się „kota ogonem” i pisze „ukraina-Ruś”, „ukrainiec-RUSIN”.
Kolejny etap: „ukraina (Ruś) / ukrainec (Rusin)” i na początku XXw już pierwsze, chamskie, bezceremonialne i „samostijne” „ukraina/ukrainiec”.
Ot i mamy przepis na „duracką zupę dla skończonych kretynów i debili”, „dumnych” i „walecznych” obywateli „zadupia”!
No nie ma to tamto!
Jest powód do dumy i chwały jak sam s..syn!


Do tego czysty szowinizm prosto ze szkoły pruskiej, twarde pranie łba od niemowlęcia najlepiej, hajsy i blichtr dla „nowej elity” plus dalsze rozdrobnienie i poróżnienie, ale z jednowektorowym, „nowym”, „ukraińskim” celem:
1. niepodzielny rząd dusz dla kościoła unickiego (stąd pierwszymi i najgorliwszymi „dzikimi zadupiakami” z ochotą i werwą zostali „uczeni” hybrydy rzymsko-bizantyjskiej!) – skutek: pogłębienie podziału i konfliktu religijnego (prawosławie-katolicyzm-unia)
2.przydzielenie odpowiedniej „fuchy” odwiecznym, wewnętrznym czarnogłowym wrogom Sławian, a szczególnie Rusów, czyli chazarom (jestem w sumie prawie pewien, że to oni to wymyslili i uskuteczniali zresztą, a teraz stanowią bezkonkurencyjną i bezapelacyjną „elitę”, „kastę polityczno-kulturowo-biznesową” zadupia – widzimy to? Rozumiemy? Czy dalej ni chu chu?…)
3.podsycanie nienawiści międzynacyjnych (szczególnie rusińsko-polskich co finalnie zaowocowało „fenomenalnym” wręcz „wyśnionym” dla wszystkich pomysłodawców i realizatorów tego „projektu” Wołyniem, który na wieki postawił wielką, krwawą tamę przeciwko wszelkim próbom pojednania tych dwóch nacji i splamił przeokrutnie honor i karmę Rusinów (bo choć to był wyprany z fałd na mózgu, „zadupiacki” motłoch „ukraiński”, to jako świadomy Rusin czuję ten syf na karmie zbiorowej i jest mi niewyobrażalnie przykro i wstyd!).
4.dodatkowy podział Rusinów (po „Łemkach”, „Rusnakach”, „Dolinianach”, „Bojkach”itd. – jak wyżej) wg klucza „moskalofile” / „ukrofile” z małą domieszką „madziaronów” i jak mniemam ostre, bezpardonowe zamiecenie pod ten wielobarwny dywanik opcji najbardziej racjonalnej i historycznej, czyli „staroruskiej”…
5.można i trzeba by było wspomnieć/dodać wątek „długich, masonskich (bo jak inaczej?) łap londyńsko-rzymskich”, jakże „pomocnych” np w podżeganiu, szkoleniu (np taka zagwozdka: Krzywonos czy Connor?), zamachach, wczesnym terroryźmie, a potem przerzutach i zameldowaniu u siebie i w swoich koloniach WIĘKSZOŚCI z tych „wielkich gierojów zadupia” (od początków „projektu” po lata 50te XXw, a i później – o obecnych majdanach i tego co tam się wyprawia teraz nie wspominając…), ale… i tak jest już sporo tu nałożone jak na pojemność standardowej, szkolnie ociosanej głowy, więc… zostańmy przy tym, co mamy. Tym bardziej, że jakbyśmy zaczęli nakładać kolejne „siatki” na ten obrazek, to …zabrakłoby mi wordpressa prawdopodobnie.
6.powstają „czytelnie”, gazety, kluby „ukraińskie” i są , jako jedyne, „chołubione” i promowane przez austriackich zaborców (a potem IIwś i – to już wiemy co i jak oraz kto i co, prawda?)

To wszystko plus bezpruderyjna eliminacja wszelkich ruskich ośrodków myśli politycznej, aresztowania, zsyłki, ograniczanie dostępu do edukacji i pracy, prześladowania, obozy koncentracyjne podczas I wojny (Talerhoff), „ukraińskie sicze, oun’y ,upa, bandery ,szuchewycze”, gestapo, ss, itd. podczas II-giej, sprawiło, że z Rusi / Wielkiego Księstwa Ruskiego i Rusinów jako takich w pierwszej połowie XXw zostało jedynie około 1 miliona (!) ludzi w Karpatach („Zakarpacie/Podkarpacie”, „Ruś Preszowska”, „Łemkowszczyzna”), którzy oparli się „zabiegowi udupienia”…

Autorstwa Weltengeist – Praca własna, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=126736336

Potem przyszła, a raczej wjechała na rosyjskich, pardon: radzieckich już czołgach „czerwona chazaria” (kontynuacja, albo inaczej, dokładniej: druga ręka tego samego stwora (który jednak, jak i kapitał MA NARODOWOŚĆ, tylko nie można o niej mówić… Taka wolność słowa wg „antyfaszystowskich faszystów”!) i jego długoterminowego planu!) i pieknie wykorzystując wszystkich czerwono-czarnych durni (którzy najwyraźniej po to m.in. zostali „wykreowani” …) i ich „żołniersko-partyzancki (tfu!) dorobek”, wywłaszczyła i przesiedliła Rusinów z „Łemkowszczyzny” jak i dokręciła powstawanie „monolitów narodowych w socjoludach” (PRL, Słowacja i „republika ukraińska” itd.) w celu eliminacji „niewygodnych mniejszości” (bo taka akurat była „mądrość etapu) i na dzień dzisiejszy jest nas, Rusinów garstka!
Ale jesteśmy!
I będziemy!

Bolszewicka chazaria miała już za sobą skuteczne dokończenie „dzieła” rozpoczętego za caratu, czyli „przebrandowienie” wschodniej Rusi trwające „na bogato” i z „pełnym wachlarzem iście pustynnych, dzikich metod” od 1918 w (a jakże!) „ukraińską republikę rad”, którego punktem kulminacyjnym, gwoździem programu był masowy, zaplanowany, rytualny mord na milionach Rusinów zwany „hołodomorem”. (jak ktoś ma jakieś „ale” co do nazywania komuchów (i nie tylko) chazarami – odsyłam do książki Henryka Pająka „Chazarska Dzicz Panem Świata”. 4 tomy. Wiem, jest tam dużo rzeczy przekrzywionych, z którymi ja sam np. nie za badzo się zgadzam, ale przede wszystkim są listy nazwisk tego „czerwonego caratu” i wiele innych, wartościowych, a strasznie niewygodnych dla czarno-łbów wątków! Jak nie przeczytasz lub nie przesłuchasz, to stul japę jeden z drugim i ani się waż ją otwierać – taki przypisek ad hock!. Nie ma za co! Drobiazg!…)..

Na zachodzie, „na szczęście”, zakończyło się „tylko” odpowiedzialnością zbiorową za „cudnie” tu pasujące PR-owo bydlęce, zwyrolskie zachowania „gierojów zadupia” (pieknym, dodatkowym pretekstem było „zamordowanie” gen Swierczeskiego w Bieszczadach przez w/w „bojowników wypizdowa” – akurat w czasach, gdy „niekłaniający się kulom” stawał się coraz bardziej „niekłaniajacym się ” i „niewygodnym” dla chazarowierchuszki nowego, „polskiego państwa” – cóż za przypadek! Niesamowite!…) i wysiedleniem 140 tysięcy Rusinów z „polskich” Karpat na „ziemie odzyskane”.
W bydlęcych wagonach i razem z trzodą.
2-3 tygodnie drogi!
Z „przystankiem” w poniemieckim obozie pracy „Jaworzno” (tam np. „profilaktycznie” skrócono memu Dziadkowi życie o kilkanaście, a może i kilkadziesiąt lat, zapewniając mu „specjalność zakładu”, czyli „obicie całego z góry na dół, do fioletu”, co u 36ciolatka wkrótce zaowocowało „wodą w płucach”… Babci też nie dane mi było poznać. „Podróż” okazała się dla niej stanowczo zbyt „uciążliwa” i zmarła jeszcze wcześniej, przed Dziadkiem, osierocając 6tkę dzieci…Mam żal? Oczywiście, że mam! Do kogo? Nie do tych, co bili i pilnowali bynajmniej (to pionki, zwykłe prolstwo). Do tych, którzy to zaplanowali i wydali rozkazy!! I do tych, przez których / dzięki którym do tego doszło, do tych, którzy posłużyli za pretekst do tej haniebnej operacji swymi haniebnymi czynami! Do nich, do tych czerwonych, czerwono-czarnych i tych nad nimi, „bezbarwnych/nibyponadnarodowych” s…synów, MAM i BĘDĘ MIAŁ! Wystarczy?)

YA’AN – 47 – [#RUSYRAP, 2016] – POBIERZ WAV

Fakt, że Rusini (Karpaccy), szczególnie ci zachodni, czyli ci przezwani „Łemkami” (z których ja mam zaszczyt pochodzić) od początku tego wariactwa związanego z „ukrainą” stali twardo przy swej rusińskości i ani słyszeć nie chcieli o jakichś tam „zadupiach”, wręcz przeciwnie: od ponad pół-wiecza walczyli z tym poniżającym ludzki intelekt tworem, nie wspominając już ponownie o Talerhoffie, zsyłkach i mordach na nich dokonywanych w ramach tej i tak nieskutecznej na tych ziemiach „ukrainizacji”, nie miał tu najmniejszego znaczenia.
Podobnie jak to, że Rusini, w większości walczący w szeregach Armii Ludowej, jak i Czerwonej (tak, wierzyli w „komunę” i „jej ideały”, byli w końcu ludem pracującym…) pierwszych, przebijających się przez ich ziemie na zachód, „upowców” sami wyłapywali i odprowadzali na najbliższe posterunki MO! Wystarczyło zatem, zamist wysiedlać, rozdać po kilka karabinów Rusinom i nie byłoby ŻADNEGO upowca w Bieszczadach. Tym bardziej, że napewno znalazłoby się paru takich, którzy z nieskrywaną przyjemnością odwzajemniłoby z nawiązką wówczas te prawie 100 lat „hajdamaczenia”, donosów, przejmowania mienia, poniżania i ogólnie całej tej szerokorozumianej, po prostu chamskiej „ukrainizacji” RUSINÓW! Wystarczyło jedynie na to pozwolić. No, ale wtedy Rusini wciąż mieszkaliby w zwartej gruie na ziemiach swych Przodków…

Oczywiście zaraz ktoś wyskoczy mi tu z „sotnią Lemko”, Hryniem i takimi tam. Od razu spieszę z odpowiedzią: idź baranie i poczytaj o tej sotni! A potem wróć i przeproś! („Lemko” – propagandowa, celowo tak dobrana ksywa zwyrola spod Lwowa, a sam skład sotni to również 95% „zadupie i zadupiacy” z tamtych okolic i 5% wziętych, prawdopodobnie nocą i pod groźbą rozstrzelania w razie odmowy, Łemków. Ot i „łemkowska sotnia”. A jak mało, to weź i doczytaj sobie co ci „łemkowscy” sotniarze sami wypisywali w swych raportach z tego okresu i z tamtych rejonów. No weź, nie bądź pała i doczytaj!..
Co nie zmienia faktu, że PO rozpoczęciu „akcji wisła” więcej młodych Rusinów zdecydowało się na las. Woleli swój las, niż bydlęcy wagon, niepewną (szczególnie na świeżo po II w.ś!) „podróż” i obiecane, cudze pola! Dziwne? Niezrozumiałe? No dla ameb i kalek umysłowych z pewnością…Co zrobić?)

Rusinów z Rusi, z Karpat jak i najlepiej z powierzchni Ziemi trzeba się było pozbyć.
Koniec. Kropka.
Zatem wysiedlenie, rozlokowanie w taki sposób, by rodzina koło rodziny mieszkać nie mogła (najwyżej dwie łemkowskie rodziny na wieś i to po obu jej końcach najlepiej!), zarejestrowanie wszystkich jako „ukrainców” („dlaczego??” Hmmm…), zakaz nazywania się „łemkami”, czy tym bardziej „Rusinami”, szykany itd. Osobny temat…

W każdym razie tu krótki przekaz do czerwonych świń: g..no wam z tego wszystkiego wyszło (jak widzicie sami choćby po tym, co tu czytacie…)!

YA’AN – KARMA – [#RUSYRAP, 2016] – POBIERZ WAV

Nasi dziadowie śmiali się tym łażącym najpierw od chaty do chaty lub nawołującym z unickich ambon (przez co np masowe konwersje Rusinów z unii na prawosławie na przełomie wieków jak i w dwudziestoleciu międzywojennym!), zadupiackim durniom prosto w twarz na samą wzmiankę o propozycji przepoczwarzenia się z dumnych, odwiecznych Rusów w jakichś śmiesznych, wymyślonych przez półmózgów dla ćwierćmózgów „wypizdowców” (dosadniej, karczmowo zarzucając).
Jak czasami zamknę oczy, to niemalże widzę te komiczne scenki gdzieś na progach rusińskich chyż lub w wiejskiej, albo parafialnej świetlicy…

Jednak z biegiem lat ci łażący durnie, smarowani sowicie i zabezpieczani przez zaborców, stawali się już coraz bardziej pewni swego, nachalni, aż wreszcie uzbrojeni, niebezpieczni, wręcz śmiertelni dla normalnych, myślących Rusinów.
Niestety.
Ale i nawet wtedy Rusini w swej zdecydowanej większości woleli być Rusinami.
Warto chociażby poczytać o Rusi Zakarpackiej w dobie dwudziestolecia międzywojennego. Oficjalne wypociny smarują jak tylko mogą, co drugie zdanie, na bogato i do obrzygania po prostu tym słowem na „u”, ale statystyki i spisy ludności z tamtych czasów (też, jak się można domyślić, „podrasowane pod poprawność i mądrość etapu”) pokazują wyraźnie ile i kto pozostawał i pozostał RUSINEM…
Taki cytacik z książki „ukraiński Piemont. Ruś Zakarpacka w okresie autonomii 1938-39” np: „(…) Przywództwo Karpackiej ukrainy, a w pierwszym rzędzie premier Wołoszyn jest nastrojone bardziej proniemiecko niż Słowacy (…) Karpato-ukraińcy w SWEJ WIĘKSZOŚCI określają siebie, w tym nacjonaliści, RUSINAMI. W miarę możliwości UNIKAJĄ nazywania siebie „ukraińcami”(…)”
Tak jak pisałem: ksiażka ta (i inne, opisujące ten, ale nie tylko ten okres) notorycznie, zgodnie z linią wytyczoną w połowie XIXw (opisaną wyżej) „truje” historię nachalnym „sianiem ukrainy” co drugie zdanie, ale… dla ludzi myślących przy czytaniu jest to po prostu albo śmieszne, albo tanie, albo zakrawa na zaawansowaną schizofrenię autora. Wystarczy przeczytać ten cytat. I tak to mniej-więcej wygląda we WSZYSTKICH książkach „historycznych” kraju (prze)zwanego obraźliwie…
Ówcześni, nawet niepiśmienni chłopi ruscy doskonale to wiedzieli. A jak nie wiedzieli, to czuli w tym jakiś głupawy, a już napewno niemoralny „szwindel”…

A skoro oni czuli to te 100 i więcej lat temu, to trzeba mieć naprawdę grubo, pod sam sufit, naładowane kału w czaszkę, by oczekiwać, że my, Rusini zaczniemy nazywać się tak „sławnym” (tfu!) i „zacnym” (tfu!) „mianem” teraz, w XXIw!
Tfu po trzykroć!!
Byłoby to swoiste naplucie w twarz własnym Przodkom!
I to po wielokroć nawet: najpierw naszym wspólnym PraPraDziadom, a potem dodatkowo jeszcze naszym PraDziadom, którzy nie dali się złamać tej swołoczy ani pod zaborami, ani np. w Talerhoffie; naszym Dziadom żyjących w czasach siczy, upa, oun, ss, gestapo; pokoleniu, które przeżyło „akcję wisła” i Jaworzno (gdzie pomimo tego wszystkiego powyżej, zrównano ich z tą mierzwą cywilizacyjną!), następnie naszym Ojcom i Matkom, którzy pozostali RUSINAMI na ziemiach odzyskanych (dla nas „na cużyni”).
Nie wspominając już nawet o Rusinach na „ukraińskim” Zakarpaciu, gdzie od 1991 „ukrainizacja” jest tak uskuteczniana, że trzeba być naprawdę kompletnie ślepą amebą, by mówić tu o jakichś „europejskich standardach” „ukraińskiego” (obecnie) Kijowa i nie widzieć do czego to zmierza…
A więc nie, stanowcze i krótkie NIE. Ruś to Ruś, a Rusin to Rusin!
Zdrada, jakiej dopuścili się ci wszyscy, obrzezani z podstawowej logiki i zdrowego rozsądku (sławiańskiego zdrowo-myślenia) „ukraincy” była i jest ich zdradą i oni to za tę zdradę plus pohańbienie karmy Rodu bez wątpienia odpowiedzą przed Antenatami!

Nie mówię tu o ordynarnych ofiarach tego, trwającego już 7 pokoleń (7 – niczym biblijna klątwa…) eksperymentu inżynierii społecznej na całym narodzie.
Ci nieświadomi, rodzeni, wychowywani (a raczej masowo indoktrynowani i faszerowani tym szowinistycznym łajnem) i umierający jako „ukraińcy” i za „ukrainę” prości ludzie nie są aż tak winni temu wszystkiemu, jak ci, którzy mając dostęp do książek i wiedzy, nie korzystali z niej, nie próbowali/próbują niczego zmieniać lub (o zgrozo!) z premedytacją tkwili i rozbudowywali (kto? po co? w czyim interesie? za ile? itd. itp.) to pokraczne, haniebne, monstrum po to tylko, by teraz (znów) kąpać się we krwi (własnej i własnych dzieci krwi! – bo nie zleceniodawców i „architektów” przecież…) – brak słów…!
Nie chciałbym ich widzieć stojących przed naszymi, jakby nie było, wspólnymi RUSKIMI Przodkami. Bogami, Kniaziami, Bojarami, Wojownikami itd.!
A staną przed nimi na bank!
Wszyscy prędzej, czy później staniemy!
Nie zazdroszczę tego momentu „gierojom zadupia”, oj nie zazdroszczę…

YA’AN – SLAVA – [#RUSYRAP, 2016] – POBIERZ WAV

I na koniec chłopska logika: „ukraina”- kres cywilizacji i normalności, dzicz, zaścianek, zadupie, wypizdowo… – sama ta nazwa mówi wszystko i tłumaczy nijako całe to niepojęte dla normalnego człowieka uwielbienie do antyrycerskich, antyludzkich zboczeń i zwyrodnień, zwyrodnialców i bydlaków, których wyniesiono tam do rangi, tfu!, „bohaterów” tfu, „narodowych” i na takim to, nie przymierzając: gównianym fundamencie, wybudowano sobie, a raczej śniono/śni się o wybudowaniu „nacji/narodu”(!!!). Nazwa, bohaterowie, historia – pięknie się to w sumie „lepi” jedno do drugiego na tym poziomie. W koncu jakiś sens chociaż! No kto by to w ogóle pomyślał???

„Ukraina” – ok, może to i ma pozytywne skojarzenia, ale TYLKO I WYŁĄCZNIE w kontekście przyrody, natury, oderwania się od tej cyber-cywilizacji, anty-kultury, konsumencjonizmu korporacyjnego, zgiełku itd. To rozumiem. Takie „ukrainy” szanuję i do takich nawet mnie ciągnie coraz częściej i bardziej.
Ale na tym koniec. Stop. Basta!
Przerabianie tego określenia w „państwo” i, o zgrozo w „naród” jest po prostu żenadą.
Jest to PERFIDNE, OBRAŹLIWE i POŻAŁOWANIA GODNE.
Trzeba być skończonym durniem bez cienia chociażby szkoły w życiorysie (tak, nawet tej szablonowej, systemowej szkoły pozbawionej obecnie logiki i zdrowego myślenia!, nawet takiej „fabryki małp”!), by nazwać/przezwać siebie i swoje dzieci takim mianem i brnąć w to dalej, z pokolenia na pokolenie! Nie jestem w stanie tego pojąć! Nigdy nie byłem i nigdy już nie będę zapewne.

Rozumiem jako-tako niepiśmiennych chłopów galicyjskich, podolskich, wołyńskich itd. końca XIX w, którzy połknęli ten haczyk rozumując pewnie: „Co za różnica jak nas tam w tych swoich księgach parafialnych zapiszą? Byleby tylko się odpr…lili i żyć dali!”.
Rozumiem też poniekąd (ale nie tłumaczę, nie pochwalam ani tym bardziej nie akceptuję!) ich potomków, którzy łykali ten syf wymieszany z szowinistycznym kałem i marskistowską berbeluchom w „nowych” szkołach i pchali to dalej (nie zastanawiajac się najwyraźniej ANI SEKUNDY nad tak prostą sprawą, jak chociażby sama NAZWA tego ich „samostijnego kresu normalnych krain ludzkich”).
Rozumiem również i obecnego człowieka, zdeklarowanego jako naturysta, zwolennik dzikiej przyrody, odludek, dzikus, który chce taki, a nie inny żywot prowadzić gdzieś w lesie, w buszu jakimś, na jakimś odludziu (na ukrainie właśnie) i jest mu z tym dobrze. Wtedy tak, jak najbardziej, on wie, że jest „ukraińcem” (choćby i to odludzie było w Peru czy innym Kongo), wie co w zamian dostaje (wolność niczym „kozak”) i jakie jest jego miejsce (bez wnikania czy jest to lepsze, czy gorsze miejsce) w tym tzw cywilizowanym systemie (bez rozstrzygania, czy jest ten system dobry, czy nie – wiadomo, co o nim myslę ,ale nie zmienia to faktu, że w tym przypadku ktoś po prostu postradał zmysły po całości, a udaje „normalnego, systemowego, ucywilizowanego”).
To wszystko co wyżej i jeszcze parę: rozumiem!
Ale tu mówimy o nazwaniu, a raczej PRZEZWANIU takim określeniem historycznego państwa (RUSI) i ludzi, całej nacji o historycznych korzeniach (RUSINÓW) przy równoczesnym wpajaniu im, udawaniu, że są RÓWNYM, NORMALNYM podmiotem w stosunku do innych PAŃSTW z normalnymi, godnymi, historycznymi nazwami!!

Mało tego! Ci „zaściankowcy” (nosi mnie… Ale wciąż posługuję się jedynie synonimami ich własnej nazwy…) od dekad (a już szczególnie od 1991!) wciskają ludziom tak nieosiągalny poziom absurdu jak np. ten tu:
„(…) RUSINI (!!!) to nie naród, a mniejszość etniczna „wielkiego narodu” (tfu!) „ukrainy”. Zatem RUSINI to SEPARATYŚCI „ukrainy” (…)” (!!!!)
I to wszystko przy równoczesnym powoływaniu się od czasu do czasu, kiedy jest to im akurat potrzebne, na „rusińskie korzenie „wielkiego wypiz..dowa”” i szafowanie imionami RUSKICH Kniaziów, Bojarów, kronikarzy itd.
Nosz ja pierd…lę!!! No nie mogę inaczej po prostu!

Niech to wybrzmi raz jeszcze:
RUSINI, wg tych „zaklinaczy rzeczywistości”, to mniejszość etniczna „u(s)kraju(iny)”!!!
Słyszymy to??
Rozumiemy to??
Czytaliśmy to, co wyżej? Od samej góry?? Napewno?
Jeszcze raz: ROZUMIEMY CO TU SIĘ ODPR…ALA, czy trzeba czytać wszystko od początku raz jeszcze???
Jak trzeba, to trzeba!
To czytaj jeden z drugą RAZ JESZCZE, od początku. Czytaj i sto i tysiąc razy jak trzeba!
Aż w końcu dotrze do Ciebie ten jeden, malutki „promyk” zrozumienia podstawy podstaw!

Swoją drogą: taki mój mały, rusiński apel do Braci i Sióstr RUSINÓW: zróbmy jakieś „zebranie” (może być w byle stodole, adekwatnie do „poziomu podnoszonej kwestii”, ale jak bardzo komuś zależy na „docenieniu tematu”, to można się pokusić o jakieś „pod-zebranie” na Watrze lub na jednym z Kongresów Rusinów (Karpackich)) i wystosujmy w końcu oficjalną, zgodną ze standardami prawa międzynarodowego i UE, notę tudzież stwórzmy ustawę rusińską w duchu „samostanowienia narodów” odnośnie naszych „młodszych” (już bez dodatków pejoratywnych – te zostawmy ludziom inteligentnym do domysłu) „braci” i uznajmy ich, „ukrainców” za „NAJMŁODSZĄ, raczkującą dopiero MNIEJSZOŚĆ ETNICZNĄ wielkiego narodu RUSKIEGO”?
Damy radę?
Przyznajmy im, pal licho, nawet „narodowość” (próbując wstrzymać się od śmiechu wymawiając jej nazwę)….
Dajmy im to prawo oficjalnie i niech idą (delikatnie mówiąc) tą swoją „obrzeżną” (by nie powiedzieć wprost: „obrzezaną”) drogą. Niech…idą…
Byłoby to pokazanie i im i Światu o ile setek lat przerastamy ich zarówno historycznie jak i politycznie, tudzież cywilizacyjnie, ale też i w najnormalniejszym rozwoju ludzkim!
A jak im, to i „rOsjanom” też można od razu! Co tam?! Bądźmy ludźmi.
Może to choć ciut im pomoże, gdy już staną przed naszymi wspólnymi Antenatami…
Że też nikt z Białej Rusi jeszcze nie wpadł na taki pomysł… Przecież to szach-mat na tej planszy z warcabami…

I w jednym ciagu:
Tak, ja uważam, że mamy wspólnych, RUSKICH Antenatów.
Tak, uważam, że jesteśmy częścią jednego, RUSKIEGO narodu.
Tak, myślę, że każdy RUSIN jest mym Bratem.
I że każdy „ukrainiec”, „rosjanin”, czy „białorus” jest RUSINEM.
I że …jedynie „p*********ty” RUSIN nazwie się świadomie „ukraińcem”.

Ale skoro już jest i mu się to (pomimo wszystkie te słowa i akapity powyżej) „podoba”, to… NAJ TAK BUDE! Uznajmy ich naszą RUSIŃSKĄ/RUSKĄ mniejszością „etniczną”, albo i „narodową” (byleby się odczepili i byleby odgradzała nas solidna granica (dopóki nie zmądrzeją…)….

Za ostro? Nie wydaje mi się! Oni, „ukraińcy” przecież DOKŁADNIE tak samo myślą i tak samo, tylko GŁOŚNO (!), mówią o nas, RUSINACH, nieprawdaż???
I to od lat! No właśnie.
A to przecież nie jest dylemat nie do rozwiązania, typu „kto był pierwszy: jajo, czy kura?”
Tu jest WSZYSTKO proste i jasne, potwierdzone TYSIĄCAMI lat i SETKAMI dowodów!
Pierwsza była RUŚ i pierwsi byli RUSINI / RUSY / RUSCY! (chyba, że cofniemy się głębiej, do plemion, do Białych Chorwatów / Chrobatów / Harów – ale w tej „rozprawce” chodzi o pokazanie bezprecedensowej głupoty w obecnej propagandzie i nowomowie odnośnie Rusi i Rusinów)
Czego tu jeszcze brakuje? No CZEGO pytam????

Zatem Czy Rusini to osobny naród od „ukraińców” (ale nie tylko, bo i od „rosjan” też)? – ZDECYDOWANIE i PO TYSIĄCKROĆ TAK! (a osobiście: prędzej nazwałbym się już białoRUSEM czy wspomnianym wyżej Białym Chorwatem niż którymś z tych dwóch wynaturzeń o pokracznym przezwisku. To pewne!…)

Poza tym sklejmy w końcu fakty (mało ich powyżej??):
Skoro pierwszą, historycznie udowodnioną, organizacją ponadplemienną, państwową na terenach od Karpat (włącznie) po Don, od dzisiejszej Finlandii po Morze Czarne była RUŚ, a jej mieszkańcami RUSY/RUSINI/RUSCY, to KTO teraz jest NAJSTARSZYM, tzw. „wschodnim narodem sławiańskim”:
a) Rosja i Rosjanie – oficjalne przyjęcie tej nazwy w 1721 roku
b) Białoruś i Białorusini – końcówka XIX w / początki XX (1902r.) jako pierwsze przebłyski, a oficjalne państwo ogłoszone po raz pierwszy (na mniej niż krótko) w 1918 i potem dopiero po rozpadzie chazarosojuzu, oficjalnie w 1991! – ale przypominam: oni jedyni mają w swej nazwie prawdę Ruś! A że „biała”? to też prawda: Biała Ruś to inaczej „Ruś północna”. Była jeszcze Ruś Czarna i Ruś Czerwona – o tym kiedy indziej może…
c) „ukraina” i „ukraincy” – kiełkowanie i pierwsze „naciąganie faktów”/”przerabianie zaścianka w kraj” (jak podawałem wyżej) od 1848, „ukraińska republika ludowa” (1918), a oficjalne (można się kłócić wziąwszy pod uwagę, że nikt nie zagwarantował temu granic chociażby) „państwo” od 1991!
d) RUŚ (Karpacka) i RUSINI – okrojona do Karpat (jak dla mnie matecznika. Nie tylko Rusów zresztą…), ale wciąż, od pierwszych oficjalnych kronik (np Nestor) po DZIŚ DZIEŃ: RUŚ i RUSINI!!!
Kto tu jest jednym i tym samym od początku „oficjalnej historii”?
Kto tu jest NAJSTARSZYM narodem wschodniosławiańskim (skoro już go, a w sumie całą Sławię dzielimy jak tę, nieprzemierzając „babilońską pizzę”)?
Kto tu jest SEPARATYSTĄ, zdrajcą, przechrztą, odczepieńcem?
Czy coś jest tu „niejasne”? Nieścisłe? Nie trzyma się kupy? Jest a’logiczne?
Dla mnie nie. Bynajmniej.
Wręcz przeciwnie: „oficjalne pomyje” zwane dziś „edukacją i historią” wymieszane z „poprawnością polityczną” leżą tu i kwiczą.

Słyszysz ten kwik w końcu, jeden z drugą, czy dalej zielone łajno w uszach i tęczowy kloc przed oczami?? I ten wpojony „wstyd” przed „większymi państwami”, „proszenie się” o coś, co było, jest i będzie NASZE! Naszą tożsamość, którą oni przywłaszczyli, pozmieniali na jakieś cudactwa i teraz te cudactwa stawiają Światu na stole i mówią: To my! Dziedzice RUSI!! Tak jakby wszyscy Rusini, a zatem i Ruś była już martwa (o co się tak mocno starają od 1848 właśnie…)…
A RUŚ wciąż żyje!
W Tobie i we mnie!
I żyć będzie dopóki, dopóty żyje choćby JEDEN, ŚWIADOMY RUSIN!
Wystarczy Jeden!

Dlatego jest to dla nich wszystkich jak taka wielka szpila w samym środku oka!
Te Karpaty i ci Rusini!
Sytuacja jak w typowym pato-domu: Ojciec i Matka wepchnięci w kąt piwnicy (tu bardziej strych pasuje) i deptani, poniżani przez zdebilowaciałych, napchanych sterydami (przez kogo??) bachorów, którzy z jednej strony łaszą się i skamlą (czasami jeden przez drugiego), a potem używają reputacji i dorobku Rodzicieli, przeżerają i przepuszczają rentę Staruszków, a z drugiej strony trują, podtruwają, kopią i gnębią, by móc w końcu ogłosić Światu „ostateczne odejście ś.p. Rodziców” i na wieki wieków już przejąć wszystko jak swoje, rozszarpać, splugawić, przepić i wyrzygać…
Kto tak robi? Sławiańskie dzieci? Ruskie dzieci??? Niby tak. Na pierwszy rzut oka. Ale wg mnie ktoś te dzieci, nie tylko ruskie, ale wszystkie sławiańskie dzieci, zbałamucił, oszukał, „wyedukował” i pchnął tak przeciwko własnym Antenatom, jak i przeciwko sobie nawzajem (znany w biologii jest np taki pasożyt, co to potrafi przejąć kontrolę nad innym organizmem, np ślimakiem, mniejszym ptakiem itd i robić z nim, co mu się tam zechce, dopóki truchło jakoś funkcjonuje – warto poczytać. polecam…)…
Czujemy to, Rusini? Czy nie?
A może by tak zamiast klęczeć i jęczeć w tej piwnicy, wziąć stary, wypróbowany kabel od prodiża i przypomnieć bękartom gdzie ich miejsce i jaki ich ROD! Dla ich własnego dobra! A jak już oprzytomnieją, to odnaleźć i „pogadać” z tymi ich „nauczycielami” (z tym pasożytem!)…
Echhh… Marzenie…
Ale cóż warte życie bez marzeń?
I bez planu?
Szczególnie bez planu! Prawda czarnogłowe pastuchy?…

YA’AN – SEME NEBO – [#RUSYRAP, 2016] – Pobierz WAV/MP3

I skoro już wspomniałem o Kongesie Rusinów KARPACKICH, może od razu parę słów ode mnie odnośnie osobnego „narodu Rusinów Karpackich”, „czwartego narodu wschodniosławiańskiego”.
Można. Czemu nie?
W tej, kreowanej wewnętrznie (na historycznym terytorium Rusi) i na arenie międzynarodowej od końca I w.ś. począwszy, sytuacji nawet, tak po prawdzie TRZEBA
Zatem popieram.
Lepiej Rusini Karpaccy, niż „ukraińcy” lub „rosjanie”.
To na pewno!! Bez dwóch zdań!

Ale nie popadajmy też w głupotę, dając się spychać coraz dalej i dalej!
To nie my powinniśmy się starać o łaskawe miano „narodu wschodnio-sławiańskiego”! I to CZWARTEGO z rzędu, najmłodszego! No jakim cudem?? Rusini? Ruscy Ludy?? Gdzie masa naszych wiosek od niewiadomo nawet ilu setek lat ma w nazwie „ruskie/ruski/ruska”?? My mamy starać się i prosić o „narodowość”?
Lub też iść zgodnie z ich wolą i odcinać się od RUSI, od ziemi, korzeni, historii i Przodków naszych (!), tylko dlatego, że stworzono tam sobie teraz jakieś „fsiu-bziu”, którego nasi Antenaci nawet kijem dotykać nie chcieli (i CHWAŁA im za to!)? Odcinając się od tego, oddajemy im dobrowolnie całą naszą spuściznę narodowo-panstwową. O to im chodzi przecież! Plączą się tak mocno i gubią w tej podmiance i w tych swych „wywodach” głównie dlatego, że wciąż istniejemy i wciąż nazywamy się RUSINAMI! Nie możemy z tego rezygnować, bo tego dokładnie chcą! Chcą Łemków, Bojków, Rusnaków, Dolinian, marsjan, jupiterian – czegokolwiek, byleby tylko zniknęli RUSINI! Przecież to proste!
Zatem zamiast cofania się, proponuję kroki do przodu: RUSKA spuścizna historyczna należy się tym, którzy trwają przy swojej historycznej nazwie! Inni, skoro pozmieniali se imiona, to niech się od niej (i od nas!) odczepią raz na zawsze!
I co, że nas jest mało?
I co, że mieszkamy w Karpatach lub z nich pochodzimy?
I co, że Użhorod czy Krynica, to nie Kijów czy Moskwa?
CO Z TEGO, skoro MY TO RUSINI, RUSKY LUDE, a obecni mieszkańcy RUSKICH miast, to… „ukraincy” i „rosjanie”!
Zacznijmy w końcu patrzeć na nas jak na „ostatnich oclałych”, od których zależy to, czy Świat wróci w końcu do normalności, do prawdy, czy… cały świat zostanie „zadupiem” w końcu, a nasze dzieci pośmiewiskiem i popychadłami tych od „kręcenia tym cyrkiem dla bezobjawowo inteligentnych”…

Czego tu można nie rozumieć?

…czy „Niemcy Sudeccy” np to osobny naród od Niemiec? Hmmm.
Gdyby Niemcy „główne” („Deutschland” – też można by pogadać na ten „niemiecki” temat, ale dobra, w ramach przykładu nada się dość dobrze – zważywszy szczególnie, że cała ta pisanina adresowana jest w sumie do ludzi, umówmy się, raczej mało rozgarniętych, skoro w ogóle trzeba im to pisać/mówić…) „zwariowały nagle” i zdecydowały się na zmianę nazwy na powiedzmy, hmmm: „Umrisslinie” lub inne, dosadniejsze: „Arschdelwelt(hipotetycznie tylko, bo przecież nikt normalny by takiej zmiany tam nie wymyślił, a tym bardziej nie zaakceptował! Ani tam, ani nigdzie indziej w CYWILIZOWANYM Świecie!), to pewnie wówczas i tylko wówczas i Niemcy Sudeccy (i wszelcy inni, pozostający przy zdrowych zmysłach Niemcy zapewne) staraliby się o jak najszybsze uznanie siebie za osobny, niemający nic z tymi wariatami, naród.
Choć bardziej logiczne wydaje się, że robiliby wszystko, co w ich mocy, by jak najszybciej, jak najbardziej i jak natrwalej wyprostować i wyprowadzić z błędu „arschdelwelt’ców”. I by Świat jak najszybciej o tej durnocie pobratymców zapomniał…
Logiczne?
Dla mnie tak…

A tu mamy wprost odwrotnie do wszelkich normalnych zachowań (ale za to idealnie i logicznie lepiąco do „nowej nazwy” – to fakt!):
RUSINI to mniejszość etniczna „ukrainy”…” !!
Co za „abstrakcyjny abstrakt”!
Himalaje kretynizmu!
Schizofrenia zaawansowana!
Durnota i debilizm nieskończony i równych sobie nie mający! (przynajmniej żadne podobne mi do głowy nie przychodzą – a uwierz: znam wiele!)

LUB (bo nie uważam, by „plan” stworzyli skończeni durnie – wręcz przeciwnie: był on stworzony DLA durni, sprzedajnych wywłok, które miały pociągnąć za sobą w odmęty debilizmu cały naród!) CELOWY MANEWR i pułapka (z wyraźną domieszką prześmiewczej obrazy i pohańbienia oraz perfidnej, dobrze zaplanowanej, wielopoziomowej zemsty za …rozjechanie pewnego, przeklętego kaganatu przez RUSINA (Światosława) te kilkanaście wieków temu, a który to pastuszy kaganat coraz to wyraźniej zaczyna się nam tu ponownie wyłaniać z tego ich śmierdzącego, „gęstego cienia mgły”! Obecna „wojna rusko-ruska” (na początek!) ma najwyraźniej na celu wylanie kolejnych krwawych, rytualnych (jakże te pasożyty lubią takie jatki!) fundamentów pod ten ich „niebiański kur…wi dołek” i zarazem wyczyszczenie tego terenu ze „sławiańskiego bydła” raz na zawsze.(znów odsyłam m.in. do „Chazarskiej Dziczy” p. Henryka Pająka!…)…

Przykre. Ale…nie nieodwracalne!
I tego się czarnogłowe pastuchy WCIĄŻ boją.
Jak i tego, że na Świecie WCIĄŻ żyją ci „przeklęci” (dla nich) RUSINI!
Boją się, bo wiedzą, że nawet najwiekszy ugaszony pożar nie przestaje być zagrożeniem dopóty, dopóki tli się choć jedna, maleńka iskra!
A nas „tli się” jeszcze dobre kilkaset tysięcy! Rozrzuconych po całym Świecie…

No i to by było na tyle ode mnie.
Przynajmniej na dziś

YA’AN – Ne Daj Sia – #RUSYRAP, 2016

Może jeszcze taka w miarę krótka konkluzja, a w sumie to dwie konkluzje.

Pierwsza: Pozwolę sobie nie zgodzić się z zacnym profesorem i pisarzem Paulem, Robertem Magocsi wraz z gronem jego tak poprzedników jak i zwolenników/fanów co do jego/ich interpretacji Rusinów i Rusi Karpackiej jako zupełnie odrębnego narodu. Wg tej teorii miano Ruś i Rusini/Ruscy miałoby się wiązać bezpośrednio z prawosławiem i cerkwią, czyli symbolizować miałoby tylko przynależność do chrześcijaństwa obrządku wschodniego. Innymi słowy: „Rusin lub Ruś to niby synonimy Prawosławny”. Dlatego niby Rusini Karpaccy to „Rusini” tylko z nazwy, tylko „z wiary”, jaką przyjęł Włodzimierz i Ruś.
Cytat: „…owi chrześcijanie obrządku wschodniego zaczęli być nazywani przez innych – aż wreszcie sami zaczęli siebie tak nazywać – ludźmi ruskiej wiary albo po prostu Rusią […] Choć więc Ruś Kijowska ma ogromne znaczenie dla rozwoju ziem Europy Wschodniej, korzeni Rusi Karpackiej należy szukać przede wszystkim w samej Rusi Karpackiej […]”
(Pod Osłoną Gór. Dzieje Rusi Karpackiej i Karpatorusinów)
Bez sensu. Skoro Ruś stała się synonimem „wiary wschodniej”, a Ruscy / Rusini to inaczej po prostu „prawosławni”, to proszę mi wyjaśnić, dlaczego akurat Ruś stała się takim to fenomenalnym synonimem obrządku religijnego i jego wyznawców? Dlaczego nie samo potężne i bogate, cywilizacyjnie niby tak przodujące Bizancjum? Dlaczego prawosławni nie zostali nazwani i sami się nie nazwali „Grekami”?? Albo prawosławne carstwo Bułgarii? Było wcześniej. I było sławiańskie. Dlaczego „Bułgar” nie stał się synonimem „prawosławnego”? No i w końcu: dlaczego mamy nimy mieć Ruś Karpacką, bo „byli to prawosławni sławianie z Karpat”, a nie mamy np „Rusi Serbskiej”, „Rusi Rumuńskiej”, „Rusi Bułgarskiej”, „Rusi Greckiej” itd, itp? BEZ SENSU! Ruś Karpacka jest Rusią, a Rusini są Rusinami, gdyż i ta ziemia i ten lud identyfikował się / był częścią RUSI. Proste. Najwyraźniej zbyt proste, by to sobie normalnie uświadomić…

Druga: „Byłem, jestem i będę RUSINEM”, historycznie, logicznie i zdroworozsądkowo wiążę siebie i swój ród z historyczną Rusią.
NIGDY jednak nie zgodzę się na nazwanie mnie „ukraińcem” i na przepoczwarzenie RUSI w „ukrainę” jako taką w ogóle! Nawet stojąc zupełnie już sam naprzeciwko i sryliardom „zadupian i rubieżan” będę trwał przy RUSI i Antenatach!!
Poprę każdy wariant RUSKI z RUSIĄ w nazwie, byleby tylko nie zhańbić siebie i Rodu jakimkolwiek, najmniejszym choćby odpryskiem o nazwie, która została już wielokrotnie wyjaśniona powyżej! NIGDY!
KAŻDEGO Rusa / Ruskiego / Rusina (nieważne, czy karpackiego, wołyńskiego, nowogrodzkiego, riazańskiego, pskowskiego, charkowskiego, podolskiego, moskiewskiego, himaljaskiego, czy marsjańskiego!), który nazwie się Rusinem/Ruskim zawsze będę traktował jak Brata, a Rusina, który będzie próbował mi wciskać ten bełkot o „ruskich przodkach, korzeniach, „ale”…” będę traktował tak, jak potraktowaliby go (potraktują!) ci właśnie Przodkowie: jak człowieka nie wartego krzty szacunku i nieposiadającego krzty szacunku do samego siebie (patrz: nazwa) lub po prostu zdrajcę (świadomego lub nieświadomego – tych drugich można jeszcze ratować, tym pierwszym NA POHYBEL!)

I tu jeszcze fragment „sławetnego dyskursu” z bliższego, „łemkowskiego” podwórka; debaty pomiędzy Rusinami ze Stowarzyszenia Łemków a „ukraińcami” z tzw. „Zjednoczenia” tak jedynie zwanych zatem „Łemków”.
Wypowiedź jakże typowa i pseudo historyczna ówczesnego (2001) prezesa „związku niby łemków, ale jednak ukraińców” , Stefana Hładyka (ale można to śmiało podpiąć pod zdecydowaną większość dużo starszych jak i tych najnowszych „fikołków” oratorsko-populistycznych dla bezobjawowo inteligentnych):
„…(Rusini-Łemkowie) negują nasze wspólne związki z tradycją i kulturą RUSI Kijowskiej, współczesnej Ukrainy […] Opcja Rusińska jest tworzona sztucznie (???!!!) i jest w początkowej fazie (??????!!!!!!). Uważam więc, że nie warto wytrącać i tak szczupłych sił dla tworzenia (???!!!!) nowego (???!!!), czwartego wschodnio-słowiańskiego narodu […]”- czyż to nie zabawne samo w sobie: Rusini negują Ruś, ale wciąż się nazywają Rusinami! Walczą z „ukraińcami” od 1848 o to, by ich tak nazywać! Rusini i rusińskość (negujący Ruś wg „nielogicznej logiki” autora/ów tego typu „farmazonów”), są „tworem sztucznym, świeżym”, „wynalazkiem” jakimś…
Rusini.
Ci od Rusi.
Sztucznym wynalazkiem.
Rozumiemy to?
Za to „ukraińcy” z „ukrainy” to są tak naprawdę „Rusini”.
Tacy, wicie-rozumicie, „rusińscy jak nikt inny w galaktyce”, tylko, że …perfidnie i już w samej swej nazwie przekreślający tak Ruś jak i Rusińskość! Tak „rusińscy”, że nazwę se dopięli jaką se dopieli, a RUSINÓW nazywają se, proszę bardzo, „sztucznym tworem w początkowej fazie rozwoju„. Ukraińcy. „Pradawny naród”…
No przecież to „logiczne i składne” jak… No nie? Zgadzasz się? No właśnie…

Moja odpowiedź na to i temu podobne „wynurzenia”: Rusini byli, są i BĘDĄ Rusinami z RUSI!
Wy, „drodzy ukraińcy”, korzeni swego NOWEGO, SZTUCZNEGO, i co z tego, że PRZEROŚNIĘTEGO (póki co przynajmniej) TWORU szukać możecie i powinniście co najwyżej na wąskich pasach ziemi niczyjej, na obrzeżach RUSI, Rzeczypospolitej, Moskwy, Turcji czy innego Kongo. NA OBRZEŻACH, na kresach cywilizacji, zamieszkałych przez dzicz i warcholstwo wszelkiej maści, na „ukrainach” wszelakich. Tam są wasze, drodzy „ukraińcy” korzenie, wasze tradycje, wasze fundamenty, wasze ideały, bohaterowie, przodkowie itd.
I choćbyście się jeden przez drugą wysilali i gibali ze strony na stronę, to NIKOGO logicznie myślącego nie przekonacie, że jest inaczej!
I dodam jeszcze „ad vocem”: OBRZEŻA to ZDECYDOWANIE nie sam środek, samo SERCE SŁAWII, czyli… KARPATY!
Przynajmniej nie do czasu, kiedy choć jeden RUSIN chodzi po tej Ziemi! (wiemy to, „drogie” golemy i rozumiemy tak samo jak ci wasi marni liderzy i jeszcze marniejsi „architekci jutra” i stąd ta wasza „determinacja” w „ukrainizacji”, nie? NIC Z TEGO, „drogie” wydmuchy!)
Zatem ja RUSIN proszę jedynie najuprzejmniej i jak najbardziej logicznie, byście w końcu przestali wycierać se gęby NASZĄ RUSIĄ, manipulować i ogłupiać kolejne pokolenia, oraz pluć tym samym na pamięć naszych, RUSKICH Antenatów!
Ze swoimi, „ukraińskimi”, hajdamacko-banderowskimi gierojami, róbcie se co i jak tam chcecie (byle z dala od cywilizacji i normalnych, cywilizowanych osiedli i społeczeństw ludzkich!), ale od naszych sławiańskich, RUSIŃSKICH korzeni i Przodków weźcie i się łaskawie w końcu odpie… odczepcie się po prostu i tyle.
Tylko tyle.
Aż tyle!
Przynajmniej jak na teraz…

SLAVA RUSY Y RUSYNAM!
SLAVA WSIM SLAVIANAM!
WICZNAJA PAMIAT ANTENATAM!

-Y-
RUS / RUSYN / RUSIN
SLAVIANYN / SŁAWIANIN
7532 / 2023

Flaga RUSI (Karpackiej). Dla mnie najpiękniejsza flaga Świata! Domyślam się, że jej autorzy wiązali te barwy z niebem, czystością i krwią, ale jak dla mnie te 3 pansławiańskie barwy oddają najlepiej z wszelkich możliwych sposobów prasławiańską Wedę. W mojej interpretacji: NIEBIESKI – Prawia -Niebo, zajmuje pół flagi, gdyż jest najważniejsze: stamtąd przyszliśmy i tam idziemy! Nasi Antenaci oczekują nas tam!; BIAŁY – Jawia – czysta, biała karta życia, którą mamy wypełnić tak, by zasłużyć na Prawię. Mamy zdobyć Wedę, po jaką tu zostaliśmy zesłani i Sławę z jaką powinniśmy stąd odejść, zostawiając ją naszym potomnym jako pamiątkę po nas i pomocny drogowskaz dla nich!; CZERWONY – Nawia, Ziemia, Midgard, przesiąknięta krwią naszych sławnych Antenatów, ich i nasza koliba, którą zobowiązani jesteśmy szanować, strzec i bronić, w przeciwnym razie pochłonie nie tylko nasze doczesne ciało, które do niej należy, ale i ducha, który okaże się niegodzien wstąpić do Prawii!

Na sam koniec coś, co chodziło mi po głowie równie długo, jak cały ten „wpis”.
Herb Rusinów (Karpackich)
Ten, który został stworzony w dwudziestoleciu międzywojennym w ramach autonomicznej Rusi Karpackiej, części federacyjnej Republiki Czecho-Słowackiej, a następnie zaadoptowany i potwierdzony przez Kongres Rusinów Karpackich na początku XXIw., ten z „u’kraju-ńskimi” barwami pasków po lewej swej stronie, po prostu mnie ….odpycha, mdli i kojarzy się JAK NAJGORZEJ.
Rozumiem jak i dlaczego powstał, rozumiem ówczesną nadzieję, że może ta cała „ukraińskość”, jakoś przejdzie, może się to wyprostuje itd, rozumiem, że ówcześni za priorytet postawili samą, długo wyczekiwaną autonomię, niż dalsze udowadnianie koniom, że są koniami, a nie jakimiś tam jednorożcami wyczarowanymi przez tego, czy tamtego, niemieckojęzycznego „czarodzieja”, rozumiem to. Zamiast się kłócić, chcieli budować Ruś Karpacką. Zgodzili się na tę (nie powiem skąd, ale napewno nie ze sławiańszczyzny (!)) wziętą kombinację kolorów. Niech będzie. Były ważniejsze rzeczy do zrobienia, niż kłótnia o herb. Rozumiem.
Ale dlaczego zostało to przyklepane w XXIw, kiedy wiemy już doskonale z kim, jak i o co walczymy?? Tego to już zrozumieć, wybaczcie, nie potrafię!
To jak pomaganie złodziejowi w piłowaniu kłódki na NASZEJ własnej bramie. Głupota.

Więc, by nie rozwijać wątku za bardzo (może zrobię osobnego posta na ten tylko temat? może….), postanowiłem zrobić w końcu porządek z tym „zgniło-sinym” (dobrze, że nie przyklepano od razu wersji „czerwono-czarnej” swoją drogą…), pustynnym tworem i proponuję coś, co jest i sławiańskie (!) i historyczne i legendarno-mityczne i logicznie wytłumaczalne – po prostu normalne, wzbudzające (jak dla mnie przynajmniej) szacunek (zamiast kojarzyć się jedynie z tym, co najgorsze nas (i sąsiadów naszych!) spotkało, z tym wszystkim, co zostało opisane wyżej!)

Mój wariant wraz opisem:

Moja wersja herbu Rusinów (Karpackich).
Biało-czerwona szachownica plus czerwony niedźwiedź na niebieskim tle. Dlaczego?
Kolorystyka – czysto panslawistyczna, zgodna z flagą Rusi Karpackiej. Niebieski (Niebo, Prawia), Biały (Świat realny, Jawia), Czerwony (Ziemia naszych Przodków, ich (ale i nasza) krew za nią przelana)
Biało-czerwona szachownica – Pomieszanie, powiązanie przeszłości z teraźniejszością, szacunku i pamięci o Antenatach z honorem i dumą żyjących obecnie itd. Poza tym ukłon w stronę starych kronik i legend, a mianowicie: powyższe mapy, kroniki i podania historyczne (Nestor, ale nie tylko) plus legendy i mity – wszystko to wskazuje na plemię Białych (północnych) Chorwatów jako pierwotnych, sławiańskich mieszkańców Karpat, naszych przodków. Obecni Chorwaci (Czerwoni – południowi) są, wg ich legend potomkami drużyn 5ciu braci i 2óch sióstr, które w VIIw. wyszły z Karpat, z Białej Chorwacji, dotarły nad Adriatyk, pokonały Awarów i założyły tam obecną Chorwację. Szchownica (z rozpoczynającym ją czerwonym kwadratem) jest wg jednej z ich legend wspomnieniem właśnie tego podziału, a zarazem pokrewieństwa obu odłamów Chorwatów (*druga legenda mówi o wygranej grze w szachy uwięzionego w Wenecji króla Chorwacji, Drzislava z tamtejszym dożą Pietro II Orseolo w Xw.). Zatem sławiańska mitologia, legendy, ale i „oficjalna” nauka, historia, kroniki, a i sam język!… Dlatego właśnie „chorwacka” szachownica, ale rozpoczynająca się od białego (Biała Chorwacja) pola. Rozłożona w ośmiu pasach (8 – nieskończoność, powtarzalność, ale i trwanie, pamięć)
Niedźwiedź – zgodnie z obecnym herbem, ta sama symbolika Pana Gór, ale i również majestyczność, siła, powaga. Odsyłam też dodatkowo do sławiańskich podań o niedźwiedziach, do legend o Welesie itd, itp. Czerwony, bo ta część Rusi była częścią południową, Czerwoną (również fakt historyczny)
Niebieskie tło – Niebo, Wyraj, Nawia, Dom Naszych Antenatów itd.
Wszystko to razem daje mocny i jednoznacznie sławiański, związany historycznie i mitycznie w jedną całość, symbol godny Rusina, SŁAWIANINA z Karpat!
Y44N 2023
Karpacka Ruś – Herb – Carphatian Ruthenia – Coat of Arms – 2023 – Jan „YA’AN” Dziamba (projekt), Marek „MARK_ES” Szklarz (wykonanie grafiki)
Karpacka Ruś – Herb – Carphatian Ruthenia – Coat of Arms – 2023 – Jan „YA’AN” Dziamba (projekt), Marek „MARK_ES” Szklarz (wykonanie grafiki)

A tu inne warianty, jakie „rodziły” się w trakcie prac nad herbem.
Pod rozwagę brałem głównie tło za Niedźwiedziem (białe też miałoby sens: Czerwona Ruś na byłej, Białej Chorwacji np…) i/lub podmiankę szachownicy na 8 biało-czerwonych pasów (również symbolizujących zarówno przemieszanie/powiązanie/więź Jawii z Nawią, teraźniejszości z przeszłością, pamięć, krew, honor itd. w liczbie symbolizującej nieskończoność (8 pasków) i nawiązującą do wielu innych rzeczy, od zodiaku począwszy (po 12 białych i 12 czerwonych kwadratów)…

PS 1: Odnośnie „mojej teorii” o Karpatach, jako po potopowo-resetowym „Mateczniku Rusów” (choć ja idę dalej: Sławian! – mam nadzieję i ten, długo chodzący już za mną wątek, przelać kiedyś na „internety”… Pożyjemy – zobaczymy…).
Pozwolę se tu wrzucić takie wyrywki z „wyśmiewanej” przez „mainstream” „Księgi Welesa” (Zestaw tabliczek drewnianych z wyrytym „nieznanym pismem”. Datowane na bliżej nieokreślone, wczesne wieki „średniowiecza” (co czyni je najstarszym zabytkiem literatury zachowanej z doby pogańskiej), odnalezione podczas rewolucji bolszewickiej w jednym z dworków książęcych gdzieś w okolicach Charkowa przez oficera białej armii, wywiezionych na zachód i następnie rozszyfrowanych i przetłumaczonych w latach 50-60tych).
Dla jednych falsyfikat (wiadomo dla których), dla innych „Biblia Sławian”. Dla mnie „ciekawy materiał”.
Oto kilka cytatów:
„(…) Rzekł Swarog do Arii. kiedy go stworzył: „Tworzę Was z moich palców i będą o was mówić, żeście synami Swaroga”(…)”
„(…)Jesteśmy ludem Ariów, co przyszli z aryjskich ziem do owej krainy(…)”
„(…)Wszyscy pochodzimy od Arii (…) Od rzeki Ra [Wołga] po Dniepr i Góry KARPACKIE rozciąga się nasza dzierżawa, rządzona przez Ojców Rodów, na wiecach wybieranych(…)”
„(…)wybieraliśmy do rady swoich starców z każdego rodu. Według takiego prawa żyliśmy dziesiątki wieków. Zapomnieliśmy o tym, tak jak i o tym, że żyjące dziś oddzielnie rody i plemiona (…) to w istocie wszystko Rusowie (…) Nie powinniśmy dzielić się (…) bo od tego największe nieszczęścia na Ruś spadają.(…)”
„(…)Kiedy Czech poszedł na zachód ze swoimi wojami, ruszył w ślad za nim Chorwat (…) Kij zaś w Kijowie zamieszkał (…) dzięki niemu powstała Ruś(…)”
„(…)Chorwat i Czech odeszli w inne strony, my zaś osiedliliśmy się u KARPACKICH GÓR. (…) Zaczęło się inne życie, inne związki rodów(…)”
„(…)I tak między Rusami nastało rozbicie i odosobnienie (…) W czasach Ojca Arii byliśmy jednym ,wielkim Rodem. A po jego śmierci trzech synów podzieliło naród na trzy plemiona(…) w końcu są już dziesiątki plemion(…)”
„(…)Powinniśmy składać w ofierze plony naszych trudów, zboża, mleko i inne tłuszcze (…) w dzień Jaryły i święto Krasnej Góry. To ostatnie czynimy na pamiątkę GÓR KARPACKICH. Nasze plemię zwano wtedy Karpanami. A kiedy zamieszkaliśmy w lasach, zwano nas Drewlanami, zaś od pól Polanami(…)”
„(…)Ruscy Bogowie nie żądają ofiar ludzkich ani zwierzęcych, przyjmują jedynie płody ziemi, owoce, kwiaty i ziarna, mleko SURICĘ na ziołach uwarzoną i miody, lecz nigdy żywego ptaka, czy rybę(…)”
„(…)Wszak tysiąc trzysta lat (!) po KARPACKIM (!!!) Wyjsciu przyszedł na nas Askold złoczyńca(…)”
„(…)owa ziemia nie przeżyła jeszcze tak obmierzłej, grabieżczej wojny. Odeszliśmy do KARPAT (…) i tam też napadały na nas złe ludy. Dlatego dziś my, Rusowie, opiewamy chwałę tamtych dni w pieśniach o naszych Ojcach(…)”
„(…)Odpowiadamy Wszech Matce (Sławie), że będziemy bronić naszej ziemi lepiej niż Wenedzi, którzy poszli na zachód Słońca i tam uprawiają pola dla wroga, w obcą wiarę wyznają, bo cudzymi są poddanymi (…). Wróćcie na nasze ziemie, Wenedzi, w stepy dawne (…) jak w dniach odejścia z Pięciorzecza i Siedmiorzecza, które nam odebrali Dasowi (…)”
„(…)Oto Ojciec Aria idzie przed nami i Kij wiedzie Ruś, i Czech prowadzi swoje plemiona, i CHorwat swoich Chorwatów. Zdobywamy dla nich ziemie, bośmy wnukami Bogów(…)”
„(…)I odeszli z Kijem, Czechem i Chorwatem, trzema synami Arii, szukać innej ziemi. I tak powstał ród Sławian, który trwa do dzisiaj. (…) Wcześniej mieszkał lud Sławian w górach wysokich, tam ziemię orał i pasł owce na bujnych halach(…)”

YA’AN – VATRA – [#RUSYRAP, 2016] – Pobierz WAV

Do tego mam jeszcze różne inne „rozkminy”… Np co do pierwszych „zwiadowców” ze „wschodniego Rzymu”, którzy to przeszli przez Karpaty i obdarzyli Sławian (Morawian) pismem…
Przeszli, czy zasiedzieli się w Karpatach, gdzie nauczyli się mówić „po ludzku” jak i czytać głagolicę i runy, po to by nastepnie zlepić to z „greką” i stworzyć „pośrednią” bukwicę?
A ostatecznie, pod płaszczykiem „nowej, lepszej wiary” przekupić górę, omotać środek i zniewolić dół.
Na początek.
Potem podzielić i zwaśnić jednych z drugimi, by w końcu, powoli, do dziś dnia, niewolić, grabić, rabować i, jak widzimy coraz wyraźniej, wytępiać do ostatniego wszystkich Sławian…
Tak tylko pytam…

No i język Rusinów (Karpackich). Nasza BESIDA…
Polacy w dwudziestoleciu międzywojennym określali ją np „starolechickim”…
Rozumiemy wszystkich niemalże Sławian, a i oni, jak się postarają, to i nas rozumieją. Pomimo „ewolucji” ich „odgałęzień” od tzw „starosłowiańskiego”.
Pomyślmy: ich „gałęzie” „ewoluowały”, zmieniały się, „rozwijały” tak, że teraz jeden z drugim mogą pogadać co najwyżej …po angielsku lub niemiecku…
My siedzieliśmy spokojnie, od wieków, w Karpatach. „Zapomniani i niechciani”. W świętym spokoju zwanym „zacofaniem”. Ale „zacofanie” oznacza też minimalizm zmian…
Oczywiście teraz, po IIwś i „powszechnej edukacji”, darze od „komuny”, a po normalnemu „maszynce do prania głów proletariatu, tak by mógł on odczytać plakaty propagandowe i tańczyć tak jak zarządcy chcą” (trochę nie wyszło, tak jak z masowym internetem – miecz jest dobry, ale…obusieczny… Oczywiście w rękach kogoś, kto zaczyna rozumieć co to i jak się tym można posłużyć w swoim, a nie „arcykapłana/arcyksięcia” interesie…), Rusini „wykształceni” w różnych szkołach różnych państw (Polska, Słowacja, „ukraina”, Chorwacja, Serbia, Rumunia, Węgry) mają już ich naleciałości i różnią się nieco jedni od drugich w „besidzie”, ale i tak jest to o „wieki mniej” niż u w/w sąsiadów, Sławian.
My wciąż jeszcze ich jako-tako rozumiemy, oni nas również, ale już siebie nawzajem nie…
Co to może oznaczać? Hmmmm.
Ciekawe, nie?

YA’AN – BESIDA – [#RUSYRAP, 2016] – Pobierz WAV/MP3

PS 2: Pewnie ktoś, kto przeczyta i jako-tako chociaż zrozumie, że nie chodzi mi tu o dopiekanie zwykłym, prostym ludziom, czy tym bardziej „promowanie kremlowskiej propagandy” (jeśli ktoś przeczytał wszystko, co napisałem i rzuci mi tu tego typu hasłem, to od ręki zalecam natychmiastową wizytę w okolicznej masarni w celu nabycia mózgu, jakiegokolwiek…); raz jeszcze: jeśli ktoś zatem spyta standardowo: Co więc robić? Jak to wszystko odkręcić, naprawić?
Nie wiem.
Nikt dokładnie nie wie, ale napewno zacząłbym (pomijając oczywistą oczywistość, czyli odsunięcie od władzy wszystkich umoczonych i niepewnych (czyli wszystkich. Nie tylko na Rusi bynajmniej…)); zacząłbym od kompleksowej, a nawet i przymusowej reedukacji wszystkich Rusinów, jacy przebywają obecnie na planecie Ziemia, a szczególnie na terenie (wciąż jeszcze) Polski!
Jeśli się tego nie zrobi, to… ci sami, którzy zmienili Rusinów w „ukraińców” (a teraz ich wykrwawiają!), zamienią „ukrainskimi” rękami (pewnie uzbrojonymi znów jak onegdaj…), Polaków w „polińców” i będą rządzić tym tworem od Bałtyku po Odessę topornym wręcz, a sprawdzonym po tysiąckroć sposobem: „ukrainiec” będzie pilnował i trzymał w ryzach „polińca” na zachodzie, a „poliniec” będzie robił to samo „ukraińcowi” gdzieś na wschodzie, przy równoczesnym, stałym straszeniu jednych drugimi i obiecywaniu/pokazywaniu „pieknej, nowoczesnej przyszłości, gwarantowanej tylko i wyłącznie taką ,a nie inną formą władzy”… Proste jak walenie w bęben z psiej skóry…
A potem, za te kilka pokoleń, oficjalnie wyśmieje się oba te twory (co, jak widać chociażby tu: jest dziecinnie wręcz proste), pokaże ich głupotę i debilizm, obrzydzając do reszty takie dziedzictwo i tak głupich przodków, którzy na to pozwolili do tego stadium, że pomieszane, skundlone, sławiańskie niedobitki same poproszą o sterylizację lub przechrzczenie na jakąś normalniejszą, godniejszą pod-rasę…
Wtedy nic już kompletnie nie będzie stało na drodze do oficjalnego, wielkiego powrotu na arenę dziejów „kaganatu nad kaganatami” (jeśli ci umknął mały szczególik u samego niemalże początku tego „wypracowania”, to rzuć raz jeszcze, proszę ja Ciebie bardzo, okiem na pierwszą i drugą z prezentowanych tu mapek i zerknij co to tam za państewko, o którym NIC ci na „historii” nie powiedzieli, gnieździ się „niewinnie” w południowo-wschodnich „ukrainach” Rusi. Potem poczytaj, poszperaj po internetach na temat tego „państewka” i być może coś się zacznie Ci jakoś tam powoli w głowie układać…Nie obiecuję, ale szansa jest…)
Taki jest „plan” wg mnie…
Wcale nie aż tak zagmatwany,jak widać…
Wręcz przeciwnie: prosty, by nie rzec banalny. A skuteczny tylko i wyłącznie dlatego, że rozłożony na pokolenia… Powolne gotowanie żaby…

YA’AN – DOM WARIATÓW – [#LECHYRUS, 2022] – Pobierz WAV/MP3

PS 3: Dlaczego tak wyzywam „ukraińców”?
Nie wyzywam.
Posługuję się jedynie zamiennikami i synonimami wynikającymi bezpośrednio z danego słowa.

(…)określenie dawne, o genezie prasłowiańskiej, ale zarazem określenie, które przeszło długi ciąg zmian semantycznych. Jego podstawa etymologiczna to psł. * krajina ‘kraniec, granica, skraj, brzeg’, ‘pograniczny pas ziemi, okolica, kraj’, będąca derywatem sufi ksalnym od psł. * krajь (< psł. * krojiƟ) ‘nacięcie, zacięcie, odcinek, okrawek’, ‘granica’, ‘kraniec, skraj, brzeg’, ‘obszar pograniczny, objęty granicami’ (SEJP III: 46–47). Od XV w. w języku staropolskim kraina oznacza ‘brzeg, skraj, granicę’(…)” – Poradnik Językowy

Jeśli ma to jakieś „nieprzyjemne skojarzenia”, to… nie ja przecież wymysliłem to słowo i nie ja przezwałem nim tych ludzi więc nie ja powinienem ich tu w jakikolwiek sposób przepraszać!
Ja jedynie zamiast „skraj”, „obrzeże”, „kres”, „rubież” czy „ukraina”, używam tu i ówdzie synonimu znaczącego dokładnie to samo, ale nieco bardziej, przyznaję, grubiańskiego.
Cóż z tego? Synonim to synonim.
Ja problemu nie widzę.
A jak ktoś widzi, no to… trzeba by było albo wymazać te synonimy z języka / języków sławiańskich (co, o dziwo!, ma chyba miejsce, bo „ciekawe” rzeczy mi się wyświetliły, jak wpisałem „znaczenie słowa ukraina” – wszystko na nowo! Nie wiem, czy od 2022, czy zaczęto już wcześniej, ale „idzie pięknie”! My tu sobie gadu-gadu, a tam chłopaki i dziewczyny od nowomowy z orwelowskiego „ministerstwa języka”, działają pełną parą! By znaleźć prawdę, nawet przy takiej oczywistej (dla nas jeszcze przynajmniej) pierdole, trzeba naprawdę sporo zakładek „przelecieć”. Nieźle, towarzysze i towarzyszki. Naprawdę nieźle! Jestem zaskoczony. Chwila nieuwagi i…proszę: 1984 pełną gębą!!), albo pójść w końcu po rozum do głowy i przestać się samemu obrażać, powróciwszy np do swej normalnej, kulturalnej i historycznej nazwy lub wymyśliwszy se normalniejszą, nową (jeśli taka wola). W czym problem? ? ?
Jest jeszcze oczywiście opcja trzecia, czyli pogodzić się z takim nieprzyjemnym mianem, dorobić se do niego jakąś nową, ładniejszą formułkę i żyć jakby „nigdy nic”. Też można (i jak widać jest to opcja mocno wdrażana póki co…).
Zatem raz jeszcze: ja nie wyzywam, ja po prostu używam synonimów. A to nie jest ani fałszowaniem rzeczywistości, ani przekręcaniem faktów, ani tym bardziej jakimś tam przestępstwem, czy innym czynem karalnym. Nie w normalnych czasach i wśród normalnych ludzi przynajmniej…
A że galopująca nowomowa próbuje wszystko „zaczarować po swojemu”, no to niech próbuje. Co mi do niej. A tym bardziej co jej do mnie?? (poza tym, że nie zatrzymując tego szaleństwa teraz, skazujemy kolejne pokolenia na turbo-debilizm i, no cóż, techno-korpo faszyzm w skali, o jakiej ani Hitlerowi, ani Stalinowi, ani tym bardziej dzisiejszym „julkom i sebkom” nawet nie śni…)

YA’AN – PUŁAPKA – [#LECHYRUS, 2022] – Pobierz WAV/MP3

PS 4: Jakie jest moje zdanie na temat Rosji?
Pewnie to interesuje najbardziej większość ameb, które nawet jak przeczytały wszystko, to i tak nie zrozumiały niczego…
Zatem odpowiem: takie samo jak na temat „zadupia”, „małorosji”, „noworosji”, „białorusi” czy innego, niepodległego „kosowa”, czyli: Sztuczny twór stworzony w celu realizacji planu i sterowany przez tych samych, którzy odpowiedzialni są za m.in. stan i poziom gnojówki w tzw. „umysłach” obecnych „ameb”, które używając np określenia „ruska onuca” nie mają nawet zasr…nego cienia pojęcia co to Ruś, a co to rosja (ku zadowoleniu twórców planu). Wytłumaczyłem? To super.
Dla tych chcących nieco bardziej wnikliwej „analizy” polecam chwilę zadumy nad wspominanym gdzieś wyżej „godłem rosji”, jej „roli na wschodzie” plus wygooglowanie (mało tego, ale zawsze coś) nurtu „staroruskiego” (w oficjalnym obiegu) lub wgłębienie się, o zgrozo, w tzw „alternatywną historię Świata”, a dokładniej w jej sławiański, a dokładniej ruski dział, w którym z kolei znaleźć wypada kilka teorii odnośnie carów (…)…
Dodatkowym pytaniem bieżączkowym dzisiejszych, bezobjawowych inteligentów będzie napewno: Jak widzisz zatem obecny konflikt na „ukrainie”? Kogo popierasz?
O boszzzze, julka! seba! dajcie spokój!
Po pierwsze znów: od razu widać, że nie przeczytaliście tego co wyżej. Lub przeczytaliście, ale NIC nie zrozumieliście….
Nikogo nie popieram.
Szkoda mi ruskich/rusińskich, nieświadomych chłopaków wsadzonych po raz kolejny do kabalistycznej maszynki do mielenia sławiańskiego mięsa.
Jeszcze bardziej żal mi cywili, dzieci…
Jest to niezmiernie przykre dla mnie, jako człowieka, jako Sławianina, jako Rusina.
Nie mam nic przeciwko zmieleniu się tych, którzy świadomie wierzą w czerwoną gwiazdę lub czerwono-czarne widły. Ci fanatycy i ich mocodawcy niech się mielą jak najbardziej. Byleby tylko gdzieś na jakimś „wypiz…owie”, na jakiejś prawdziwej „ukrainie” właśnie, z dala od ludzi!
Byłby to jak najlepszy „prezent” dla normalnych, prawdziwych dzieci tego Nieba i tej Ziemi!
Ale niestety ludzkie istoty są od lat, od wieków tak oczadzone tym gęstym, śmierdzącym, pustynnym dymem, że same włażą w maszynkę, bez jakiegoś specjalnie wielkiego wpychania nawet.
A wystarczyłoby tylko posłuchać chociażby Mickiewicza i …”(…) posprzątać swój dom, dzieci (…)”, począwszy od posprzątania w swojej głowie najlepiej…

YA’AN – MAPA – [#LECHYRUS, 2022] – Pobierz WAV/MP3

PS 5: Jak widzę przyszłość?
Dwojako.
Albo tak jak powyżej, czarno, czerwono-czarno i „obozowo”, albo… normalnie, po ludzku, po sławiańsku, tak jak to powinno zawsze wyglądać. Czas jaki potrzebowały czarne łby na to, co mamy tu i teraz, to 7 pokoleń (jak chodzi o Ruś).
Jeśli pojawiłby się w końcu ktoś normalny na „planszy”, to wystarczyłoby mu 1, góra 2 pokolenia, by każdy, skalany „zadupiactwem”, Rusin spuszczał głowę na wzmiankę o ostatnich 175 latach…
Spuszczał, ale i zaraz podnosił, bo nie ma nic bardziej cennego w życiu tak człowieka, jak i narodu jak nauka i wyciąganie prawidłowych, zdrowych wniosków z popełnionych błędów i porażek!
TO i tylko to kształtuje charakter.
Mocny i honorowy charakter!
Sukcesy i same „usłane różami czerwone chodniki”, nawet najtwardszy charakter sprowadzą, prędzej niż później, wprost do szamba!

Zatem: reedukacja, powrót do źródła, do własnych korzeni, przebłaganie Antenatów i odzyskanie „mocy Rodu”, pochylenie się nad błędami, przeprosiny dla wszystkich skrzywdzonych, pogodzenie zamiast wyparcia, powrót do punktu, gdzie się wszystko ucięło (np. Unia Hadziacka), a stamtąd już dalsza, wspólna i świetlana przyszłość w ramach Rzeczypospolitej Wielu Narodów! (rządzonych przez obywateli tych narodów i opierających swą egzystencję o wspólne, dobrosąsiedzkie, zdrowe, rodzinne stosunki z sąsiadami! – po prostu NORMALNOŚĆ, PRAWDA (!!), SZACUNEK ( w tym przede wszystkim szacunek do samego siebie i swoich Przodków!), JEDNOŚĆ W RÓŻNORODNOŚCI tradycji i kultur, zamiast… no właśnie: zamiast szykowanego ad hock, szytego grubymi, krwawymi nićmi, transhumanistycznego turbo-auschwitz z „bohaterami” typu takie, czy inne, pozbawione nawet śladu ludzkiej duszy, bydle bez cienia honoru!)
Tak to widzę.
A Ty?

SLAVA / SŁAWA
-Y-

I ostatni, zasugerowany mi przez znajomych i rodzinę dopisek:
Oświadczam wszem i wobec, że NIGDY nie miałem, nie mam i nie zamierzam mieć jakichś myśli tudzież prób samobójczych, dziwnych, niewyjaśnionych zniknięć bez kontaktu z najbliższymi (zawsze i wszędzie można się ze mną skontaktować a i ja zawsze i wszędzie odbieram telefon, oddzwaniam w jak najszybszym czasie lub odpisuję!), przedawkowań (nie ćpam), przepić (nie piję), czy utonięć (nie pływam w jeziorach lub innych otwartych akwenach. Nie gdy jestem sam przynajmniej. Zapewniam!). Samochód też mam regularnie serwisowany i sprawny (jakby co)
Innymi słowy: jakby ktoś tam wpadł na „genialny” pomysł z serii tych promowanych oficjalnie przez chociażby szefa pewnych służb specjalnych w pewnym „cywilizowanym i spełniającym wszelkie standardy europejskie” kraju, to ja uprzejmie INFORMUJĘ, że …nie zamierzam się zabijać lub „znikać” za tę banalną i dziecinnie prostą prawdę, którą pozwoliłem se w końcu wyłożyć na niniejszym blogu. (Skoro przez te 150 lat nikt jakoś na nią najwyraźniej „nie wpadł”. Co za „przypadek” zapewne…)
Pozdrawiam
YA’AN
2023

#LECHYRUS – #KORONA / #Корона




Tytuł: KORONA/Корона
Album: #LECHYRUS
Rok nag.: 2022 [Edinburgh]
Tekst/Rap: YA’AN [#Y44N]
Bit: B2M
Gramofony: DJ QMAK
Mix & Mastering: M:23 STUDIO
Label: RYMOBITTOFABRYKA
YT Video: CALI HOMIE
Grafika/Okładka: MARKES
Pусиньска коректа:
Олена Дуць

Dziesiąty z zaprezentowanych już utworów płyty YA’AN „LECH-Y-RUS”, której oficjalna premiera planowana jest na połowę 2023.

Jest to produkcja dwujęzyczna, polsko-rusińska, utrzymana w konwencji prostego, old-schoolowego rapu o tematyce głównie „mocno niepoprawnej”…

Niemniej jednak nie zabraknie nieco „nowocześniejszych” rytmów oraz bardziej lub mniej osobistych kompozycji.

Innymi słowy: dla każdego coś miłego (choć… nie, raczej nie dla każdego… I dobrze!…)

Nagrania zrealizowane zostały w Edynburgu.
Za produkcję odpowiedzialny jest BEDWAEM, scratche nagrał DJ QMAK, mix i mastering to dzieło M:23 Studio, szatę graficzną opracował MARKES, a wizualizacjami na youtube zajął się CALI HOMIE. Korektę językową, (nawiasy w tekstach przy polonizmach) w częściach rusińskich wprowadziła OLENA DUĆ.

Album promowany przez RYMOBITTOFABRYKA

#LECHYRUS PLAYLISTA: https://youtube.com/playlist?list=PLL3z4dAWcjuVX-4lAeFRSwScvZC1sdzBr

Utwory w wersjach cyfrowych do odsłuchu i/lub pobrania: https://Y44N.BandCamp.com

Jeśli chodzi o ewentualne wersje fizyczne albumu [płyta CD + plastikowe opakowanie Jewel + książeczka z tekstami/grafiką], nakład będzie mocno limitowany, poprzedzony pre-orderem realizowanym już obecnie poprzez: [https://mistrzyaan.com/sklep-cd-shop]

MMA Mistrzowski Mecenat Artystyczny, czyli: JAK CIĘ STAĆ, TO MOŻESZ MI DAĆ:
GoFundMe – [ https://www.gofundme.com/y44n-mma-mistrzowski-mecenat-artystyczny ]
PayPalMe – [ https://paypal.me/Y44N ]
Pomyśl tylko, jak mógłbym se podkręcić warunki i jakość nagrywek, (nie mówiąc już o limuzynie i nowoczesnej, kopułowej willi w Karpatach! 🙂 ), gdyby każdy, kto odsłuchał mój numer, choć RAZ podarował mi 1zł? No właśnie. Ale bym zaszalał 🙂

THANKS! / Дякую! / DZIĘKUJĘ!

-Y-

Linki:

LP: #LECHYRUS – [Edinburgh, 2022]

Album Playlist: [ https://youtube.com/playlist?list=PLL3z4dAWcjuVX-4lAeFRSwScvZC1sdzBr ]

CDs / Shop: [ https://mistrzYAAN.com/sklep-cd-shop ]

Downloads: [ https://Y44N.bandcamp.com -Y- https://MistrzYAAN.com/muzyka ]

Streamings: [ https://hyperfollow.com/mcYAAN ]

#Y44N: [ https://fb.com/mcYAAN -Y- https://instagram.com/Y4AA4N -Y- https://youtube.com/mcYAAN -Y- https://tiktok.com/@YA44AN -Y- https://www.MistrzYAAN.com ]

„Korona / Корона”

Historię piszą ci zwycięzcy – ty się jej jedynie uczysz

Starą wiedzę niszczą następcy – raby! – a ich słudzy,

Ich agenci, przepisują wciąż od nowa te słowa

Które studenci przyjmować mają a nie dyskutować

System – doktryna nowa – całe wczoraj leci z dymem

System trzeba kalibrować – trzeba kombinować, synek!

Druga strona skrywa, chowa swoje, czeka na tę chwilę

Kiedy będzie mogła znów rozprostować kości skrzydeł

Znów mamy nów, potem znów czcimy Słońce

Oś precesji, zmiana epok, kurz na starej książce..

Cóż, wiem to nuda – lepsza wóda, seks, koks

Ale może mi się uda chociaż naszczać na ten stos

Którego nie widzicie, a na którego szczycie

Od tysięcy lat siedzicie niczym stopy, werble w bicie

Wklejeni znakomicie, że aż nie chce sie wierzyć

Że wciąż płoną czarownice na oczach gawiedzi…

Znów mamy nów, potem znów czcimy Słońce

Oś precesji, zmiana epok, kurz na starej książce..

Cóż, wiem to nuda – lepsza wóda, seks, koks

Ale może mi się uda w głowę włożyć ci coś!

Наша Стара Коліба деси гет при Байкалі

Ідеме на захід, пілніч, полудне і далі

Несеме інчым Веду – та не є гев векшых дарів!

Для них „култура вінчы”- для мя єден з вельох варів

Да’Арів, Га’Арів – тpимаме корону Ладів

Порядок світа в руках, стрілы в луках, без страхів

Ідеме вперед, серед гадів, номадів Мардука

Без духа – іх чорно-синий леґійон тратит знакы

Скора, юха, пустакы: гівно, муха, гробакы…

Пекельна наука: Чорна маґія чудаків

Ідеме через тото: Перуновы воякы!

Байкал, Сибір, Індия, Кавказ, Елем і дальше на запaд, захід,

Дальше як Карпаты – єдны ся лишили гев

Іншы пішли іщы ген – лісы, рікы, моря, выспы [островы]

Корона Бореаліс – од Венедів аж по Істів

Не перечыташ о тым нич в ниякой школьной книжці…

Корона Бореаліс – Гіперборейска, Боруска

Храм Світла Світа – ніч сповила – чорна хустка

Скінчыла ся немога [неміч] – Ден Сварога нарід витат!

Сонце над горами Гарів – Корона Світа!

Korona Borealis, 7 Gwiazd, 7 Kruków

Nie wszystko można spalić – 7 cudów – Twórz i Buduj

Nowa Koliba, kolebka 7miu prastarych ludów

Hartowana stal – Hariat! – nie magia voodoo

Nie cuduj, wariat! – Sława! – Na wszystkie strony Karpat

Gdziebym nogi nie postawił: jestem u siebie. Na barkach

Niosę miecz a w swych genach niosę pamięć Antenatów

Dobrze wiesz, że wystarczy jeden z nas tu na stu, a tu

Zbiera się nas coraz więcej – harde, Rogate Serce,

Runy, które mówią, krzyczą jak nigdy wcześniej

Kończy ci się czas gadzie, kurczy ci się miejsce

A w takim układzie nie ma co liczyć na szczęście

Ten co Drzewo Życia tysiąc lat tak zawzięcie

Siekał, palił, drapał pazurami jak zwierzęcie!

Znów jesteśmy sami – znów wiesz jak to będzie:

Ja znów wykąpię się w słońcu – ty z Welesem na dół zejdziesz!

Wszystkie drogi Jawii – Na wszystkie strony Karpat

Gdziebym nogi nie postawił – jestem u siebie! Na barkach

Niosę miecz, a w swych genach niosę pamięć Antenatów

Dobrze wiesz, że wystarczy jeden z nas tu na stu!

Чорна система боронит ся, драпле нохтями

Пече тото світло іх, тот жывый оген палит

Сміют ся через сызы, іщы ім ся чуд даякій марит [мріє]

Земля втіче ім спід ніг, Велес смолу варит

Пoписали тівко книг – нич ся в них не тримат

Што сторона, то ріг, або хвіст з тых книг імат,

Перевертат назад Тя, допче ти лоґіку

Што інчого видиш, чуєш – што інчого собі пишут

Натігают вшытко – Мачу Пікчу, Піраміды

Ледво дышут тоты іх наукы з дупы, то лем звиды

Підливаны пінязями, струганы через владу

Політика, Реліґія – темна ніч мият – ладуй

Брат, гаду [гадині, гадови] раду даме – маме тото в ДНА

Гапогрупы, ґенетика – кров Р1А

Што хочут тo вказуют – решта ма быти забыта

Велика Раса Асів – Боруска Корона Світа!

Корона Бореаліс – Гіперборейска, Боруска

Храм Світла Світа – ніч сповила – чорна хустка

Скінчыла ся немога [неміч] – Ден Сварога нарід витат!

Сонце над горами Гарів – Корона Світа!

YA’AN

txt 511

Edinburgh: 26-12-2022

[русиньска коректа: Олена Дуць]

#LECHYRUS: #Mapa / #Мапа

Siódmy utwór z płyty YA’AN „LECH-Y-RUS”, której oficjalna premiera planowana jest na połowę 2023.

Jest to produkcja dwujęzyczna, polsko-rusińska, utrzymana w konwencji prostego, old-schoolowego rapu o tematyce głównie „mocno niepoprawnej”…

Niemniej jednak nie zabraknie nieco „nowocześniejszych” rytmów oraz bardziej lub mniej osobistych kompozycji.

Innymi słowy: dla każdego coś miłego (choć… nie, raczej nie dla każdego… I dobrze!…)

Nagrania zrealizowane zostały w Edynburgu.
Za produkcję odpowiedzialny jest BEDWAEM, scratche nagrał DJ QMAK, mix i mastering to dzieło M:23 Studio, szatę graficzną opracował SZKLARZU, a wizualizacjami na youtube zajął się CALI HOMIE. Korektę językową, (nawiasy w tekstach przy polonizmach) w częściach rusińskich wprowadziła OLENA DUĆ.

Album promowany przez RYMOBITTOFABRYKA

#LECHYRUS PLAYLISTA: https://youtube.com/playlist?list=PLL3z4dAWcjuVX-4lAeFRSwScvZC1sdzBr

Utwory w wersjach cyfrowych do odsłuchu i/lub pobrania: https://Y44N.BandCamp.com

Jeśli chodzi o ewentualne wersje fizyczne albumu [płyta CD + plastikowe opakowanie Jewel + książeczka z tekstami/grafiką], nakład będzie mocno limitowany, poprzedzony pre-orderem realizowanym już obecnie poprzez: [https://mistrzyaan.com/sklep-cd-shop]

Tytuł: MAPA / Мапа

Album: LECH-Y-RUS [#lechyrus]

Rok nag.: 2022/2023 [Edinburgh]

Tekst/Rap: YA’AN [#Y44N]

Bit: B2M

Gramofony: DJ QMAK

Mix & Mastering: M:23 STUDIO

Label: RYMOBITTOFABRYKA

YT Video: CALI HOMIE – [wykorzystano fragmenty filmu / fragments of the movie were used: #Furious #TheLegendOfKolovrat / #ЛегендаOКоловрате ]

Grafika/Okładka: SZKLARZU

Pусиньска коректа: Олена Дуць

„Mapa / Мапа”

Ляхы – Русы, Русы, Русы, Русы – Ляхы

Што тя страшит? – Co cię straszy?

Русы – Ляхы, Ляхы, Ляхы, Ляхы – Русы

Што тя дусит? – Co cię dusi?

Нo тo зачынаме повіст – Нестор – медже вершами

Як припало на попа – дідів дає нам з пейсами

Кус Єфема, кус Сема – решта самы Хамы

Ягве-Mapдук, Авраам, Ное – самы чорны кляны

Медже нима деси мы – Славяне,

Моравяне, Ляхы, Горваты, Бужане, Сербы,

Корантане, Древляне, Поляне, Дреґовиче, Кривиче,

Полочане, Вятиче, Радымиче, Сєвєжане, Poccoляне…

Кій, Щев, Хорив, сестричка Либедь [Лебед]

Кыів місто, три горы, Дніпр плыне, піняз іде

За скоры, ciл, мед – гет хазарскы закусы

Iх выкривлены шаблі контра тверды мечы Руси!

Рырик, Олег, Ігор, Ольга, Світослав, Яропелк,

Владимир, Ярослав, Бopиc, Глeб, Світопелк,

Офіцияльны діі Русы: Сварог, Перун – Христос

Цароград нашол спосіб гев, а Рым над Віслом…

Ляхы – Русы, Русы, Русы, Русы – Ляхы

Ділят нас,мамят, вказуют страхы!

Русы – Ляхы, Ляхы, Ляхы, Ляхы – Русы

Слава – Памят – нас будит, іх дусит!

Oto oficjalne dzieje: Polska, 966

Bagno, las, dzicz, wtem: Mieszko, krzyż, chrzest!

A kilka lat wstecz, tych kilka lat do tyłu

Nie było nic tu według germanofilów…

Ponoć dupą szczekał pies tu i to po niemiecku!

A’logiczna bajka czarnogłowych prześmiewców

Bismarck wyrzynał ją w twego dziada sercu,

Niby polski nauczyciel wciska dziś ją twemu dziecku

I nie ma tu protestów, nie ma powstań, rewolucji

Kto ma protestować? Jeden od drugiego głupszy!

Ignoranci – stół, rozsypanych milion puzzli

System gra – stado tańczy – Jest robota, piwo, mussli…

System da profesora, a on wgra system w uczni…

Im dalej w czas! – Tym bardziej się nas różni

Inteligentnie sztuczni sztucznie bawią się tu ludźmi

Im dalej w las! – Tym więcej krwi na włóczni!

Lechy, Lachy, Lachy, PoLachy – Polacy

Błądzisz, szukasz mapy, a wszystko masz na tacy!

Lechy, Lachy, Lachy, PoLachy – Polacy!

Wiesz kto to Cezar – A nie wiesz co Lach znaczy.

Zapomnij o tej szkole matole, otwórz se mapę

Persja, Grecja, Rzym, a od Renu masz tu plamę

Po Pacyfik, aż do Chin – Co jest grane?? – Sól, cyna

bursztyn, korale – a oni wolą piasek?? Nie szalej!

Dalej: Goci i Wandale na siłę zniemczeni

A mówili jak my, gdy tłukli tych jeleni

W Galii, Walii, Italii, Hiszpanii, w Afryce

W Panonii Pany panowały, panie – tak to widzę!

Я так тото одберам і так тіж подаю далі

Славяньска Веда – маш ю в ориґіналі

Закодувану ве ґенах, лем вслухай ся в себе

Маш вшытко што треба – од них нич ліпше не бер!

Cтра Земля – Тямат/Паамят – тямит Paй-Еден

Наша мова, як найліпша папа Тя поведе

Єден-Еден, ден, Бог Род, Родина, ПриРода

Дoдaи: Етер, Вітер, Земля, Оген, Вода.

Ляхы – Русы, Русы, Русы, Русы – Ляхы

Ділят нас,мамят, вказуют страхы!

Русы – Ляхы, Ляхы, Ляхы, Ляхы – Русы

Слава – Памят – нас будит, іх дусит!

Większości wciąż tak ciężko się oderwać

Większość tu wciąż prędzej potnie się w nerwach

Niż sama zacznie myśleć inaczej niż system

Nie wszystko jest złe – ale złe są tu wszystkie

Wytyczne na jutro – chcesz, możesz nie wierzyć

Ale ktoś tam się bawi, gdy tu płynie krew żołnierzy

Gdy trochę im nudno to popuszczają wodze

Nic nowego w Jawii: maja, majaki, zorze…

А в Правіі і Навіі все по старому

Славяне на Славіі – подля закону

Храму Світла Світа по сам крес часів

Славяньскій Дух серед вшыткых луди нашых!

Небескє небо, Біла карта жытя

Червена кров – Слава до здобытя

Гонір – Чест – Слово – прастара мова

Сapмaтя, Лехія – СЛАВІЯ! – до горы голова!

Lachy – Rusy, Rusy, Rusy, Rusy – Lachy

Dzielą nas jak dawniej, pokazują strachy

Rusy – Lachy, Lachy, Lachy, Lachy – Rusy

Słowo, Sława, Pamięć – nas budzi, ich dusi!

YA’AN

txt 509

Edinburgh: 21-12-2022

[русиньска коректа: Олена Дуць]

BECZKA

Lubię, od zawsze chyba, przyglądać się i znajdywać alegorie pomiędzy tym co widzę, a szeroko rozumianym życiem, tudzież sensem istnienia…

Stąd też cała masa kłębiących się w mej głowie „dziwnych teorii”, skojarzeń, mądrzejszych, głupszych i po prostu abstrakcyjno-idiotycznych czasem myśli i pomysłów na tematy „różne i przeróżne”.

Dziś postanowiłem zaprezentować Wam jedno z takich „dziwactw”, mianowicie „Teorię Beczki„.
Może być „niebieskiej”…

Jakiś czas temu miałem okazję posłuchać, poczytać, a nawet przyglądnąć się dokładniej procesowi, który zna chyba każdy „szanujący się” Sławianin, a już szczególnie mieszkaniec Podlasia tudzież Beskidu, czy innych Bieszczad, tj. procesowi produkcji i destylacji „nektaru zapomnienia”, tzw. „wyzwalacza ułańskiej fantazji”, czyli po prostu bimbru…
Choć ściślej i precyzyjniej rzecz ujmując w moim, konkretnym przypadku był to czysty, pachnący spirytus… Ponoć bardzo dobry i ceniony wśród smakoszy na okolicznym rynku 🙂
Mniejsza o większość.
W każdym razie słuchając fachowców, analizując i przede wszystkim przyglądając się temu wszystkiemu, naszły mnie pewne myśli, które postanowiłem spróbować jakoś „skroplić”, że tak się wyrażę i zmaterializować w postaci tej oto próby wyłożenia niniejszej, wspomnianej wyżej teoryjki.

Czytając dalej, dowiesz się trzech rzeczy:
1. Jaki jest (wg tej teorii) „(bez)sens istnienia”
2. Jak nastawić perfekcyjny zacier 🙂 – (i to jest „clue”, inaczej sedno „opowieści” właściwie…)
3. Jak wydestylować wyśmienity, czysty spirytus 🙂 .
Tak więc myślę, że „coś tam”, tak czy siak, może Ci się przydać z tego, co tu zaraz „wyłożę” 🙂

Krok pierwszy: POMYSŁ

Na początku, jak wiadomo, była pustka, nic, chaos, itd.
Ot „coś/ktoś”, świadomość jakaś tkwiła w wszechogarniającej i znanej sobie na wskroś nudzie i maraźmie. Kompletny brak akcji i pomysłów.
A jak nie ma pomysłów, to… trzeba się napić.
A gdy nie ma nic do picia, to trzeba sobie coś samemu zorganizować.
Zatem przedstawiam Wam pana Wielkiego Bimbrownika!
Ma on, powiedzmy sobie, pomysł, warunki i chęci. Zatem do dzieła!
Na „kosmiczny plan”, na „kosmiczną arenę”, tj. do jakiejś tam komórki, pokoju lub innego, odpowiednio przygotowanego pomieszczenia (ważna jest m.in. stała temperatura (najlepiej 19-21C), ale też i takie detale jak dobra wentylacja, dopływ i odpływ wody, itd, itp. – zatem trzeba coś tam wpierw ogarnąć) wjeżdża BECZKA.
Tak, ta wspominana, tytułowa, wielka, niebieska (bo to taki ładny kolor) beczka.
Na potrzeby tego felietoniku, niech będzie o pojemności 60 litrów (tak, żeby było w niej łatwo mieszać, bez rozchlapywania na lewo i prawo…) 🙂

Krok drugi: PRZYGOTÓWKA

Zaczyna się od wypełnienia beczki, czyli inaczej „stworzenia odpowiednich warunków”.
Bimbrownik napełnia beczkę wodą (nad którą, póki co, „unosi się jedynie duch”, jego „ambicje, plany, marzenia” i „fantazje” co do efektu końcowego całej akcji. Można powiedzieć, że już mu „leci ślinka”, a przecież dopiero co wlał pierwsze 15 litrów ciepłej wody…).
Wszystko dokładnie, co do litra.
Na ten rozmiar beczki potrzebuje 40 litrów.
Jest „dbający o szczegóły”, więc stara się by woda nie miała mniej niż 26C, ani więcej niż 30C. Ma sprzęt zwany termometrem kuchennym, więc sobie to ładnie mierzy…
Następnie cukier.
14kg dokładnie.
I odżywki (np. czysty koncentrat pomidorowy w gramaturze 200g. Starczy. Nie ma co rozpieszczać przyszłych „mieszkańców Beczki”. Niech się skupią na cukrze!)
I mieszanko.
Pierwszy „ruch ducha”. „Wielki wybuch”. „Punkt Zero” i takie tam…
Jak nastąpiło już całkowite zespolenie wody z cukrem i pomidorową papką, Bimbrownik z uznaniem spogląda na stworzone „środowisko”. Spogląda i mierzy temperaturę.
Z utęsknieniem wyczekuje 26C…
Jest!

Czas na główny punkt programu, „gwiazdy wieczoru”, zarodniki „cywilizacji” a ostatecznie „twórców (nieświadomych tego stanu rzeczy) i kreatorów” celu ostatecznego: DROŻDŻE!
W tym przypadku są to laboratoryjnie podrasowane Turbo Drożdże z nazwy określane jako 48h (co ma niby sugerować linię czasu, jaka jest przewidziana na całą ich egzystencję, ale nie od nazwy ona zależy jednak…)
Bimbrownik wsypuje je w takiej ilości, by stworzone uprzednio środowisko stanowiło dla nich idealne warunki do rozwoju i namnarzania, czyli w tym przypadku 270g.
W beczce pojawia się zatem „żywa inteligencja”, „zarodnik cywilizacji”, „stworzenie wybrane”, któremu „oddano całą beczkę” i „wszystko co w niej się znajduje”. „Z woli Pana” (Bimbrownika) i jemu jedynie znanych przyczyn rzecz jasna!…
Wsypano i od razu (w skali Bimbrownika niech to będzie 5cio minutowe) dokładne mieszanko.
Nastepnie cyk i pokrywka.
Ciemność.
Etap zamknięty.
Bimbrownik ma „dzień siódmy”, czy jak kto tam woli: idzie w pi…zdu…

A teraz inaczej, tj „od strony” Drożdży – wjazd, tj „zstąpienie” do Raju, chwilka relaksu i podziwu nad cudem „boskiego stworzenia” (no niech to będzie w ich skali te, bo ja wiem…1k drożdżolat? – Bimbrownik potrzebował z dobrej minuty by wsypać drożdże z jednej paczki, wziąć, otworzyć i wsypać z drugiej, odłożyć śmieci, sięgnąć po mieszadło i takie tam…) i zaraz… pomieszanie języków, nacji i kultur (można np. snuć dywagacje nt. pochodzenia z dwóch osobnych paczek itp…), rozrzucenie po całej beczce, od dołu po górę, jeden wielki wir, szaleństwo, strach, przerażenie i takie tam „przeżycia”.
Jak sytuacja się uspokaja, wszystko wraca do normy, Drożdże zaczynają się powoli „odnajdywać” w miejscach, gdzie je „Pierwsze Wielkie Mieszanie” rzuciło.
Powstają pierwsze, „pomieszaniowe” więzi i relacje, struktury i podwaliny „społeczeństw”, kreują się wspólne (dla danego obszaru, ale sporo też „dziwnie takich samych” jak w innych regionach) obyczaje, tradycje, podania (np o „Raju, gdzie wszystko było takie cudne, świeciło „słońce”, wszyscy żyli razem, „Świat” był „przebogaty, spokojny i piękny”, „Boski Bimbrownik widniał uśmiechnięty i zadowolony tuż nad horyzontem” itd, itp. A może nawet głębiej: jakieś stare opowieści z czasów „bycia/podróży kosmicznej” w ciemnej hermetycznej paczce lub czasów z laboratorium? Może nawet przebłyski z samego początku tych jednokomórkowych organizmów? Hmmm….).
Rozpoczyna się to, co mamy obecnie: „Cywilizacja”. Pierwsza z wielu. Ale o tym potem…

Krok trzeci: ZACIER

Czas.
Czas jest względny. Mocno względny.
W tej teorii np: Bimbrownik wsypuje i miesza drożdże zaledwie, dajmy na to, 5 minut. Jest to pięć minut „czasu Bimbrownika”, czasu jaki obowiązuje u niego, dla niego, w jego pomieszczeniu, świecie i w jego rzeczywistości.
Ale te same 5 minut dla Drożdży to już…cała prehistoria gatunku! Cały „Raj”, pierwsze kultury i cywilizacje zaraz po „pojawieniu się” w Beczce, a następnie „gniew Boży” (ciekawe jakie powody tegoż gniewu Bimbrownika wymyślają se Drożdże? Może np, „DrożdżoPiramida” jaka uformowała się z drożdży przy wsypywaniu do Beczki, a którą teraz „kapłani” nazywają „Wieżą Drożdżbabel”, „próbą sięgnięcia Boga”, która spowodowała jego gniew?… hmmm…), „potop” (mieszanie), „dryfowanie” po bezkresach beczki w niekończącym się, aczkolwiek słabnącym wirze, w końcu spokój, cisza i „nowy początek”…
Czyli na zegarze Drożdży mijają setki tysięcy, albo i więcej ichniejszych jednostek czasu…
Czyli to, co przy skali czasu Bimbrownika opisane zostało jako: „Nastepnie cyk i pokrywka. Etap zamknięty.
Bimbrownik … idzie w pi…zdu…
Wie, że musi dać z godzinkę, czasem dwie grzybom na „rozruch”…

Mijają te dwie godzinki / niech będzie 20k drożdżolat, wszystkie te neanderdrożdże, „walki o ogień” itd…
Drożdże zaczynają powoli pracować (tak to się „fachowo” określa).
Bimbrownik jest wielce zadowolony z takiego stanu rzeczy.
Wie już, że proces się zaczął, że dobrze przygotował pomieszczenie, beczkę i nastaw, że nie zmarnował drożdży, ani cukru.
Czas na relaks. Ma wolne. Od tej pory będzie wpadał tu raz dziennie np. Odkryje wieko, popatrzy, posłucha, coś może powie przy tym do siebie, zamruczy, może coś tam se zanuci…
Może spędzi w pokoju dłuższą chwilę? Włączy radio? Albo coś obejrzy na telefonie, na yt np? Może nawet zrobi to stojąc nad otwartym wiekiem Beczki???…
Tak mijają godziny i dni u Bimbrownika i… sryliardy lat, generacje generacji u Drożdży…


Po powyższym wstępie wiemy już, że Drożdże nie mają pojęcia o niczym poza jako-takim samo-określeniu siebie (zwą to dumnie „samoświadomością”, baa, „inteligencją”! 🙂 ) i najbliższego otoczenia plus dorobili się z biegiem wieków uzupełniaczy tej „samo-orientacji” w postaci starych mitów, legend, baśni i podań, podtrzymywanych przez „religię” i raz wspieranych, innym razem obalanych (zależnie od „linii politycznej” i „interesów”) przez „naukę” i „politykę”…
Drożdże w perfekcyjnie przygotowanym pod nie środowisku, po wstepnej, ciężkiej fazie i „strasznej smucie”, romnażają się z szaleńczą werwą.
Powstają osady, państwa, unie, konfederacje itd.
Cywilizacje, religie, kasty, stowarzyszenia wszelakie (np. tzw. „tajne” i „jawne”, „białe” i „czarne”), kulty, podziały, mafie, armie, policje, partie, interesy, biznesy, wojny, wojenki, konflikty, pokoje, znów wojny.
Pojawiają się wśród nich różnego rodzaju osobniki. Od zwykłych, szarych drożdży po „kapłanów, magów, polityków” i inne mniej lub bardziej pasożytnicze grupy.
Jedni żyją kosztem drugich.
Jednym lepiej, drugim gorzej (a trzecim, najliczniejszym, po prostu przej…banie…)
Przez tysiąclecia (ichniejsze).
Ci cwańsi i obrotniejsi pchają się jak najwyżej.
Tak w „życiu społecznym”, „narodowym”, „międzynarodowym” i „światowym” jak i czysto fizycznie ( w sensie: co bogatsi, chcą mieszkać jak najwyżej, jak najbliżej wieka (bo tam jest „najciekawiej”, tam coś się zawsze, od „początku” dzieje; „zawsze”, czyli w jakichś, wyliczanych bezskutecznie i rytych na kamiennych tablicach, papirusach, zapisywanych w starych, zakurzonych księgach, a odczytywanych po latach i od lat cyklach i okresach, np. co około 2k lat – choć to akurat jest zmienna, bo co jakiś kataklizm, czy reset (o tym dalej), zmieniają się i cywilizacje i metody naliczania czasu itd – poplątanie z poplątaniem, nie do odkręcenia….).
Biedota, która tyra najwięcej, spychana jest jak najniżej (na dnie jest np „3ci świat” – ciekawy archeologicznie i naukowo, ale zupełnie „nie dla elity” – może poza maksymalnym drenowaniem go ze wszystkiego, co tylko można i krótkimi wczasami w wybranych kurortach…).
Powstają organizacje i instytucje naukowe rozgryzające „świat i wszechświat”, wrzucające coś (często wzajemnie się wykluczającego na przełomie wieków – ale ktobytam się „rozpamiętywał?) dla mas na temat budowy „świata” i „wszechświata”, starszych cywilizacji, historii, geografii, chemii, fizyki itd, itp.
Wszystko to równolegle zresztą do rozwoju „duchowości” i rozważań „filozoficzno-teologicznych”, „kontemplacji ducha i sensu istnienia”…
Drożdże żyją i umierają.
Ci najniżej beczki mają cykle najkrótsze, ci wyżej, „cwaniaki” zwane „Elitą” lub „Górą”, odpowiednio dłuższe. Swoją drogą: Ci na górze uplasowali się tam zaraz na początku i tak z pokolenia na pokolenie, poprzez kultury i cywilizacje, unikając kasacji (raz lepiej, raz gorzej) dzięki dostepowi do najnowszej „technologii i wiedzy”, ale głównie poprzez manipulacje, pasożytują na niższych poziomach Beczki przeokrutnie ją terroryzując, trzymając w najciemniejszej ciemnocie i zastraszając co trochę to tym, to tamtym, byleby tylko utrzymać się i swoje kolejne mioty tam, gdzie siedzą (najbliżej „oświecenia” znaczy się…)
Równocześnie wierząc, że „u góry jest najbezpieczniej”…

Rozwijają się przeróżne „nauki”.
W tym np. „archeologia”. Szczególnie u dołu i po bokach – tam gdzie osad z martwych, poprzednich „generacji”, wymieszanych z glukozą i pomidorami, stworzył maź przylepioną do ścianek beczki, której już może nawet większość nie jest w stanie przez to zjawisko dojrzeć nawet… Tym bardziej, że grubość tejże mazi w porównaniu do rozmiarów przeciętnego drożdża jest niewyobrażalna (coś jak skorupa ziemska dajmy na to….).
A może są i odgórne zakazy „przebijania i badania tego co znajduje się za mazią, bo np. nie idzie to w parze z obecną linią polityczno-religijną beczki lub danego jej obszaru?

U góry również nie ma zastoju.
Tam siedzi elita, śmietanka Beczki.
Tam, raz na sryliard lat, jak głoszą stare księgi i nowsze dokumenty, występują przedziwne zjawiska i wydarzenia typu nagły, oślepiający blask (największy u góry beczki, ale sięgający do dna niemalże), jakieś przedziwne efekty wizualne i fale (np. dźwiękowe) docierają do Beczki, itd, itp. [przyp. aut. : to wtedy, gdy Bimbrownik z nudów i ciekawości otwiera wieko i zerka se jak to tam wszystko mu „pracuje” – ale nie miesza. Jeszcze nie…]
Tu, u góry, nie wierzy się za bardzo w religie i takie tam. To są bajki do trzymania w ryzach niższych poziomów Beczki, zajęcia ich czymś tam, zastraszenia i zmotywowania do ciągłej pracy. Dobry to był pomysł, ta cała „religia” i „polityka”. Pięknie to działa! „Co cesarskie cesarzowi, co boskie… papieżowi” – GENIALNE!
Z jednej strony Góra potrzebuje luksusu i wygody (materializm), a z drugiej, z biegiem sryliardów lat i doświadczeniem z nich wypływającym, orientuje się jako tako, że Beczka ma się „w miarę dobrze”, gdy drożdże są aktywne, gdy pracują, ruszają się, biegają w tę i we wtę.
Bo gdy przestają, rozleniwione „dobrobytem i świętym spokojem” (bo i po co wciąż biegać, skoro wszystko, co potrzebne jest naokoło, na wyciągnięcie ręki i dla każdego tak naprawdę?), to…zaczyna się dziać strasznie!
Ni stąd, ni zowąd Beczka zaczyna „wariować”!
A to już jest „bahdzo niedobha”!
Zatem trzeba wszystkich gonić i zmuszać do ruchu. Nieważne jak! Wojny, rewolucje, konflikty, łagry, obozy, przymus, nakazy, prośby, obiecanki, nagrody, kary – NIEWAŻNE!
Ruch i robota!
Wtedy i Beczka ma spokój i Elita dostaje (z tej pracy) wszystko, o czym może i zdoła tylko pomarzyć (byleby tylko na dole nie zechciano żyć jak na górze – tam trzeba wciąż po staremu: krótko za pysk! Religią/religiami i polityką! A masz! Do roboty!
A że 80% produktów jest kompletnie zbędna, to… nic to! Wywali się. Byleby tylko …był ruch!
Od kopalni po kasy w hipermarketach.
Pełny konsumizm.
Na najwyższych obrotach.
I tak to se leci kolejne fryliardy lat…

BULGOTANIE

Innymi słowy: Wysokie kasty badając „zapiski prastarych generacji” i prowadząc dalej „skrupulatne, coraz bardziej zaawansowane technologicznie badania” wywnioskowały, że wszystko jest ok, dopóki Beczka, a tj, jej mieszkańcy (jako całość) ….”Bulgocze”.
„Stare księgi” i „historia” odnotowuje wyraźną korelację między strasznymi w skutkach „katastrofami cywilizacyjnymi” [przyp. autora: momenty, kiedy Bimbrownik otwiera wieko i z nudów, albo dla przyspieszenia procesu fermentacji, zamiesza se raz, czy drugi zacier… 🙂 ] typu „potopy”, „przeokrutne wiry i tajfuny, trzęsienia i takie tam”, a zanikiem lub przerwami w bulgotaniu.
Myślano, że chodzi o pracę jako taką, o budowanie gigantycznych i nowoczesnych posiadłości, świątyń albo innych cudów „architektury i techniki”, o składanie ofiar, religijność, kulty krwawe i niekrwawe, itd, itp., ale najwyraźniej nie!
Najwyraźniej „To Coś /Ten Ktoś” ma na to wszystko …WYWALONE PO CAŁOŚCI!
Nie widzi tego, tych starań w ogóle.
Może nawet nie jest w stanie dostrzec „Wielkiej Cywilizacji Drożdży” i/lub Drożdże jako takie???
Najtęższe „umysły” wysnuły wniosek, że chodzi o… samo życie Drożdży, o ich typową wegetację, o to by, za przeproszeniem, żarły i srały.
To jest to coś, co raz na jakiś czas „jest tu sprawdzane”.
To jest to najwyraźniej!
BULGOTANIE – które póki trwa i im jest wyraźniejsze, tym „spokojniej” się ma Beczka, a zatem i Drożdże. No i przede wszystkim, „dzięki Bogom” i „oby jak najdłużej”, Elita…
Dlatego m.in. co jakiś czas skrupulatnie planuje i uskutecznia się w Beczce wielkie rzezie, holokausty, wojny i konflikty – nic tak nie zmusza do ruchu jak strach i wojenka przecież!
No i odbudowa po wojence.
A przy okazji robi się największe interesy wtedy, pozbywa się konkurencji, wyrównuje rachunki, kasuje długi, zmienia i koryguje system (na jeszcze bardziej „dopieszczony”) itd., itp. – wiadomka…
Się gra, się ma, się chce, się wie…


Jest jednak problem: w miarę upływu sryliardów lat i ciągłego rozrostu populacji, zaczynają się uwidaczniać coraz bardziej zaniki podstawowych surowców niezbędnych do dalszego bulgotania, czyli inaczej dalszego życia, egzystencji organizmów „drożdżowych”.
Kończy się „naturalna i odwieczna, życiodajna” zawartość cukru i przecier w środowisku.
Populacje co prawda wymierają coraz drastyczniej (w związku z powyższymi brakami i ciągłym gonieniem do bulgotania na najwyższych obrotach), zalegając coraz bardziej dno beczki (i tworząc „raj” dla kolejnych generacji „archeologów”), ale i braki postępują coraz raptowniej, pociągając za sobą coraz to częstsze „anomalie” (np nieznane wcześniej, nieprzewidywalne i niespodziewane kompletnie „kołysanie” całej beczki!) i „katastrofy/resety cywilizacyjne” [coraz częstsze i dłuższe mieszania].
Nie wygląda to dobrze!
Ani trochę.
Góra wprowadza coraz to bardziej zamordystyczne plany, wyliczając np. optymalną populację Beczki i kombinując nad „cichym zredukowaniem” obecnej liczby mieszkańców do tej wyliczonej, niezbędnej do utrzymania bulgotania na „bezpiecznym poziomie”. To, wg. „mózgów”, powinno zadowolić „Stwórcę”, zapobiec coraz częstszym „kataklizmom” i zapewnić dalszą, błogą sielankę Elicie. [Co za …głąby! Gdyby choć ciut wiedzieli o tym wszystkim, po co i co tam mają do zrobienia… Echh…]
Siła propagandy i masmedia ułatwiają tę manipulację perfekcyjnie.
Nie istotne są tu jakieś tam „foliarskie donosy”, że trwa „depopulacja”, tj „dedrożdżowanie”, że nawet gdyby zebrano całą obecną populację Beczki i dano im do przeżycia 1/10 objętości całej Beczki, to bez problemu byłoby to wykonalne itd, itp, że Góra wie coś, o czym nie mówi [albo raczej: g…no wie i strzela na ślepo po prostu. Oczywiście nie w siebie…], że jest to jakaś dziwna klika, sekta, że cała reszta beczki to dla nich bydło, zwykłe owce, tępe i głupie, stworzone tylko i wyłącznie do pracy na i dla Elity, itd, itp.
Nikt takich wynurzeń z Dołu nie bierze na poważnie.
A jak coś zaczyna za mocno draźnić Górę, to pojawia się zaraz jakaś plaga seryjnych samobójstw, wypadków, w ostatecznych przypadkach, gdy wyłamuje się większy obszar lub nacja, leci serial pt. „walka z terroryzmem” lub „dyktaturą”, „wprowadzanie demokracji”, „pomarańczowe wiosny ludów” itd, itp….
Takie problemy, to nie problemy.
Góra wie co i jak robić. Szczególnie, że ma pod kontrolą WSZYSTKIE media, uczelnie, wiedzę – cały, tworzony i dopracowywany od sryliardów lat system zarządzania Beczką.
Tak więc „szury i foliarze”, to nie był i nie jest problem. Nie dla elity.
W przeciwieństwie do rzeczywistych, w/w dylematów, które są kompletnie, jak się rzekło, NIE DO OGARNIĘCIA, przez te „mózgi” u Góry…

Czujniki i sondy „kosmiczne” („kosmiczne” – tak się mówi tym na dole beczki. Mówi się im też różne inne bzdury: jak np to, że Beczka jest płaska, lub, po kilku tysiącleciach, okrągła; że jest centrum pomieszczenia, lub wręcz przeciwnie, że przestrzeń na zewnątrz jest skończona lub potem zaś nieskończona itd, itp – tak, by szło to w zgodzie z aktualnym poziomem Góry i aktualną polityką/religią. No i przede wszystkim byleby tylko nie mówić wszystkiego co wie góra i jak najbardziej namieszać, zdywersyfikować tę „wiedzę”, bo …przecież Góra sama nic jeszcze nie wie tak naprawdę i póki to się nie zmieni, nie może ryzykować, że dół będzie wiedział to co i ona, nie?? Skutki mogłyby być „katastrofalne”. Dla góry oczywiście…), w każdym razie: wszelkie badania dołu, boków, a szczególnie „szczytu”, „wylotu” Beczki nie przynoszą żadnych konkretnych i tak rozpaczliwie wyczekiwanych rezultatów.
Żadnych konkretnych rozwiązań.
Ani w zakresie przyczyn powstawania, a tym bardziej zapobiegania coraz bardziej a’cyklicznym „anomaliom” i „resetom”, ani ratunku przed (jakkąkolwiek by ona nie przybrała formę) katastrofą ostateczną (bo że takowa prędzej NIŻ później nastapi, nikt „inteligentny” w Beczce nie wątpi już od tysiąca lat przynajmniej…), ani w sferze sensu istnienia jako takiego w ogóle.
Wszystko jak było, tak jest w Beczce nieodgadnione.


Księgi prawią: „Prawda Was wyzwoli”.
Ale jaka „prawda”??
Drożdżowa?
Hmmm.
No to, jak chodzi o „prawdy”, to są sporządzane coraz częstsze raporty i dane (pół lub ściśle tajne) o tym:
-że beczka jest (najprawdopodobniej) sztuczna i niewyobrażalnie twarda,
-że to co wydawało się „czarną dziurą” u góry, jest najwyraźniej z tego samego materiału, a w innym kolorze jedynie i jest ruchome
-że to, co brano za „gwiazdy”, to jedynie refleksy z powierzchni „zamieszkałej”
-że życie na tym czymś, podobnie jak na górnych, niezalanych brzegach Beczki [„ściana lodu”, „krater”], istnieje, ale w koloniach mniejszych i innych niż w samej beczce i jest pochodną życia Drożdży, [ 🙂 przyp. autora: kropelki zacieru i pęcherzyki CO2 np – normalka przy fermentacji ….]
-że poza beczką jest inna, zupełnie nieznana i nie do opisania / nie do ogarnięcia zmysłami Drożdży, przestrzeń, o której nie ma nawet jak i co napisać. Nie da się..
-że raz na sryliardy lat [ostatnio częściej – jak już zauważyliśmy] pojawia się tam coś przedziwnego, coś zmiennego, ale również nie do opisania i nie do zrozumienia..
-że raz „to coś” wpływa na Beczkę (i to drastycznie), a innym razem kompletnie ją ignoruje…
-że jest, prawdopodobnie, jeszcze kilka takich beczek w przestrzeni, ale tego nie da się potwierdzić nijak…
itd, itp.
Innymi słowy: Drożdże, i te na dole, ale i „Elita” są w „ciemnej dupie” i mimo, że się w tej dupie jako-tako urządziły (szczególnie te u góry), nadal (i nie oszukujmy się) do samego końca będą w tym stanie trwać…

Tu należy nadmienić, że poza rozbieżnością w postrzeganiu czasu między Drożdżami a Bimbrownikiem, istnieje jeszcze cała masa innych rozbieżności i różnic, które powodują wzajemną niemożliwość fizyczno-intelektualno-poznawczą tychże dwóch „form życia” i przypisanych im „środowisk”, „wymiarów”.
I jeśli jeszcze jest to w jakiś mniejszy lub większy sposób do „ogarnięcia” dla Bimbrownika (biorę pod uwagę np. naukowe zacięcie tego osobnika, posiadanie mikroskopu, przyglądanie się przez niego jakimś tam próbkom zacieru, wiedza o kulturach grzybni, podstawy chemii, itd, itp), to patrząc z drugiej, drożdżowej perspektywy, nie ma szans na „badanie” pomieszczenia, Bimbrownika, czy tym bardziej jego środowiska i „życia” (gdzie Bimbrownik pojawia się w pomieszczeniu raz na eony lat „drożdżowych” plus: jak nawet jakiś „naukowiec” w żyjącej akurat podczas tego objawienia się generacji, zdołałby coś na ten temat napisać, ba, nawet gdyby zebrano tysiąc takich opisów z przełomu sryliardów lat (i kilkunastu cywilizacji drożdżowych – każde zamieszanie zacieru to przecież totalny lub prawie totalny reset danej cywilizacji!), to…wciąż byłyby to dane na temat, w najlepszym razie, jednego Bimbrownika, z jego, „bimbrownikowych” kilku chwil (!), w jednym pomieszczeniu… itd. – Ilu jest bimbrowników? A dalej: ilu jest ludzi i pomieszczeń na Ziemi? Co to w ogóle jest „Ziemia” dla cywilizacji w beczce?? No właśnie. – Drożdże nie mają szans na eksplorację i zbadanie istoty tego, co dzieje się dalej niż kilka milimetrów od krawędzi beczki zatem… A i to jest raczej bardziej niż mało prawdopodobne…)
Do tego różnica skal i miar.
Mikroskopijne (albo i mniejsze) „Drożdżyki”, nawet gdyby posiadały „mega-hiper-boskie” urządzenia, nie byłyby w stanie ogarnąć „rozmiarówki” pomieszczenia i samego Bimbrownika.
Mogłyby np., w najlepszym, najbardziej optymistycznym przypadku wypatrzyć jakiś tam odrobinek starego drożdża lub coś innego, jednokomórkowego na dajmy na to mieszadle, rękawie lub dłoni Bimbronika (jeśli takowa pojawiłaby się tuż nad lub przy samej beczce), ale nie dostrzegłyby dłoni jako takiej. Uznałyby ją, z racji innej barwy i struktury np, za…hmmm „planetę”, „galaktykę”, może inny, „wszechświat” na/w którym „coś tam żyje”.
„Cały Bimbrownik” i jego ruch (sekunda Bimbrownika – kilka pokoleń u Drożdży!) byłby nie do odnotowania dla Drożdży.
Możnaby było to rozwijać, ale myślę, że załapałeś/aś do czego zmierzam…
PS: Bimbrownik, nawet z mikroskopem i zacięciem naukowym, też raczej nie odkryłby niczego więcej, ponad to, co już o drożdżach wiemy z Wikipedii np…
Nie ujrzałby raczej żadnych „cywilizacji, państw, kultur, wojen, kast, podziałów, technologii” itd, itp. Nie wiedziałby gdzie patrzeć, jak patrzeć i czego szukać…
Dla niego ważny jest proces fermentacji i jak najlepszy, czyt. jak najmocniejszy zacier [ przyp. autora: liczy na minimum 14, a może i 16% w max. 7 dni! 🙂 ]

Możemy wspomnieć tu np o takich rzeczach jak powiedzmy sondy baddawczo-naukowe lub nawet „promy kosmiczne” lub „stacje kosmiczne” Drożdży.
Niech będą to chociażby te kropelki i bąbelki na górze zacieru lub nawet „kolonie” na „suchych” powierzchniach beczki, nad poziomem zacieru lub u dołu wieka, w ichniejszym „kosmosie”….
Niech wysyłają swe raporty do najwyższej warstwy zacieru.
Niech rozwija się archeologia po bokach i na dole.
Dołóżmy nawet, że jest to kolejny zacier w tej samej beczce i że Bimbrownik to flejtuch, który nie domył jej po ostatnim procesie fermentacji, przez co na jej ściankach mamy pozostałości po poprzednich nastawach (to ci dopiero „znaleziska archeologiczne”! – ale czy wniosą coś dla Drożdży z tego nastawu? Nie koniecznie…)
Niech nawet jakieś kropelki zacieru (czyli w skali Drożdży całe miasta np!) ochlapią mieszadło lub nawet samego Bimbrownika, a potem, dodatkowo jeszcze spadną spowrotem do Beczki i zdadzą relację.
Dodajmy periodyczne wkładanie miernika zawartości alkoholu lub cukru przez Bimbrownka i „naukowe” skutki takich sytuacji dla Drożdży…
itd, itp.
Niewątpliwie zdobytoby w ten sposób ogrom wiedzy, ale zważywszy na wymienione powyżej rozbieżności międzywymiarowe, jakie to byłyby dane? Jaka wiedza?
Ba, niechaj nawet Drożdże dorobią się technologii nano-srano-automatycznej i niech wysyłają na wieko lub nawet na mierniki, mieszadło, czy rękaw/rękę Bimbrownika statki „bezzałogowe”, które wracałyby (to warunek konieczny) do beczki po ichniejszych setkach lat, setkach pokoleń (a Bimbrownika sekundach lub góra minutach)….
Co to by wszystko Drożdżom dało??
Nie wprowadzajmy już tu nawet punktu z mieszaniem i resetami w Beczce (bo taki statek z poprzedniej „pracywilizacji”, obecnej, która np. byłaby na niższym poziomie (ale i na wyższym niech będzie) co by dał?? Nawet jeśliby go zdołali otworzyć i odczytać dane, byłyby to dane sprzed tysiącleci, z jakiegoś tam odległego mieszania, katastrofy. Ot była katastrofa i tyle. Będzie następna. To jedyna, pewna informacja…)
Itd, itp.
Nie ma szans na przeniknięcie się obu wymiarów.
Ja przynajmniej takowej nie widzę.
Nie na tym etapie.
Nie w Beczce w której na dzień dzisiejszy / na ten akapit jesteśmy…

OCZYSZCZANIE ZACIERU

Dzień 4ty, może 5ty. Dla Bimbrownika.
Dla Drożdży jest to kolejny pierdyliard lat, z czego ostatnia cywilizacja niech liczy go i choćby od miliona (zaledwie – bo czymże jest milion w skali pierdyliarda??)
Drożdże wymierają.
Tzn. ich populacja wciąż jeszcze ma się nieźle, ale jest przeokrutnie już zminimalizowana (w stosunku do „szaleńczej werwy” po „wielkiej smucie” i zaraz potem – biologia plus „Góra” i jej „plany odgadnięcia i udobruchania Wielkiego Kreatora”, czy też, dla tych ateistycznie nacechowanych Drożdży : „Natury i Fizyki” – innymi słowy: wojenki, holokauściki i inne takie „przyspieszacze bulgotania” plus ostatnie wymysły, czyli „dedrożdzacja Beczki” zrobiły swoje…)
Drożdże jeszcze są, ale już głównie od połowy beczki w zwyż. Ogłupione i zmanipulowane „jak ta lala”. Żyją sobie na etapie, hmmm…. „Nowego Wspaniałego Świata” Huxleya w miksie z „1984” Orwella np…
Motłoch i niemalże wszystkie klasy poniżej samej góry, „Iluminatów” uplasowanych przy samym wieku, od tysięcy lat zalega już dół beczki. Reszta to już bezludzia. Bezdrożdża znaczy się…
Ale istnieją tam jeszcze jakieś „skupiska i osady” w scenerii i warunkach a’la MadMax lub inny I Am Legend np…
Albo i nie, niech istnieją se i w warunkach a’la StarTrek czy Gwiezdne Wojny („Gwiezdne Wojny” w przestrzeni między górą nastawu a wiekiem denka! Wojny między potomkami odprysków Drożdży i zacieru na ścianki iwieko Beczki, a mieszkańcami samego zacieru! Dobre sobie…)
Wspomniani „Iluminaci” i jakieś ich pacynki coś tam kombinują u góry. Jak zawsze. I jak zawsze wiadomo czyim kosztem…
Siedzą w jakiś szkalnych, nafaszerowanych technologią, nowoczesnych „jaskiniach” i „liczą na cud”, „rozgryzają o co tu kaman?”, „po co i na co to było?”.
Może nawet wracają do jakichś krwawych kultów i obrzędów.
Tak, raczej napewno tak.
Przynajmniej część z nich. I to zrobiono to już pewnie z całe pokolenia wstecz, gdy „łatwiej było o ofiary” – przy okazji odkryto, że to i owo z innych drożdży, np młodziutkich i niewinnych, daje wielkiego kopa… Tfu…
Innymi słowy: ostateczny koniec i raczej nikt już tu nie widzi kolejnego resetu i szansy na odrodzenie. Nie ma z kogo się odradzać.
Cukier zanika.
Populacja się kurczy. (I pomysleć, że jeszcze „niedawno” ta sama Góra planowała, ba uskuteczniała nawet „dedrożdżowację” Beczki… Echh.)
Kolonie wymarły.
Stacje badawcze też.
Statki bezzałogowe nie wracają, albo wracają z kolejnymi tonami wiedzy, która nijak nie może być rozkminiona, jest bezużyteczna…
Nie ma szans na zbadanie niczego poza tym czymś, dla motłochu określanym jako „kosmos”. Nie można się przez to przebić.
W dodatku coraz więcej proletariuszy zaczyna świrować po różnych social mediach z teoriami nt. różnych oficjalnych wersji historii, nauki itd. Niektóre z tych teorii trafiają na podatny grunt, zdobywają coraz więcej zwolenników, a co najgorsze, są bliżej prawdy niż kiedykolwiek wcześniej.
Zaczynają walić się podstawy podstaw systemu…
Pozostaje jedynie wiara w cud.
No, ale to dla mocno naiwnych. Poza tym i ta wiara jasno mówi, że wszyscy zdechną.
Przebąkuje coś tam o przejściu w inny wymiar, o energii jaką wszyscy w Beczce, od początku jej istnienia wytworzyli, że ta energia, to pośrednio Drożdże przecież, że z niej powstanie coś innego, niewyobrażalnego, że tak się wszyscy odrodzą i coś tam będą robić, że może (albo nawet napewno) dojdzie do połączenia z Absolutem [czyt. Bimbrownikiem 🙂 ] itd, itp.
Co to ma do rzeczy? Jak to tak? To po to trwano, budowano, knuto, zabijano, bulgotano i goniono do bulgotania itd?
Nie do pojęcia!
Pozostaje zatem wszystko zainwestować w jak najszybszy rozwój technologii.
Znikają ostatnie opory przed i tak już od lat wdrażanym projektem, a nawet bardziej: ideologią transgrzybizmu, która pośrednio, póki jeszcze Beczka nadaje się jako tako do zamieszkania i są w niej Drożdże zapewni Górze kolejnych kilkaset, a może kilka tysięcy lat panowania (i to takiego, jakiego jeszcze nikt nie widział: totalna, cyfrowa kontrola i dyktatura bezwzględniejsza niż jakakolwiek tyrania od „Wielkiego Mieszania” po dziś dzień!), a następnie, gdy zrobi się już „nie do życia”, zgodnie z „obietnicą naukowców”, wykreuje możliwość połączenia „umysłów i świadomości” Drożdży z maszynami. Na stałe. Znikną wymogi cukru w atmosferze itd. TransDrożdże wejdą na wyższy poziom. Być może uda się do tego czasu wymyśleć coś , jakiś sposób na „przebicie kopuły” i otworzą się nowe, nieznane dziś możliwośći…
Tak, to „jedyna” droga „rozwoju”…
Ruszają zatem próby, ba proces rusza przymusowych eksperymentów na niespotykaną dotąd skalę.
Opryski atmosfery, manipulacja genetyczna żywnością, odpowiednia chemia w środkach kosmetycznych, higieny osobistej itd, itp. Do gry wchodzą połączone siły farmacji i nauki, technologii.
Lecą projekty grafenów, chipów, transmiterów, odbiorników i nadajników, wszelakich fal elktromagnetycznych (zakresy zostają ustawowo podniesione do parametrów takich, że mikrofalówka na najwyższych obrotach, to przy niektórych rejonach Beczki słaba grzałka…) itd, itp.
Zaczynamy oczywiście od Dołów. Wiadomka.
Przecież Góra nie będzie się faszerować, naświetlać, czy wstrzykiwać se czegoś, co nie jest w stu dziesięciu procentach zbadane. Tzn będzie, ale jedynie przed kamerami, pokazowo i napewno nie to, co reszta….
Idzie lepiej, niż zakładano!
Drożdże są już tak zdebilowaciałe i ograniczone intelektualnie, że aż dziw, jakie rzeczy i jakie absurdy łykają bez większych problemów!
A jaki hajs jeszcze się na nich robi przy okazji! Wow! Eldorado!
Niewyobrażalne!
Będzie dobrze!
Połowa populacji tańczy lepiej, niż gra Góra.
Umieralność i zamordyzm co prawda wzrosły tak, że jeszcze z wiek temu Drożdże wywlekłyby gilotyny i wszystkie pacynki na urzędach kręciłyby głowami po chodnikach, kończąc ten cyrk, a przynajmniej zmuszając „włąścicieli Beczki” (tych prawdziwych, zza kotary) do zmiany planów, ale… nie dzisiaj! Dzisiaj wszyscy wierzą w technologię i przede wszystkim… w massmedia! Klucz do sukcesu! Boskie tuby!
No nic.
Kręci się kabarecik.

A co najlepsze, najciekawsze w sumie, to fakt, że w miarę postępu tej całej akcji, wychodzi na to, że … podobne rzeczy miały już tu miejsce, że coś takiego najprawdopodobniej już ktoś tu kiedyś uskuteczniał!
Chciał nie chciał „spiskowcy” idą prawie łeb w łeb ze specjalistami, „kujonami systemu”…
Archeolodzy odkopują coraz to dziwniejsze rzeczy z jednej strony (wspominałem o Bimbrowniku-niechluju? – gdzieś tam na dnie pozostały niedomyte, przyklejone do beczki brudy po ostatnim zacierze: mieszanka martwych drożdży, węgla, kwasu krzemowego, jabłkowego, skorupiaków, pirosiarczanu sodu itd, itp.), a z drugiej… od kilkudziesięciu „drożdżolat” coś się dzieje z „kosmosem”. Definitywnie będzie jakaś spora zmiana.
I jest!
W Beczce pojawia się czarny pył lub czarna maź!
Jedni mówią, że to Góra znów coś kombinuje (bo na bank kombinuje – jakżeby inaczej? Chcą żyć i nie zawahają sie przed niczym, co tylko wpadnie im do ich drożdżołbów…), inni uważają, że to „z kosmosu”, jeszcze inni „że od Boga”, „że apokalipsa w końcu” lub „zombiaki – terminatory”…
Ile głów – tyle teorii…
Coś niespotykanego nigdy dotąd (poza śladowymi ilościami ze wspomnianych starych wykopalisk…)
Coś co wiąże ze sobą od razu wszelkie pierwiastki i cząstki, cały organiczny i nieorganiczny majdan, skleja go nijako z sobą, zmieniając całe środowisko, całą „atmosferę beczki” w nieprzeniknioną ciemność, czerń! Nastała najwyraźniej wieszczona przez jednych, czy drugich „obłąkańców” na przełomach wieków, w/w „apokalipsa”, „Dni Ciemności”. Nie trzeba chyba wspominać o wszelkich podziałach, jakie nastąpiły i w tak już maksymalnie podzielonej drożdżowni, o przeróżnych starych i nowych kultach, jakie odrodziły się lub wykwitły na tę okoliczność itd, itp…
To coś, ta nowa forma, jakby nie było życia jest organiczna-inaczej, najwyraźniej żywa, inteligentna!
Wchłania wszystko i wszystko musi się jej poddać!
Ponoć Drożdże, które porzuciły nadzieję i początkowy opór przed najeźdźcami, łączą się z nimi dobrowolnie i… żyją, choć ciężko określić, czy to jest życie. Bulgoczą i skwierczą ale napewno nie jest to to, co zwykło się nazywać życiem, bulgotaniem do tej pory.
Dziwactwo.
I strach.
Potem kolejny, dawno już nie odnotowany, kataklizm: Ostateczny dla wszystkich wciąż żywych Drożdży. Mieszanie.
Czarne „coś” jest już wszędzie. Czyści wszystko. Co żywe i co martwe. Ci co się wahali przed połączeniem, a przeżyli mieszanie, nie mają już żadnej innej opcji.
Terminator, Matrix i inne takie „przedłużacze bytu”… (Jakie to „płytkie” z spoza beczki swoją drogą…)
Nowa era.
Tak, to Bimbrownik zapodał Węgiel Aktywny w ilości 50g.
Cieszy się.
Zacier ma już 15% !
A jeszcze coś tam gdzie niegdzie bulgocze, więc zanim węgiel oczyści płyn ze wszelkich smrodów, moc powinna skoczyć jeszcze o 1, może 2 procenciki!
Elegancko 🙂
Miesza, zamyka, wróci za dzień lub dwa…

FILTRACJA

W Beczce cisza.
Nic już nie bulgocze, nie „oddycha”.
TransDrożdże, tj WęgloDrożdże, nieliczne okrutnie, zautomatyzowane maszyny pływają bez celu w sumie w czarnej obecnie, węglowej mazi…
KaliYuga.
Koniec.
Koniec?
Może gdzieś tam jest jakiś malutki znak starego życia drożdżowego, gdzieś mocno zakamuflowany, wbity w maź przy bokach lub pomiędzy trupami na samym dnie… Jakiś ostatni świadek, który żyje, by żyć. W sumie bez sensu, ale on i tak tego nie wie. Napędza go albo już tylko biologia, albo biologia i ta dziwna ciekawość „po co to wszystko było”?…
Odkrywają się „niebiosa”.
Do Beczki wpada 120g chemii klarującej, czyli to, co już ktoś tam, kiedyś odkopał: mieszanka kwasów krzemowego i jabłkowego, chitozanu i pirosiarczanu sodu… W dwóch dawkach. W dwóch etapach rozdzielonych od siebie godziną Bimbrownika / tysiącami drożdżolat…
Najpierw składnik A, mieszanie, potem składnik B i znów mieszanie.
Mieszają się trupy z dołu, węgiel z całym syfem do siebie przyklejonym, WęgloDrożdże i wszystko co tam jeszcze jest.
Ale to już pusty, wypalony „Świat”.
Wspomniane jednostki „zatwardzialców”, niech będzie, że są to jeszcze, przyjmując ich skalę, całe populacje lub rody, nawet się już nie boją. Ot giną lub jakimś cudem, gdzieś tam, w jakimś zapomnianym „statku/mobilnej kolonii” (pęcherzyku/bąbelku) trwają i oglądają se to wszystko…
Wieko znów się zamyka. Po raz ostatni. Trwa oczyszczanie i filtrowanie.
Czarne cząstki węgla i wszystko inne, co ciężkie i zbędne osiada na dnie. Chemia to powoduje.
Piękny widok dla załóg bombelkowych statków: Beczka wypełnia się niemalże przeźroczystym płynem! Widać jej boki i wieko. Im wyżej, tym jaśniej, tym klarowniej.
Jest cudnie! Tak „niebiesko”!
Tak jak opisują to praprastare księgi i podania, tak jak za czasów „Edenu” i pierwszego „zstąpienia”!
Prawie tak.
Prawie, bo wtedy była tu (ponoć) masa przepysznego cukru i warunki wymarzone do drożdżowej egzystencji. Teraz urządzenia pomiarowe odnotowują zero cukru, za to ogromne stężenie czegoś dziwnego. Czegoś co bez wątpienia stworzone zostało, błąd: pozostało po Drożdżach, po WSZYSTKICH ich cywilizacjach, coś co religijni przywódcy i fanatycy (przynajmniej niektórzy z nich – bo było tu tyle religii i tyle wizji, że szkoda pisać…) określali mianem „duszy”.
To coś, ta dusza wspólna, całego gatunku z przestrzeni pierdyliarda lat, wypełnia teraz beczkę.
Piękne.
Niesamowite.
Straszne.
Okrutne.
I wciąż bezsensowne. Po co to?? Co to dało Drożdżom?? Po co w ogóle było rodzić się Drożdżem??? Echhhh.
Zacier gotowy.
Gratuluję.
Bimbrownikowi, rzecz jasna!

Etap ostatni: DESTYLACJA a.k.a ASCENDENCJA
Teraz przelewanie nastawu do kega.
Nawet już nie piszę o Drożdżach.
Albo dobra, napiszę: kilka z nich poleciało w „bąbelkach”.
Są w kegu.
Co to za podróż!!
Kilka pokoleń w „kosmo-bąblu”!
Wszystko ładnie i skrupulatnie spisane (dla kogo? po co??).
Komputery, technologia itd.
Ależ to „ogrom wiedzy”! Nawet rozbieżności między wymiarowe udało się już jakoś tam przeskoczyć:
MikroDrożdże nafaszerowane super techniką odnotowały w końcu beczkę z zewnątrz, mniejsze/inne beczki (! – można by zafantazjować i przyjąć opcję z „kropelką z tej beczki wpadającą do beczki dopiero co nastawionej np – Tak rodzi się elita Elit – mądrzejsza od wszystkich ,bardziej zaawansowana technologicznie, ale…nadal „głupia jak but” – ot szczęściarze którym dane będzie jeszcze pozyć i być może przedłużyć swój nikczemny ród…), wracamy: lecimy z drożdżami do kega i widzimy rurki, szafę, drzwi, okno (wow!) ba!, nawet odnotowano i nazwano Bimbrownika: Ogromy Absolut, Poruszająca Się WszechInteligencja, Stwórca (najwyraźniej – co za kpina i ignorancja zarazem 🙂 ) i Wielki Operator Wszystkiego i Wszystkich, Pan Wszechrzeczy – itd, itp.
Nieodgadnione są jednak wciąż ani przyczyny ani cele wszelkich jego działań. Tak z przeszłości jak i tych w przyszłości. Tego co robi teraz też nikt nie wie…
A „Wielki Operator”, czyli nie oszukujmy się, zwykły chlor „po podstawówce”, dajmy na to Bogdan [przyp. autora: bez powiązań z rzeczywistością ludzką i bez obrazy dla znanych i nieznanych mi Bogdanów 🙂 ] przelewa sobie tygodniowy zacier do kotła gotującego, zwanego kegiem (oj, nie chciałbym być tymi Drożdżami, które dotrwały do tego momentu…Sprawdzą teraz „piekło z ksiąg przedwiecznych”… I to niezależnie od tego jak sie prowadzili przez całe swe jestestwo… Wow. Nieźle, nie?), podłącza kolumnę destylacyjną (to jest dopiero technologia!), sprawdza szczelność obiegu chłodzącego i…załącza grzałki!
Czekał na to od tygodnia!
Teraz 8-10 godzin destylacji (dla Bogdana) podzielonej na etapy
-gotowanie (biedne Drożdże – tego nie przeżyją nawet w boskiej technologicznie bańce…),
-przedgon (jeśli będę pisał dalej, to stąd zacznę etap ewolucyjności duchowej zwanej „Ascendencją W Gorszą Stronę – Postdrożdżowe Diabły, które, jak trafią na prawdziwego Bogdana-Chlora, to mogą w końcu zemścić się za wszystko zabijając drania swą trującą mocą metanolu, albo (i to znacznie bardziej pewne)…trafią do np. spryskiwacza szyb w samochodzie Bogdana lub jego szwagra lub posłużą jako środek dezynfekujący pryszcze na pyskach ich żon lub dzieci…)
-stabilizacja temperatury w kegu (ot takie dalsze gotowanie drożdżo-dusz, a po naszemu, nie oszukujmy się: ciekłej mieszaniny ich martwych ciał i ekskrementów – to o to chodziło, głupie, tyrające przez pierdyliat lat, wykorzystywane i manipulowane przez własną „górę”, Drożdżyki! O wasze truchła, szczyny i kał! O nic więcej I jak? Warto było? :))
-Destylacja czyli Ascendencja i „uAnielenie” – to jest punkt kulminacyjny: „drożdżo-dusze” (bo fekalia to takie…niesmaczne. Dla Bogdana, jego znajomych i innych pasjonatów alkoholu przynajmniej. Po co od razu tak brzydko?…) trafiają do prawdziwego „czyśca”, czyli najpierw piekielnie gorącą kolumną w górę, jako prawdziwe „duchy”, czyli gazy inaczej, następnie do cholernie zimnej chłodnicy (co za tortury btw…) i na końcu, skroplone jako cudna, przeźroczysta, ostro, ale dla niektórych bosko pachnąca, wysokoprocentowa (96, a czasami nawet i 98% – zależy, czy od kolumny, buforów, ustawień zaworów itd, itp), czysta MOC, prosto do pięknego, szklanego baniaczka! Cudo. Ot i cały sens.
-Pogon i czyszczenie sprzętu przed kolejnym tygodniem – szkoda pisać. Kolejny tydzień, kolejny nastaw, kolejne pierdyliardy lat zastanawiania się nad wszystkim co ma i nie ma sensu…

Tak to wygląda.
Takie „wnioski” i „spostrzeżenia” wyniosłem z obserwacji tygodnia życia typowego bimbrownika…
Jeśli „jak na górze, tak i na dole”, to… strasznie przejabną mamy tu „situation”, nie?
Nawet jako postdrożdżowy spirytus – (ps: zastanawiałeś/aś się kiedyś nad słowem spirytus (sanctus), angielski SPIRIT itd? – u mnie to był nijako wyzwalacz niniejszej opowieści…) – jako „Anioły” wciąż będziemy w głębokiej niewiedzy, w czarnej dupie, a tj: śmierdzącej gębie, potem krwioobiegu ,a na końcu w zapleśniałej fujarze Bogdana i ostatecznie w kiblu lub gdzieś pod płotem „wsiąkniemy” w „jego świat”. …
Niczego nieświadomi i nic nie kumający.
Nawet po „połączeniu z absolutem, wielkim operatorem”…
Smutne.

Ale… skłaniające do rozszerzenia zakresu poszukiwań: nie obchodzi mnie już Beczka (Ziemia), ani zafajdana bimbrownia (Kosmos), ani jbny chlor Bogdan (te wasze wszystkie bóstewka i bóstwa), ani jego mieszkanie i współlokatorzy (Galaktyka i „inne cywilizacje”), jego miasto (Wszechświat), państwo, kontynent, planeta, itd….
Mam gdzieś nawet jego naukę, wiedzę i wiarę…
A jeśli on jest też „Drożdżem”, to powielam ten poprzedni akapit ustosunkowując go na jego bimbrownika lub jego hodowcę…
Interesuje mnie już tylko początek tego całego samograja…

Czy te wszystkie Kwiaty Życia, ciągi geometryczne, oktawy, wzory i inne samo-powielające się tasiemce MAJĄ JAKIŚ SENS?
Jakąś przyczynę?
Jakiś cel?
Oby.

Tak więc: jeśli zaraz po „pandemii wszechczasów” ogłoszą „otwarcie wieka” i „przybycie kosmitów”, to… będę chyba jedną z najmniej zaskoczonych drożdżówek…

PS: Nie uważasz, że ten sam proces nabrałby znacznie większej „duchowości”, gdybym zamiast destylacji, przypatrzył się hodowli marihuany lub pejotli jakichś? 🙂

Pozdrawiam

-Y-
05-02-2022

t.b.c. (może…)

#RusYRap

Autow/Awtor: YA’AN
Źródło/Krenycia: BRATSKŁAD na FB

Ok. Zaczyname zatom prohulku czerez ‪#‎rusyrap‬
Bude toto wyhladało tak: kawalczyk do odsłuchania i pare słiw komentaria od nia, cyli od awtora.

01. #BESIDA
Jak uz jem dade wspomynał: praci nad tym projektom zaczał jem w maju 2015. Wyhladaly ony tak:
-tekst
-bit (a barżej lem joho surowa pętla (loop))
-nahrania demo (w chyży)
-tekst do ewntualnoj korekty dla Olena Duć,
-wokal demo do producenta
-aranż pidkładu
-zminy w teksti (po poprawkach Oleny – tak sztoby zachowaty tiachłist rymiw, ale i w zahali podopysywałem dost duże nowych riczy…)
-nahrania w studio CRE:8 (super sprawa) (za konsolom Tom S. Ray Audio Mastering)
-gitary od Michal Smoter
-scratche i cuty od Paweł Kostecki i DJ Bart
-edycja wokaliw zo studio, gitar i scratchiw (w chyży)
-mix (Tom S. Ray AudioMastering)
-poprawky
-mastering tiłosty (Tom S. Ray Audio Mastering)
-w medże czasi okładka, kotru ostateczni zrobyła Natalia Małecka (i barz sia z toho tiszu)!
Taka była procedura powstawania toho materyjału. Toto powynno pozwolyty Wam na blyższe wyobrazinia sobi, dlaczoho napysał jem skorszej, że zaniało mi to 90% wszystkych weczeriw i 95% wszystkych weekendiw z ostatnich 13dcetcioch misiaciw… 😉

Ok. Sam numer ‪#‎besida‬, kotryj otwerat projekt, nazwał jem na samym poczatku ‪#‎dobrYden‬ i od wse mał win byty perszym kawalczykom na płatni.
Bit pidosłał nøi2er, kotryj w perwistnym zamiri mał ostaty sia producentom tiłoho projetu, ale, jak wydno, skinczyło sia kus inaksze 🙂

Sam tekst ne je nyczym specjalnym, ne ma druhoho dna any prekaziw „pidporohowych” (a może mat? Hmmm. 🙂 ).
Ot „Prypomynam Synu Ty besidu Twoich Didiw…”. Pry okazji prypomynam o nia samym, o Bratskładi i o tym, że lemkiwskij rap ne skinczył sia w 2005, ale tyrwat i maje sia, jak wydno, tiłkom dobri.
Jest tam tiż, po kusiczky, nakieruwania na dalszu narracyju wo nastupnych kawalczykach. Prynajmij jak chodyt o „duchowist” i tak zwany „teoryi spyskowy”. Inczyma słowy: Idealnyj numer na poczatok. No może kus za tiazkij bit (tak jem dumał w trakti składania płatni), ale w kincy uznał jem, że to dobri, bo ne ma jak to od razu rozichaty Was walcom, a piźnijsze dopero tłumaczyty „szto i jak” .

———————

02. ‪#‎Vatra‬
Druhi kawalczyk na krużku. Tekst napysał jem dokładni 16cetoho czerwcia 2015 (ponad rik nazad). Oryginalni nahrał jem ho pid pidkład nøi2er‚a, ale ostateczni wybrał jem bit od Drumma Records.
Jak napysał jem tot kawalczyk, to uż jem znał, że choczu zrobyty płatniu „temotycznu” i znał jem tiż, szto bude jej motywom perewodnim, złuczajuczym ju w jednu, dołhu opowist.

Kawalczyk cofat nas nazad, do czasiw, kotry nasza, teperiśnia „istoryja” peredstawlat nam jako „czorny i zacofany”, ba, nawet nimecko-chazarsky a.k.a chrystiansky „naukoffci” udowadniajut (szczehilni od czasiw zaboriw Polszczy), że na prawo od „światoho cysarstwa nimeckoho” (nastupciw Rymu), to meszkaly lem „biły małpy”, bez pysma, jazyka i zahilni bez nyczoho. I nychto nawet ne podumat, czom toty „biły i dyky małpy” nyjak ne pozwolyly heł wojty any Aleksandrowy Welykomu (pohladajte riznych riczy na temu bytwy pid horom Ślęża…), any Cezarowy, any Persam cy inczym „rozwynutym i welykym imperyjom”…Sprawa tym barżej „dywna”, jakoże każdyj znaje, że kryżuwaly sia heł dwa bohaty i hołowny szlaky handlowy (bursztynowy i jedwabnyj). I szto? Any Rym any skorsze Grecyja, Persyja itd. ne byly nym zainteresuwany? Wilny żarty!
Dla cikawosty dodam lem, że w Grekach besiduwaly, że na piłnicz od nych jest „kraj Bohiw” i stamal właśni pryszly na południa „Kronos, Zeus i reszta”, a stary kronykari arabsky cy nawet rymsky, a piźnijsze germansky (jak odłuczyly Germaniw od Sławian) opysujut Sławju, jako bohatyj, medom i wynom płynuczy, kraj z dobryma i wesełyma ludmy, kotry nyjak ne choczut sia piddaty pid jakibodaj zariad. O Wedach Slawianskych, wojnach z Ludamy Smoka i Wyznawciamy Krwawoj Kali/Kaligui, pidboju teperisnich obszariw Indii i Iranu lem napomnu i zostawlu Wam jako zahwizdku (najdte znymky ditiw i diwczat Kurdiw, Arian i paru iszczy plemion zameszkujuczych południa Turcyji, Indii cy Iranu i posmotrte do koho majut podibny buzi. Do Semitiw cy do Slawian?) No, ale dobri. Mało byty o kawalczyku, a ne o, dla jednych, „wyedukuwanych” (samy ne znajut czerez koho) „bajach”, a dla druhych, budziaczych sia, prawdywoj istoryi naszych, slawianskych ludiw.

Tot tekst oncentruje sia barże na czasach kus pered „chrestom biłych małp”. Besiduje o tradycyji, o wojnach z Rymom (tak, tak: protyw oficjalnoj „istoryji”, to Sławiane właśni roznesly w poroch totu, preniatu perez nowu relihiju żydiwsku, imperyju i panuwaly od (w)Andaluzyji perez Rym i Kartaginu po Aleksandryiu – aż do czasiw, koly „zmyjowe plemia” zas zrobyło toto szto znajut najlipsze: woszly od kuchni i pid-JUDY-ly (zwertajte uwahu na naszy słowa chocki) jednych protywko druchym…)…

Mame zatom spokiny czasy, de Sławiane żyly i zajmuwaly sia chyżamy i ditmy, zberaly sia lem w czasach nebezpeky i zachorozy, koly treba było hnaty hen Grekiw, Rymian, Chazariw abo wsich inczych, kotry prychodyly heł z meczom i ohniom. Mame rozbycia i pokonania Rymu. Joho podił na Zachid (preniaty uż perez judejczykiw i ich „pustynnu filozofiju”, wraz z ohołosziniom chrestyjanstwa jako religiji oficjalnoj) i Wschid (cyli odrodzenu, po rozbyciu jej perez Rusiw, Chazaryju, kotra woszła do wspilnoty judejskoj perez pryniatia judaizmu jako swojoj religiji, uznajuczy sia tym samym za 12ste, zahynene plemia wychnanoho z Babilonu, „naroda wybranoho” – wydnym je chybal dlaczoho, ni? Toż „narid wybranyj” maje w kincy dostaty tiłu totu planetu pid swij parchatyj czerewik! Jakomu krolowy taka obitnycia ne prypałaby do gustu? – warto kus poczytaty „mudrosty starych światych (!) knych narodiw pustyni”, a ne lem, szto nedila, powtariaty cytaty z tychże knych, jak papuhy, bez żadnoj swojoj dumky i zastanowlinia – naszy Didy pereklynajut naszu temnotu i szmarjajut peruny nerwiw w Nawii jak lem smotriat szto ich dity bełkoczut…)…

No i zaczało sia wtołdy (jak uz wpała filozofija grecka, a po nij piddał sia i został podilenyj Rym) toto, szto tyrwat do dnes: Na zachodi, kotryj był wtoly pid kontrolom Sławian, pidpustyly jednych na druchych i potworyly „państwa”, kotry steruwany byly/sut perez „papu”, a na wschodi zas sia zjednaly/odbuduwaly nowy Chazary, uż jako „Bizantyja”. I znajuczy, że zemli naszoj ne dadut rady wziaty syłom, to woszly heł jako „misjonari nowoj nowyny”…. Oczywydno: hiwno by im z toho wyszło, jakby ne pretiahnuly do sebe hory, kotra skuszena tym, że dostane „szto cysarskie” i ne bude musiła uż rezyhnuwaty z włady zaraz po wojnach i nebezpeti (jak to było dotla), dała sia otumanyty, jak i naszy namestnyky w pidbytoj Ewropi Zachidnioj i… mame teper mały, poswareny zo sobom, „krainky post-sławiansky”, kotry sut systematyczni i sztoraz skorsze spychany w czornyj dił… No i to jest tema, kotra prewyjat sia czerez wekszist numeriw.

A sama Vatra, joj refren prypomynat, że toto, szto worohy osiachnuly, to ne jest iszczy konec wojny, lem jednoj z bytew. Że dalij sut heł lude, kotry ne dajut sia nabraty i znajut chto jest chto na tij szachownyci. Tyrwajut pry swoim i otwerajut, a prynajmij probujut otworyty oczy i ucha inczym.
Toto ne może sia podobaty „źmijam”, zatom pryspiszajut „swij plan”. Starczyt lem posmotryty szto sia teper dije na Świti i peredumaty raz iszczy jaka nacyja najbarżej jest wykrwawlena po każdij z ICH wojen (wse zaczynajut sia ony na zemlach Sławii i wse jedny Sławiane żrut druchych, a inczy prychodiat lem „pozamitaty” i zas podilyty jasyr…)…

Ale nycz to: „Vatra zas sia palyt, palyt sia Świata Vatra…od tysiaczy rokiw kroł tota sama: Harda!…”

————————————-
03. ‪#‎Avatar‬
Treci kawalczyk to Avatar. Napysał jem ho prawi pid konec kompletuwania materyjału, w druhij połowyni lystopada 2015, a nahrał do jednoho z dwoch bitiw, jaky wybrał jem z paczky pidosłanoj czerez Bedwaem B2M‚a.
Tekst jest prostyj. Opowidat o tym, jak czuje sia czołowek po 30tci, koly uż znykajut kumpli, pyjatyky i hiwniarsky zahrywky, a otwerajut sia (prynajmij nekotrym) oczy i ucha.
Raptom okazuje sia, że wszytko wkoleso to jakyse straszne neporozumlinia, a Ty stoisz heł sam i łazysz medże tym wszystkym jak prybysz z jakysoj inszoj planety. Jak Avatar…

———————-

04. ‪#‎Slava‬
Numer napysanyj w żowtni 2015 i nahranyj do pidkładu Drumma Records. Łukasz pidminył bubny wo ostatecznym aranżi, szto sprawyło, że wersyja kotru czujete riżnyt sia dos duże od wersyji demo, perez szto dołhom ne mih sia do nioj, toj studyjnoj, perekonaty, jako, że tota persza była barz spokina i powim szczyro, jak jem ju nahrał, to uznał jem ju za najlipszyj kawalczyk płatni i słuchał w koleso sztoby dokładni tak samo, abo iszczy lipszej zrobyty toto w studio. No, ale jak sia rikło: Producent postanowył, że bude inaksze i w ostatniu nicz pered sesjom pidosłał mi takij aranż, jak teper czujete… Ale nycz to: po welu odsłuchach wersyji studyjnoj, doszoł jem do dumky, że chybal jednak była to zmina na lipsze: kawalczyk dostał wece enerhii i syły, a zachował swij klimat…

Sam tekst, joho perwistnyj zamir, mał byty „o rapi”, ot take „bragga”. No ale jak wydno, uż w połowyni perszoj striczky zichał jem na temu, kotra zajmuje nia uż paru ładnych rokiw i wszytko skinczyło sia na kontynuacyji motywu sławiańskoho. I barz dobri, ni? 🙂
Zas, tak jak w ‪#‎vatra‬, mame powrit nazad, do czasiw koly Ewropa, Blyskyj i Dalekij Wschid dilyly sia lem na Sławian i inszych ludy (sut teoryii, że toty inszy, a Biły, to lem wyhnanci od Sławian, banyty, kotrych naszy Antenaty prohnaly za riczy i czyny nehodny Sławian – ale to lem „nastupna teoryja spyskowa”, zakla szto …) Neważne.
Uż w połowyni perszoj striczky osidame wo sercy zemli ewropejskych Sławian, cyli wo Karpatach i mame okazyju prysmotryty sia naszym Prodkam pidczas weselynia sia, spiwiw i pobesiduwaty o tym, szto roblat, jak żyjut i szto dumajut o tamtych i nonych. Barz fajna prohulka, na kotru ne musyte sia dołho pakuwaty, any braty nyjakych tepłych koszil – bo na toj karpackoj hostyni bude „…horiacz! – Zabudesz o zymi!”.
Numer kinczyt sia perestrohom, sztoby wse pamiataty kym sia jest i skal sia pryszło, bo dla tych, kotry o tym zabudut ne je żadnoj pryszłosty. Any heł any tam dalij. „Sławiu i Pamiatam!” – i Wam radzu tak samo.

——————————

05. 47 (‪#‎soroksim‬)
Na totu temu chotił jem napysaty uż dawno, ale nyjak ne mich jem sia jakosy w toto wkusyty. W kincy, w żołtni 2015, dostał jem od Drumma Records zapentlenyj bit, kotry jak jem ho lem wczuł, to uż znał jem, że bude idealni pasuwał. Piźnijsze, uż w wersyji studyjnij, jak Michal Smoter dohrał swoju gitaru, a DJ Bart scratch’y, to zrozumił jem, że wartało z tym numerom żdaty tak dołho i że nycz lipszoho ne dałbym rady zrobyty any skorsze, any, prawdopodibni, piźnijsze..

W teksti wykorystał jem fragmenty wypowidy mojoj Tety, a zarazom lemkiwskoj poetky, Ewy Młynaryk-Hyry (tiłyj wywiad najdete na moim blogu). Dostał jem tiż od Nych riżny wspomynky, mapky itd. Sut ony peredstawnykamy żywych świdkiw tamtych strasznych wydarin. Tych żywych świdkiw jest uż sztoraz mensze i dlatoho kawalczyky taky jak tot sut bezwarunkowo barz ważny dla naszoho naroda.
Dachto może lubyty mene, abo ni, może mu sia podobaty, abo ni, moja płatnia, ale jest skinczenym durniom, jak powist, że ne mam racyji szto do toho, sztom napysał kus wyże abo w samym tym kawalczyku (może maty inczy pochlad na temu ukrainy i chazariw, kotra zamykat numer, ale tiła reszta boronyt sia sama i kole po oczach i uchach wsich, kotry chotilyby zabyty o swoich hrichach i tym szto zrobyly naszym Didam, a poserednio nam i naszoj nacyji! A była to poroba wykorininia nas! Lem o toto chodyło tym psom i o toto chodyt dalij ich pomiotam!)

Numer opowidat o chybal najwekszoj tragedyji naroda ruskoho, prynajmij w czasach nowożytnych, tj o „Akcyji Wisła” i wyseliniu tysiacziw naszych ludy z naszoj witczyznyny, a barże: jej polskoj czasty, Beskidu Nyskoho (geograficzni), a Lemkowyny (historyczni).
Jak tiła „akcyja” perebihała znate pewno (a prynajmij mam taku nadiju) z opowisty Rodyciw, Didiw, abo z knyżok. Jak ne znate, to MUSYTE najty i poczytaty/ohladnuty riżny dostupny riczy w interneti, bo samo peresłuchania moho kawalczyka odkrywat lem werch tiłoj toj Holhofy.

Nawczył jem sia uż dawno, że toto szto wczat w szkołach i drukujut w oficjalnych wydawnyctwach, to treja od razu czytaty na odwrit, abo prynajmij dilyty czerez dwa, dopowidaty racyji druhoj storony i perepuszczaty czerez jak najdribnijsze syto swojoho rozuma. Czomu? Bo „istoryju wse pyszut wyhrany” !
Kus z moich pohladiw na tot problem, cyli problem hladania pryczyn tiłoj toj złoczny najdete wo zakinczyniu tekstu. Jak dakoho toto zaciekawyt, a dumam, że każdoho, chto aspiruje do miana bytia „czołekom”, wsi perekazania na temu joho Peredkiw, muszat ciekawyty, to tiż proponuju internet i kus widomosty „alternatywnych” o Sławianach, a i o samych Rusach można duże najty, kyrylyciom abo latynkom wo napysach, abo i z tłumaczom (z moskalskoho).
Jak uż uzupełnyte toto, szto Wam wtysnuly do hołowiw czerez system (bynajmij ne nasz i napewno nam ne pryjaznyj!), to wymiszajte toto dokładni, prewarte, ostudte i sprobujte odhadnuty szto dijało i dije sia heł naprawdu…

Zakla szto: 47,
Kawalczyk dedykuwanyj momu Didowy, Waniowy Dziamba i wsim naszym Ludiam, kotry musily prejty czerez toto pekło.

https://youtu.be/R6ka_MpSBD0…

PS: Jest iszczy jedna, smutna prawda odnosni naszoj teperiśnioj sytuacyji. Doterła ona do nia dopero pry okazyji proby najtia pomoczy w stworliniu quasi-profesjonalnoho video do toho kawalczyka. Tota prawda, to to, że Rusyny stratyly uż swoju odwahu, swij honor i syłu. Bojat sia uż otworyty gambu i powisty: Pamiatame! Czomu? A jak dumate? Jak ne wydnym jest, o szto chodyt, to chodyt o… No właśni…
A toto, taka piddańcza postawa prowadyt do spełninia zamiriw tych, kotry hnaly naszych Didiw i naszy Baby czerez Polszczu jak korowy! Ne mame żadnoj realnoj syły politycznoj, reprezentacyji naszych interesiw i oboronciw naszych praw. Wszytky lem skuplajut sia na „kulturi i tradycyji”, bo na toto sut „dotacyji”.
I proto właśni mame heł mamałygu w postaci abo „lemko-ukrainciw” abo „potupajky w starych onuciach”. A de je heł dachto, chto stane twerdo na zemli i krykne, że je Rusynom, prawym synom Rusy i chocze w kincy prawdy, uznania, pereprosyn i oddania wsich zabranych nam praw i tereniw? Bez żadnoho tam lyzania sia po politycznych, chazarskych jajach. Znate kohosy takoho? Bo ja ni. Na żal…
Tiła nadija w mołodych! Z obserwacyji np polskoho naroda, wynykat, że syła nacyji odradiat sia szto dwa, czasom szto try generacyji. Może i w naszym prypadku tak jest, abo może iszczy bude. Mam taku nadiju!
Ale ne lem ja o tym znam. Naszy worohy tiż. I to dużo lipsze jak ja. I majut dużo wekszu syłu do dyspozycyji, jak mikrofon i facebook. Ale wirju, że iszczy bude dobri!
„…Hołowa do hory Brat! Ne ma nyjakoho, druhoho naroda jak MY!”

——————–
06. ‪#‎Karma‬
Bit: nøi2er, tekst napysanyj wo czerwci 2015 (ale fragment perszoj striczky i perwistna, kus „lechsza” wersyja refrenu, wydumana została uż w 2011 i mała byty, podibni jak fragmenty ‪#‎Besida‬ i ‪#‎NeDajSia‬, kawalczykamy na tretij ‪#‎Bratsklad‬
Jest to numer chybal najbarżej hardcorowyj na tiłoj płatni. Maje i ostryj tekst i twerdyj, mrocznyj pidkład.
Persza striczka: Kus o nia, o tym, że możesz ne wiryty w karmu, ale powynenes, dla Twoho własnoho dobra, wziaty za pewnyk, że prynajmij ja działam jak karma w wersji mikro: napewno do Tia wernu i to skorsze, jak dumasz. Szczehilni jak jes mi zaszkodył – bo preciż wydnym je, że „zła karma wertat dużo skorsze jak dobra 🙂 )…
Druha czastyna, to prypomninia obicznoj generacyji o naszych Antenatach, Światoj Rassi (Russ-Rass-Rassa – zas zapraszam do riznych prelekcyji na temat Sławian -> internet i na żywo tiż, jak dachto zainteresuwanyj, to sy pohladat, a jak ne zainteresuwanyj, a lem drwjuczy to… karma werne! Uż jes w dorozi!… )
Refren: dost wydna wypowid, i wydnym jest od ruky do koho. Na tym etapi każdyj podumat: „Oho! Dziamba ne lubyt Lachiw! Lipszej trymajme sia na boczi, bo nam iszczy Warszawa dotacyji zabere perez nioho!”
Błud. Prynajmij szto do Lachiw (bo dotacyji to i tak wam w kincy pozaberajut…)…
Druha striczka: Ichame z pamiatom za „Akcju Wisła”, o kotryj wspomynał jem w poperednim kawalczyku (ps: tiłyj krużok jest poukładanyj tak, sztoby słuchało sia ho, tak jak sia czytat knyżku: kartka za kartkom, po kolei zdobywajuczy wedu szto i jak…) i zas bezposerednij strił w pysk, tym razom dla „ukrainofiliw”. W toj chwyli to uz toty „Rusyny”, szto lem trymaly sia na boczi pidczas refrenu, wtikajut jak najdalsze, bo poza dotacyjamy wydiat uż i pozwy do sudiw. Brawo! Waszy Didy sut z was dumny, a dity budut pamiataly waszu welyku „hordist”.
Ja icham dalij i tłumaczu jak bydlaciam na łuci: Lachy byly lem nariadamy (za szto należyt im sia oczywydno kara, ale ne pomsta). Pomsta powynna byty dla tych, kotry z premedytacyjom, od setok rokiw dilat Sławian i napuszczajut jednych na druchych, jak i dla tych, kotry sia im prodaly i roblat, czasto z wekszą od swych pracodawciw enerhiom, tiłe toto czortowskie diło, heł, na naszoj zemli. Ne znate o kym besiduju? Iszczy ne wyłapalyste? Do stałoj lysty, w tym kawalczyku dochodiat, toty, kotry od seredwicza choczut nam tu zrobyty „mittle europa” i „lebensraum”. Dla nych, podibni jak i dla tych najwekszych, z naszych worohiw, ne je nyjakych Lachiw, Rusyniw, Moskali, Serbiw, Chorwatiw cy inczych. A uż napewno ne je „ukrainciw”. Dla nych sut lem „biły małpy”, „sławianskie miaso” i „pidpałka” na stjusach, abo w ich nowszoj wersyji, cyli krematoryjach…
Ale nycz to: „…czujesz sia jak Goliat? Masz pred sobom Dawyda!…”
PS: Jest taka jedna, lechicka orhanizacyja, Zadruga, i jest filozofija jej awtora, Jana Stachniuka – tam możete najty „kus” o hołownych worohach Sławii…

—————–

07. ‪#‎Master‬
Tekst z weresnia 2015, a nahrywanyj był w dwoch wersyjach bitu. Obi od Drumma Records. Ostateczni wział jem totu druhu i ju właśni możete heł wczuty. Barz duże kawalczyk wzbohatył sia perez dohrania gitary Michal Smoter‚a i scratche Kosty

Peredania tekstu ne mat za duże do tłumaczinia: Ja, lemkiwskij hiphop, pszemkiwskij styl, moje nazwysko, a jak sia ne podobat to „…gamba nysko!” Ot i tiła filozofija.

——————-

08. ‪#‎Problem‬
Nastupnyj tekst, kotryj powstał wo żołtni 2015 i tiż preletił czerez dwa bity (Oba od Drumma Records), sztoby w kincy wylonduwaty na tym, kotryj czujete.
Tekst jest micnyj. Znaczyt sia: ne dla mene, ale dla „dakotrych”, kotry z rapom ne majut za barz do czyninia, a po płatniu siahnuly lem dlatoho, że jest po lemkiwsky. Dla nych to ne do wiry, sztoby dachto mih aż tak „hrubo” poichaty. Zero tak popularnoj teper, a zarazom tak wypaczenoj „tolerancyji” (chocki jest tam jak byk, że „wszytko z toj samoj krenyci” i „kroł taka sama” – no ale „poprawny polityczni” czujut lem toto, szto choczut, a że system wyprał rozumy do biłoho, to i ne je szto sia na nych złostyty – toto treja bude porachuwaty piznijsze, jak uż werne normalnist…) i zero poszanuwania dla „światoj” cerkwy. No i brak najmenszoho szacunku do „światych knyżoczok ludu Izraela”. Czomu? Ano dlatoho, że nyjaky sme „Izraelity” i nyjakych naszych Didiw nyjakij Abraham ne tiahnuł z nyjakoho Babilonu na Kanaan (de wymorduwaly wszytkych koho spitkaly, tiły narody!) i nyjakij Moses z nyjakoho Egiptu ne wyprowadzał (de tiż kroł lije sia od piramyd po Jerusalem i wse nakoleso – tak zresztom jak wsiadyl, de lem sia pojawiat zwizda dawida , piżnijsze szubienica, zwana „światym krestom”, a teper whryzenyj misiac…).
Zahalni: ne wydzu w sobi nycz a nycz z krwawoho „jhwh” aka „boh” aka „allah”.
Za to wydzu, że tak jak banity, odstuplenci od praw i rehiw Sławian, byly wydalany z naszoj zemli, tak i tota bestyja została oddalena z hrona naszych, sławiańskych Bohiw, kotrych semity zo pustyni nazywajut w swojoj światoj knyzi „Elohim” (bo chybal znate toto, że Elohim to lyczba mnoha i jhwh, zanym perdnuł, to musił sia ich zwidaty, cy może – ne znate? To zapraszam do Bibliji…)
No i o tym jest „Problem” właśni. O „ludiach knychy” (ne ważne cy z heksagramom, krestom, cy z piłmisiacom na okładci – to tota sama knycha, tot sam wyhnanyj „pan” i taky samy, zwiriaczy metody nawertania „newirujuczych”…)
O tym, i o tym, że Zemlia/Mokosz odzyskuje po trochu swoju syłu, myjajut wiky temny i wertat pamiat, a wraz z pamiatom budiat sia Dity Soncia, Sławiane dla kotrych: „…nyjakie „inshallah” i nyjakij „amen”!…” lem „…Slawa Antenatam! Boham Slawa! – Wertame!”

I iszczy taka ciekawostka: Cy znate, że podlih najnowszych badań Sławiane żyly na naszych zemlach uż od ponad 10 000 rokiw (ne jak nas „wczyly”, że pryczołhaly sia heł jakosy w 400-500 po Isusi i schowany w kriakach, czekaly wo welykim strachu na „nimecku cywilizacyju” i „judejskij kahanok wiry”…)? I że hory Karpaty byly właśni miscom, de lude sia schoronyly, jak zminiał sia klimat i wody zalaly wekszu czast Świta (ne lem Biblija opysuje potip i ne lem jedna Arka pływała po planeti…)? I że jak wody opaly, to stamal zoszly, po kusiczka na dił? Trioch Bratiw? Lech, Czech i Rus? I że Karpaty, to w starych knyhach i na starych mapach Hory Sarmacky, a piznijszej Chrobatcky (Chorwacky)? – Ni? No to poszukajte kus po interneci. Ne wszytko szto najdete, to prawda, ale jest jej tam napewno wece, jak w knyzoczkach zo „szkoły” i w „zamknutych” hołowach „akademickych proffesoriw”.
Ne budu sia rozpysywał na totu temu, bo bude ona poruszana pry nastupnych kawalczykach i tak 🙂

————-
—————–
09. ‪#‎SEMENEBO‬
Tekst z lystopada 2015. W wersyjach demo kawalczyk nahrywanyj był dwa razy, na dwoch riżnych bitach od Drumma Records.
Opowidat o moim spostrihaniu toho, szto sia heł, na zemlach slawianskych, wyprawlat uż od hrubo ponad 1000 rokiw, a w koleso Sławii od 2000, a nawet i 6000.
Choczu, żeby lude, zamist powtariaty NE NASZY werszyky, wzialy w ruky „Stary Testament” (a i w Nowym tiż jest sporo „dywnych” riczy) i zaczaly w kincy dumaty i zwiduwaty „pastyriw” chocki o znaczinia toho cy tamtoho. Poza Bibliją, Koranom cy najlipsze Torom (bo stamal i toty dwi perszy pochodiat) do lektir obowiazkowych treja dołuczyty Orwella, Huxleya i chocki wyrywky prac riznych filozofiw (od Chin perez Grecyju i Rym po wiky teperiśni). Do toho kus o tajnych stowarisziniach i zakonach, no i o samym „kosteli/cerkwy”. Wtołdy nycz Wam tłumaczyty ne treja bude bo samy zobaczyte, że misce do jakoho nas żenut, ne ma nycz wspilnoho z „rajom”. A tota „stacyja” na kotrij stoime teper, to, jak dumam, uż ostatnia pered punktom zbornym, ostatocznym, z kotroho uż nychto czortam ne wtecze…
Jak sia tak oddalyt, chocki kus,  zoom i posmotryt na nasz gatunok, to zaryzniu wydzu na samym kincy toho pochodu. A w medże czasi chodujut nas, pasut i dojat. A wszytko czerez dwa micny łańcuchy, jaky dalysme sy założyty na ducha i na tiło: religiju i polityku. Poza tyma dwoma, jest oczywydno iszczy masa inczych, pomenszych łańcuchiw, pastuchiw i wszelakoj psiarni, sztoby „stadko” trymaty w zahorodi, abo sztoby sia ne rozłazyło za barz na boky…
Polityka to lem hroszy i włada, prekruty, cyhaninia i korupcyja. Toho tłumaczyty ne treja, bo każdyj uż chybal dokładni toto wydyt (i, o zhrozo, akceptuje!). Taka forma sprawuwania riadiw służyt do trymania w ryzach naszych fizycznych powłok, ne je nasza i ne ma nycz wspiolnoho any z ludzkym, any tym barże zo sławianskym stylom żytia, de od wse bylysme wilny, a kieruwała namy Rada Starszych, prawo kopne i zahalni Samostanowlinia NaRODiw. Jak o tym poczytate, to napewno wczujete w dusi, że to jest właśni toto, szto tam perechowujete (bo perechowujete wszytko, szto było!)
Religija, to perewernuta do hory nohamy Wira. Wydumana lem po to, sztoby trymaty naszy Wilny Duchy w wicznym strachu i pid butom. Od chstyn po pohoron! Ne chocze mi sia nawet pysaty skal toto pryszło, jak sia rozwynuło (koly i czomu) i na jakij zasadi działat. Zwidajte „pastyriw” (jak dalij mate sia za „barany i uci”), abo zas odsyłam do knyżok i internetu.

——————–

10. ‪#‎NeDajSia‬
Tekst zo serpnia 2015 (ale joho persza wersyja, to jest persza czast perszoj striczky i konciwka druhoj zostaly napysany iszczy w 2010 – tak jak jem wspomynał: mała to byty moja czast na planuwanyj 3tij Bratskład…).
Jak chodyt o pidkłady, to podibni, jak wekszist numeriw, tak i tot prehulał sia czerez dwa, pidosłany czerez Drumma Records.

Sam tekst namawlat, sztoby trymaty sia swoho, sławiańskoho sztylu i sposibu żytia i dumania.
Oczywydno, na sam pered treba w sobi najty i obudyty totu czastynu swoho ducha. A ne jest to takie lechkie po tylo wikach kopania ho i spychania w dił, w nebytia.
„Ne lechkie” ne znaczyt „ne nemożlywe”! Znam to i ja, i do nia podibny i toty po druhoj storoni tiż znajut. Pewno iszczy lipsze jak i my. I toho sia lem bojat. Bo protyw wsim propahandystam, to ne ony, a my sme heł Pany! My sme heł hospodary, a ony lem neproszeny hosty, kotry wykorystaly naszu naiwnu hostynnist i dobry, sławiansky sercia, woszly heł, rozhladnuly sia, zaczaly mamyty i judyty, a teper sidiat w naszych chyżach, terroryzujut nas, cyhaniat i szantażujut na wszelaky sposiby: od wydumanych hrihiw i kar, czerez kredyty, debety i riżnaku lychwu (kotru majut preciż zakazanu w swoich światych knyhach!) po newolnyctwo i podatky od toho, szto naszy ruky samy roblat, a hołowy samy dumajut!
Pozminialy nam istoryju, bukwy i jazyk. Prawdywe znaczinia wekszosty słiw sia wykrywyło i obernuło o 180 stopni. A jazyk, bukwy i nazewnyctwo to, jak pewno ne znate, najsylnijsza magija! Możlywist nadawania imen i nazw/znaczin, zminiat zwiria w istotu, kotra tworyt, zostawlat trwałyj ślid i riadyt tym, szto wydumała, nazwała abo stworyła!
Wmawlat sia nam, że biłe to czorne, a czorne to biłe. Hamuje sia postup i rozwij (tak duchowyj jak i ewolucyjnyj). Trymat sia nas jednym słowom na motuzku, ba, na łancuchu i robyt szto lem chocze, koly chocze i jak chocze (a jak uż sme neprydatny, to sia nas odsyłat „na emerytury”, cyli wyhaniat w tułaczku po „doktorach” i „szpitalach”…)
Nakładajut na nas  preriżny peczaci (od chresta perez komuniji po namaszczinia) – A znate po szto? Ano po to, sztobyste sia ne wyrwaly stal any za żytia, any nawet po „smerty”. Sut to kajdany, kotry zakładajut na kryła i ruky toho „Ohnystoho Rariha”, kotryj żyje w każdym z nas! Tak, to tot sam duch, kotryj odkrył w sobi i Isus i każdyj Budda i kazdyj inczy filozof/myslytel. To odkrytia „prawdy, kotra Tia wyzwolyt” (bo jak uż raz do toho dojdesz, to konec z nyma wszystkyma i ich sposobamy na newolu – wszystko to strylat jak bańka mydlana i nycz, kompletni nycz uż ne możut zrobyty. Dachto powist: „jak to? preciż możut Tia zabyty!” – ne budme smiszny. Strach pred smertiom, jest własni ich najwekszom armatom. A preciż każdyj z wyminenych wyżej nauczyteliw besiduje, że smert to lem „konec sninia”. Im zależyt byste toto sninia kontynuuwaly w neskinczenist i jako koszmar, horror.
A ne po to sme heł pryszly! To mała byty fajna i myła prehulka, po kotrij małes wstaty, preterty oczy i powisty: „Wow! To było sztosy!!” (zahladnyjte do prelekcyji Alana Wattsa – kus Wam toto prejasnyt zaczadeny kadyłom dumky…)
I takij jest sam werch tiłoj hory cyhanstw i prawdywoj „czornoj magiji” toho „padołu syziw”.
Ale nycz to! Trymaj sia Brat i „…ne daj sia złamaty!…” „…Jeden z naszych wartat wece jak tysiaczy pustych…”

————-

11. ‪#‎Lyst‬
Kawalczyk Lyst napysał jem wo weresni 2015, a nahrywał jem dwa razy, to je: w dwoch wersyjach, obi na bitach od Drumma Records.

Tekst jest zrozumiłyj i prostyj. Skieruwanyj bezposerednio do tych, kotrych los mi ofiaruwał i za kotrych najbarżem mu rad: do moich dwoch Bratiw,Jarek‚a i Andryj‚a i czudowoj sestryczky An‚i.
Sut to, zaraz po naszych Rodyciach, najblyzszy mi osoby na tym Switi i powim Wam lem jedno: Chcki by sia wszytko w koleso walyło i palyło, a sam czort stanuł medże namy, to bym dziadowy garło rozszarpał!
Tak to prynajmij w sobi czuju od 36 rokiw i w takij stan riczy wirju. Wydnym je, że raz sut horky, a inczym razom dolyny. Jak to wo wszytkych relacyjach i w każdym żytiu na tij planeti, ale odpukaty, czerez tiłyj tot szmat czasu ne poswarylysme sia NYKOLY. A wse, jak lem mam dajakie straplinia, to znam, że dwi ulyci od nia, abo po druhij storoni telefonu jest osoba, kotra nia wysłuchat, potiszyt i jak treba to pomoże. I mam nadiju, że tak uż zostane, aż pokla sonce zhasne i iszczy dalij!
„…zdrawlu Was barz!…”
Slava Wam!

————-
12. ‪#‎SonciaPromin‬
Tekst z 22ho lystopada 2015, a bit od Bedwaem‚a
Tot kawalczyk jest dla nia szczehilni ważnyj. W kincy wytłumaczył jem dumku, jaka dopała nia w 1999, jak jem iszoł łukamy medże Cegielniom a staryma koszaramy żołdakiw moskalskych w Przemkowi. Mał jem 19 rokiw, dopero szto skinczene technikum, kras diwcza i… widomist, że budu mał ditynu… Na poczatku strach i depresyja, ale uż w połowyni dorohy posmotrył jem w horu, na Sonce i zaczał jem sia śmijaty. Jak bortak. „Sztosy” mi powiło, że sztoby sia ne dijało, to i tak wse mam smotryty w horu i pamiataty skal jem pryszoł i dokal idu, a wtoly nycz i nychto ne dast rady nia zatrymaty! Nyjakij czort, nyjakij problem i nyjaka, nawet tak welyka i, ne oszukujme sia: depresyjna dla mołodoho hiwniaria, zmina.
Wtołdy właśni do Master Ya’an dyszło Soncia Promin. Mynuło uż 17 rokiw od tamtoho wydarinia, a ja dalij, jak lem mam dajakij „problem”, to wychodzu na dwir, szukam Soncia, abo Misiaca, beru hubokij wdych i wertam na pole bytwy!
„uż ne ocyganiat nia, uz ne dadut rady złamaty nia kryżaky i nyjaky intifady!…”

———-
13. ‪#‎TeperYHel‬
Kawalczyk napysanyj na poczatku lystopada 2015 i nahranyj na biti kanzbar cyli Patryk Paka.
Tiażkij, hardcorowyj pidkład i dost swobidnyj tekst na „delikatnu odmułu”, odorwania sia od temy jaka wede prym na płatni.
Mate heł proto „hymn na czest chwyli teperisnioj”, typowe „carpe diem”, o kotrym kazdyj besiduje, a nychto ne mat poniacia (ja tiż ne mam), jak wprowadyty słowa w czyn (jakby było to takie proste, to bysme wsiadyl maly lem Buddiw i Isusiw…).
No neważne. W każdym razi tekst wede czerez moju rap-istoryju. Od perszych „nahrań” z „zespołom” ‪#‎OffTheMind‬, w barakowozi na naszym podwircy, w Przemkowi, w 1995/1996, czerez ZDS i Bratskład po Edynburg, RYMOBITTOFABRYKA i tot krużok.
„…Żytia preletiło zas pered oczyma,
Ty masz swoi znymky, a ja swoje w rymach trymam!..”

W zwiazku z ohraniczenom pojemnostiom płatni CD, połna wersyja toho numeru dostupna jest lem na YT i w wersyji internetowoj płatni. Na kruzku udało sia lem wszmaryty ostatniu striczku i refren.

———-
14. ‪#‎Mafija‬
Napysał jem tot numer 13dcetoho hrudnia 2015. Jest to, jak dotla, mij ostatnij tekst. Od tamtoj pory ne napysał jem iszczy nycz nowoho i szczyro powisty ne czuju takoj potreby (tota płatnia „wypompuwała” nia z weny chybal…)…
Kawalczyk z założynia mał byty zamykajuczym płatniu CD, a numer‪#‎Ostatnij‬ mał ostaty sia bonusom w wersyji internetowij. Wyszło jednak inaksze (kosztom ‪#‎Teperyhel‬).
Bit pidosłał Łukasz Dajer, cyli Drumma Records.
Peredanija ne jest welykie, a punktom zaczeplinia jest „follow-up” z kawalczyka ‪#‎LirycznyjRezun‬, kotryj naszoł sia na druhim krużku Bratskładu, nahranym w 2005.
Persza striczka Mafiji jest o rapi, refren o tym szto mam do powidzynia tym, szto sihajut po tot matyriał i „kaprysiat”, a druha czastyna prypomynat o hołownij temi płatni (Sławiane, korinia i tak dalsze).
„…Ne pasuje? Postaw! Lysz! Woz ruky!
Besiduju swoje! Hram swoje! I moje czuty!!…”

——–

15. ‪#‎Ostatnij‬
Tekst z hrudnia 2015, a bit od kanzbar cyli Patryk Paka.
Napysanyj i nahranyj po to lem, sztoby pidsumuwaty i zamknuty jakosy tiłyj tot projekt.
Proto tekstowo mame heł kus o rapi, kus o „metafizyci”, kus o sławianskoj tradycyji, ruskym jazyku, no i kus o samoj płatni.
O ilo wersyja demo wyszła dost zhrabni uż za perszym razom, to nahrania w studio, de popereczka pidnesła sia micno pry poperednich kawalczykach, kazaly mi dost dołho dumaty, cy w zahali dawaty tot numer na płatniu cy ni.
W kincy, po zrobleniu edycyji wokaliw i bitu, był jem uż na poziomi 60 do 40% sztoby numer woszoł na płatniu, ale okrojeny do samoho zakinczynia. Dopero jak Michal Smoter pidosłał gitaru i bass, jak jem ich poedytuwał i wklyił,to nabrał jem uż 100% pewnosty, że kawalczyk jest dobryj i nadaje sia na toto, sztoby kinczyty płatniu.
Z ważnijszych riczy jaky chotił jem nym peredaty to chybal toto, szto tiahnuło sia czerez tiłyj album:
„…mensze religiji, a wece Wiry!…”
„…jako na wercha tak w seredyni. [hladame Boha jak] pisku na pustyni…”
„…rusynskij jazyk – „graal” biłych ras…”
„…slava Antenam, Boham i wszytkym Nam!…”
no i :
„…czasom za micno [jem rapuwał] – perepraszam!
…za kus toho miasa, szto szmarył jem medże rymamy.
Ale to RAP – takij RAP hrame!!…”

Tak oto doterlysme do kincia moho, jak dotla: najlipszoho diła. Dufam, że’ste tak samo rady z neho jak i ja. Bo „…dla nia [ono] pasuje i tiszyt nia barz!…”
Pryznam sia szczyro, że za każdym peresłuchaniom (a preciż kus jem sia uż tych kawalczykiw „nasłuchał”, od poczatku prac nad tym albumom, ni?), za każdym nowym odtworiniom wse najdu w nych sztosy, czohom dotla ne wczuł. Abo w samym nahraniu, abo w muzyci, abo nawet w teksti (szto dywyt nia najbarże…). Wse mi sia daszto nowoho pokazuje i dajaka nowa dumka otwerat to heł to hen. Tak jakbym naprawdu ne pysał toho wszytkoho sam…

Zdrawlu!
Sława!

-Y-

—————
Pober płatniu za darmo: FREE DOWNLOAD
Kup płatniu CD: BUY CD
Odsłuchaj tiłu płatniu: PLAYLIST

47 -69 rocznica wysiedlenia Rusinów

Dziś mija 69 lat od dnia, w którym prl-owskie władze postanowiły wypędzić autochtoniczną ludność Beskidu Niskiego, a ściślej wsie powiatu gorlickiego.
„akcja wisła”(specjalnie z małej) rozpoczęła się kilka miesięcy wcześniej, ale data 14sty czerwca jest dla mnie o tyle ważnym jej momentem, że wówczas chazarskie psy z nkwd/sb/ub itd., wykorzystując polskie ręce i karabiny pozbawiły ojcowizny rodzinę mego Ojca, wysiedlając wieś Konieczna.
Każdy ma swoje teorie na temat całej tej „akcji”. I ja mam swoją. I nie jest ona bynajmniej oparta na tzw. „wiedzy powszechnie obowiązującej” jako, że jedynie ostatni debil nie zna powiedzenia, iż „historię (a więc i „edukację”) piszą (tworzą) zwycięzcy”. I jeśli ktoś wciąż myśli, że zwycięzcami IIWŚ (i wielu poprzednich) można nazwać jakichkolwiek Słowian to jest niestety mocno ograniczony intelektualnie i chcąc niechcąc leci w dół po równi pochyłej, podstawionej już kilka/kilkanaście stuleci temu pod nasze nogi…
Nie będę się tu rozwodził co mam na myśli. Zainteresowani sami mogą i zapewne znajdą potrzebne informacje. Jest ich coraz więcej. Na całe szczęście.

Piszę niniejszy post gdyż nienawidzę łamać danego słowa, a Ci którzy śledzą moje ostatnie poczynania muzyczne (jest ich przynajmniej 2óch – pozdrawiam Bratskład 🙂 ), wiedzą, że jakiś czas temu obiecałem zaprezentować Światu krążek, nad którym pracę rozpocząłem w maju 2015, a do którego zbierałem się od dekady i który śmiało mogę nazwać „dziełem swego życia” (a juz definitywnie tego dotychczasowego…)

Pierwsza w dziejach (o ile mi przynajmniej wiadomo), długogrająca płyta hiphopowa w języku rusińskim (dotychczasowe płyty BS zawierały jedynie pojedyńcze utwory w tym języku) miała się zatem pojawić właśnie dziś, w 69tą rocznicę wypędzenia mieszkańców Koniecznej. Niestety, jak to zwykle bywa, z przyczyn nie do końca zależnych ode mnie, muszę przesunąć premierę albumu „Rus-Y-Rap” o około dwa tygodnie. Przepraszam.

Niemniej jednak postanowiłem dziś spędzić niemalże całe popołudnie, cały wieczór i prawdopodobnie pół nocy, by wynagrodzić tę obsuwę prezentacją jednego z 15stu utworów, jakie zawierać będzie krążek.
Wybrałem numer, który nawiązuje bezpośrednio do dzisiejszej rocznicy i wg niektórych „Rusinów” jest „zbyt kontrowersyjny/ostry/wulgarny, by mogli go z czystym sumieniem polecić lub wesprzeć w jakikolwiek sposób”. Hmmm. Nurtuje mnie jedynie jedna myśl: Czy Ojcowie i Matki (bo mowa głównie o pokoleniu synów i córek wypędzonych…) tychże „łemków/rusinów” (małe litery również tu stosuję z premedytacją) podzieliliby zdanie swych dzieci na temat poruszany w tymże właśnie utworze? Bo śmiem przypuszczać, że przełożyli by raczej przez kolano jednego z drugim i wyprostowali nieco ich „dyplomatyczny punkt widzenia”! No, ale cóż: nie mnie tu oceniać kto komu i za ile sprzedaje honor i pamięć oraz z jakich pobudek to czyni…
Obserwując to jednak, przestało mnie już dziwić jak to możliwe, że Ruś nie odzyskała niepodległości od tych kilu długich stuleci. Dlaczego nie wykorzystała swej szansy podczas Wiosny Ludów i później, po I WŚ i dlaczego nadal siedzi cicho. Już się nie dziwię. Nasi ludzie mają mentalność identyczną z mentalnością naszych braci Polaków z okresu między kleską powstania styczniowego, a  1914, czyli: „wszystko stracone. Jedyne wyjście, to siedzieć cicho i tańczyć tak jak grają…” Z tą małą różnicą, że Polacy to duży i silny naród, dzięki czemu w końcu udało im się przełamać ten marazm i odzyskać jako-taką niepodległość. A Rusini? Cóż, wychodzi na to, że w tym pokoleniu pozostaje nam jedynie starać się przechować pamięć (co jest coraz trudniejsze, tym bardziej, że wiele akcji torpedowanych jest, jak widać, od środka…)

Nieważne! Jak mówi moja chrześnica: „Srał ho pes!” Czy komus się podoba czy nie: dziś wrzucam utwór „47” a za dwa tygodnie resztę płyty, za którą „władza (nie rusińska bynajmniej, ba: nawet nie słowiańska!) powinna mnie rozstrzelać, a judeochrześcijańscy kapłani spalić na stosie” – bo tego właśnie będziecie mogli sie spodziewać po „RUS-Y-RAP”!

SŁAWA BOHAM i WICZNAJA PAMIAT ANTENATAM!

PS: Na całe szczęście są też wśród Rusinów osoby, które żywo zainteresowały się moją formą przekazania kilku mysli i, jakby nie patrzeć, kultywowania i promowania rusińskiej kultury, a tj. naszego języka. Wiedzą doskonale, tak samo jak i ja, że taka forma przekazu ma szansę dotrzeć tam, gdzie innym, „kulturalnym i mile widzianym” napewno się nie uda. A jest to obszar bezwzględnie konieczny do opanowania dla każdego ,kto marzy czy to o wskrzeszeniu czy też unicestwieniu danej nacji. Obszar, od którego zależy dosłownie wszystko. Wiecie o jaki „grunt” chodzi? Jestem pewien, że tak!
„nastupna generacyja mat toto na uchach! Ne chodyt i ne szukat” ne obertat sia jak hupa!

Wulgarnie? Owszem. Ostro? Byc może. Prawdziwie? Z pewnością!
Zapraszam do odsłuchu:

Title: 47
Album: RUS-Y-RAP (coming out soon! follow RBTOF for updates)
Artist: YA’AN
Woman’s Voice: EWA MLYNARYK-HYRA
Producer: DRUMMA RECORDS
Guitar: M. SMOTER
Scratch: DJ BART
Mix & Mastering: TOM S. RAY
Recorded: CRE:8 (Edinburgh)
Label: RYMOBITTOFABRYKA
Year: 2016

Graphics/Cover: N. MALECKA-NOWAK
Lyrics: YA’AN
Linguistic Corrections: O. DUC

9ta planeta

Przedwczoraj, m.in. na BBC2 (radio), a wczoraj również w „polskiej” telewizji obwieszczano wszem i wobec „niesamowite odkrycie”: nieznana dotąd, kolejna planeta w „naszym” układzie słonecznym. Wow. „odkryli” to co już Sumerowie gryzmolili na swoich tabliczkach. Rewelacja.

No, ale ok. Odkryli to odkryli. Lepiej późno niż wcale (choć myślę, że „odkryli” powinniśmy zastąpić wiadomością „zezwolili (po wielu stuleciach) przedostać się do wiadomości publicznej”. „Zezwolili” w sensie „ci, którzy tu tymczasowo sprawują tu nadzór”…).

Problem tkwi jednak nie w „odkryciu” tylko raczej w tym, że nieuchronnie zbliża się czas „wizytacji”. Dlatego też pewnie informacja poszła w eter.
Zaraz poinformują, że jest ona „prawdopodobnie zamieszkana”. A nastepnie „bedziemy mieli gości”…
I tu właśnie zaczynają się prawdziwe schody. Bo jeśli Sumerowie mieli rację, to… nie czeka nas nic dobrego. „Nasi kreatorzy”, a raczej „doktorzy/genetycy” będący równocześnie zwykłą bandą nastawionych tylko i wyłącznie na zysk, „kapitalistów nie z tego świata”, wpadną tu z wielką pompą i… wezmą za ryj tych, których tu zostawili, a którzy mieli zapewne dopilnować by, zgodnie z np Sitchinem, dostawy złota i innych surowców, były gotowe do odbioru, a cała Ziemia i stworzeni z takim trudem niewolnicy „poukładana” i pracująca jak jeden wielki zegarek szwajcarski. A tu co? „Ch., d..pa i kamieni kupa” (że tak polecę „wieszczem” z byłej rady ministrów Rzeczpospolitej POpapranej…). Nie będzie wesoło. Zarządzający pod pręgierz, a porządki w kołchozie zaprowadzone drastycznie i bez cackania. Depopulacja, kajdany i do Hadesu. Tak to widzę…
Stąd też pewnie takie ciśnienie z tym NWO teraz. Nie ma czasu. Grunt się pali. Może jeszcze uda się choć w części zachować twarz i stołki. Nie wszystkim oczywiście. Tylko tym najsilniejszym. Na resztę spadną oskarżenia: „to przez nich”, „on mi zabrał roboli”, „ten nie udostepnił mi swoich”, a „tamta chciała więcej swobód dla niewolników” itd, itp. Do tego problemy z rosnącą samo-świadomością „małp”. „Przepraszamy, Anu. Wybacz.” 🙂

Ale może się mylę i zjawi się tu najmiłościwszy Yahwe w towarzystwie całej plejady Elohim’ów i zaczną wszystkich nosić na rękach i zachwycać się pięknem naszych wrażliwych dusz, oddychając nieskazitelnie czystym powietrzem i wesoło taplając się w błekitnych wodach oceanów, tuż obok rafinerii i ścieków z pobliskiej mega-fabryki. Tak. Tak pewnie będzie…

A cały ten wpis, tylko po to, by przypomnieć pewne nagranie 🙂 Ot tak mnie wzięło…:

BECZKA Z PROCHEM

Obejrzałem i udostepniłem ostatnio na swoim profilu facebook pewien filmik (kliknij na TEN NAPIS) 
Można dyskutować czy makabryczna sytuacja jaką ten obraz przedstawia to skutek wymierzania kary za sodomię, pedofilię, obrazę uczuć religijnych lub zdradę „świętej wiary Mahometa” czy też jest to klasyczna egzekucja przeciwników politycznych lub żołnierzy z przeciwnej strony frontu… To nie istotne.
Ważne natomiast jest zadanie sobie pytania czy takie obrazy życzymy sobie oglądać na placach naszych miast, bądź też, to już o krok do przodu, czy sami chcemy brać w nich udział (obojętne czy w roli tych klęczących czy też tych strzelajacych – chodzi o sam rodzaj „rozrywki”).
Otóż ja, w swoim imieniu, mogę śmiało powiedzieć, że sobie tego nie życzę. Mniemam, że większość ludzi podziela tu moje „fanaberie” (przynajmniej odnośnie w/w „nie-życzenia-sobie”). Nie wyobrażam sobie, że stoję po którejkolwiek ze stron biorących udział w tym przedstawieniu. W tym i setkach innych, dostępnych na serwisie Youtube i pewnie tysiącach, których nikt nie nagrał, a które się tam odbywają równie często jak u nas promocje w hipermarketach. Nie wyobrażam sobie, że takie sceny dotyczą lub dotyczyć będą moich najbliższych, krewnych, znajomych i nieznajomych też. I wydaje mi się, że Ty też sobie tego nie wyobrażasz, prawda?
No, ale niestety racjonalnie rzecz rozpatrując jest pewna ilość osób w naszym i sąsiednich społeczeństwach (tzw. cywilizacji zachodniej), która najwyraźniej sobie tego życzy, wyobraża sobie to i mało tego, przypuszczam, że wręcz czeka z utęsknieniem na pierwsze tego typu zjawiska. Czeka i zaciera ręce przeliczając przyszłe zyski płynące z handlu bronią, żywnością, lekami i wszystkim o czym tylko nie pomyślisz. Ta grupa, wg mnie, to Ci którzy od początku dziejów bankowości trzymają tak naprawdę władzę, ukrywając się za kolorowymi bilbordami namawiającymi Cię do kolejnego kredytu. To Ci, którzy kreują i następnie „walczą” z kryzysami,  powołują i odwołują rządy, ministrów i prezydentów by nam to wszystko ładnie wytłumaczyli i w zamian za niebanalne wynagrodzenie ponieśli ewentualne ryzyko „gniewu ludu” a’la rewolucja francuska czy też jakakolwiek inna, o zgrozo: niekontrolowana – mało prawdopodobne, ale jednak jakieś tam ryzyko wybuchu takowej pewnie jest wliczone w koszta….
Te „kukły i gadające głowy” oficjalnie wybieramy sami podczas tzw. „elekcji” bądź też wszelkiej maści „demokratycznych wyborów”. Nie wgłębiając się w temat jestem pewien, że te „wybory” wyglądają tak jak i wybory  Eurowizji czy też wybory w Polsce Ludowej lub w jakimkolwiek innym Państwie pokroju Białorusi lub Kambodzy – u nas (i na zachodzie) jest to tylko ładniej podane i okraszone aurą naprawdę ważnego wydarzenia, którego wynik spoczywa rzekomo w naszych rękach. Nie oszukujmy się: Dopóki wybory nie będą jawne to w żaden z ich rezultatów poprzedzonym jakimkolwiek płatnym sondażem i wzmocnionym propagandą systemu ja NIE UWIERZĘ! (dla przykładu: ostatni wynik Korwina-Mikkego jest przecież po prostu śmieszny zważywszy na chociażby opinie internetowe co do rządzących „partii czworga”)… No ale trudno. O manipulacjach i wciskaniu ciemnoty o demokracji i wpływie głosów na wybory nie chce mi się nawet pisać (odsyłam do filmów pokroju „Żywie Bialarus”….)
Wracając do tematu: Grupą, która sobie najwyraźniej życzy takich filmików z nami w roli głównej poza w/w „gabinetem cieni”, ludźmi w pudełkach z gadającymi głowami i stadem „pożytecznych idiotów”, czyli m.in. tych łażących w tęczowych strojach w różnego rodzaju pochodach (nazwijmy to po imieniu: zboczeńców!) oraz tych „poprawnych politycznie”, „wielce tolerancyjnych i nowoczesnych”, głoszących „wielką chęć łączenia i równania wszystkiego i wszystkich”, jest bez wątpienia grupa marząca o Ziemi jako jednym, wielkim kołchozie gdzie 3/4 Świata będzie jedną fabryką o bardzo nieunormowanym czasie pracy, z okrojonym do minimum kosztem produkcji (np łóżko i miska ryżu…) i wyzerowanych świadczeniach jakichkolwiek. Pozostała zaś 1/4 planety stanie się Rajem Na Ziemi, a może i poza nią, dla „Wybranych” (bynajmniej nie przez tamte 3/4… 🙂 )
Taki „1984” albo „Folwark Zwierzęcy”. Bardzo fajna sprawa. Oczywiście nie dla większości….
Niemniej jednak, żeby tego dokonać trzeba nam kolejnej wojenki. Takiej już naprawdę światowej i na miarę XXIw.
Możliwości jest kilka i prawdopodobnie wszystkie są w jakimś tam stopniu realizowane równolegle, ale wg. mnie najbliższa spełnienia jest opcja, która sprawdzana była zawzięcie przez setki lat wcześniej, na „cudzie pod Wiedniem” kończąc. Po to m.in. stworzono i uruchomiono w końcu „maszynki”, o których wspominałem w swoim poprzednim wpisie, a które przekornie nazwano „religiami”. Tak to ładnie wtedy „żarło”, że teraz, dzięki wspaniałemu planowi zarządzania Europą (i Ameryką północną też)  powinno „zaskoczyć”  jeszcze lepiej, tj skuteczniej. Wynik tej wojny, albo raczej cel jaki ma zostać dzięki niej osiągnięty ustalony jest już oczywiście dawno temu. Osobiście uważam, że w sprawach takich jak „polityka” nie ma miejsca na „niewiadome” . A  jedyny znak zapytania czyli „czynnik ludzki” z pewnością został wskroś przemyślany, a samo ryzyko zminimalizowane. W końcu od tego są dobrze płatni „politycy”, otaczający ich sztab PRowców, w pełni kontrolowana „tuba” czyli TV, Radio i wszelkiej maści media i środki przekazu (od gazet po internet). Piszę „W Pełni Kontrolowane” b0 innych nie ma, albo ich zasięg jest bardzo ograniczony i to tylko kwestia czasu, jak zostaną namierzone i zlikwidowane lub przerobione na konkretną modłę – póki co, jeśli nawet takowe istnieją to z pewnością są ściśle monitorowane i wykorzystywane do potajemnej kontroli nastrojów „niebezpiecznych dla systemu”.
Józek Geobbels, jakby dziś żył, byłby w niebowzięty gdyby mu oddano do dyspozycji kontrolę nad współczesną Radą TV i Radiofonii – zastanawiał się ktoś kiedyś, dlaczego wraz ze zmianą partii rządzącej natychmiast wymieniana jest w/w rada? A przynajmniej jej przewodniczący? Nie? To niech ten ktoś choć troszkę się ocknie…. Podobnie rzecz się ma ze wszystkimi strategicznymi gałęziami przemysłu czy też wielkimi firmami państwowymi (np. KGHM, Kopalnie, Kolej itd. – zmana rządu = zmiana zarządu i prezesa tych spółek…)
Plan, który „yelita” realizuje jest prosty: Pomieszać wszystkich ze sobą, stworzyć beczkę z prochem i delikatnie podgrzewać to tu to tam by w końcu przyłożyć pochodnię na dłużej, a potem trąbić o katastrofie humanitarnej, na którą rada jest niestety tylko jedna i tak się składa, że jej koszt to zamiana i tak pustynnych krajów w zamkniętą na tysiąc lat strefę popromienną oraz wprowadzenie NWO i rozciągnięcie struktur władzy panstwa policyjnego nad pozostałą, zdepopulowaną, zmiksowaną i odciętą w ten sposób od swoich korzeni i tradycji, szarą nacją mieszańców czyli  „przyszłych robotników”, nad którymi zarząd sprawować będzie czystej krwi arystokrata (już nie ważne czy Słowianin, Germanin czy Anglosas – ważne, że „błękitno krwisty” , odpowiednio wychowany, i niedostępny dla motłochu – jak na księcia przystało. Oczywiście nie bedzie zarządzał sam tylko przy pomocy „gadających głów i kukieł” do których dyspozycji będą wszelkiej maści służby mundurowe. W ten oto prosty sposób osiągniemy upragniony „pokój”.
Plan jak plan – ma swoje plusy i minusy. Ważne, żeby „hajs się zgadzał” (jak to się mówi w hiphopowym żargonie ostatnio:) )
Etap „podgrzewania to tu to tam” zaczęto w 2001 w Nowym Jorku (po kilku wcześniejszych próbach takich jak m.in. Monachium czy Lockerbie). Podgrzano Afganistan, potem Irak, dorzucono troszkę żaru w Afryce, w Azji południowo-wschodniej, Czeczenii itd.
Od 2011 zaczął się już etap „przykładania pochodni na stałe”: Tunezja, Egipt, Libia no i obecnie, od 2 lat Syria (tam się coś jednak , przepraszam za kolokwializm,  „zesrało” – czyżby Objawienie Jana, jakoby Damaszek nie miał być nigdy zdobyty przez siły „ciemności” miało jakieś realne przełożenie? Hmmm – o tym też kiedy indziej, przy okazji tajnych stowarzyszeń, mistyki i okultyzmu…)
Zatem ogień przyłożony. Tryskają kolorowe (głównie krwisto-czerwone) iskierki na bliskim wschodzie, ale to jeszcze za mało, by pchnąć gnuśne i „różowe” towarzystwo europejskie do walki.
No i tu z pomocą przychodzi genialny plan „europejskiej beczki z prochem”. Witani od ponad 60 lat z otwartymi ramionami (propagandzistów i kukieł rządowych) „bracia i siostry umiłowani w Allachu” dają znać o sobie mnożąc się na potęgę, ściągając wszystkich swych krewnych, narzekając na „straszne warunki rozwoju duchowego” no i w końcu, widząc co ci „niewierni bezbożnicy” wyprawiają w tym czasie na ich rodzimych piaskach, zaczynają obcinać głowy żołnierzom w Londynie, palić samochody i takie tam we Francji czy też organizować wiece i oficjalnie domagać się prawa szariatu i wszczynać zadymy w Niemczech. No cóż: Nie ma rady. Wygonić nie można, ograniczyć napływu nowych też nie – trzeba budować meczety, kupić Koran, zapuścić brody, a kobiety zawinąć w jakieś czarne szmaty zanim trafią do harlemów. Może się uda ich nabrać  jak już oficjalnie ogłoszą, że teraz oni tu rządzą…
Niestety obawiam się, że to jednak za mało i że plan tego nie zaakceptuje. Ma być rzeź dzięki której, po pierwsze spadnie znacząco liczba ludności, a po drugie znikną podziały rasowo-religijne („maszynki zwane „religiami” są już niepotrzebne i w ogóle zobaczcie ile zła przez nie spadło na ludzkość…” – takie zapewne pojawią się komunikaty, a w zamian obecnych „religii” pojawi się jedna, nowa, zbudowana na bazie ruchów „new age” i przemyślana tak, by służyć nowemu systemowi przynajmniej kolejne 2000 lat).
Potrujemy się trochę wąglikiem, potniemy meczetami i  postrzelamy jedni do drugich podkręcani wesoło przez tych samych, którzy to wymyślili już wiele lat do tyłu. Potrwa to może z 3, może z 5 lat, z 250milionów europejczyków zostanie z 50-60, i tak jak pisałem wyżej: wszystko ucichnie jak grzybki wzejdą (oby tylko na pustyniach). Rewelacja.
A wystarczy tylko: Przywrócić dyktatury na Bliskim Wschodzie, które trzymały to towarzystwo za ryj i jakoś nie było słychać o egzekucjach co drugi dzień, kamieniowaniach czy też pogromach dokonywanych na chrześcijanach jak to ma miejsce teraz, a o czym się jakoś nie mówi… Przywrócić dyktatury, odizolować i monitorować ich poczynania (jak pójdą za daleko to trudno: zbombardować – lepiej tam niż tu…)
No a u nas wprowadzić przede wszystkim prostą i zdawałoby się logiczną zasadę: Przyjeżdzasz gdzieś w gości to zachowuj się zgodnie z wolą gospodarza. Jak Gospodarz nie życzy sobie worków z otworami na oczy u kobiet, sukni na facetach czy też szpiczastych budowli i wieców w jego miastach to masz dwa wyjścia: Przepraszasz za kłopot i wracasz do siebie lub zostajesz i się dostosowujesz zachowując swoje preferencje i upodobania religijne wyłącznie dla siebie samego, gdzieś w zaciszu swego pokoju i za wyraźną zgodą gospodarza. Nie chodzisz, nie krzyczysz, nie organizujesz wieców. Ubierasz się i zachowujesz jak „tubylcy”. Koniec. Kropka.
Pozostaje też opcja turystyczna czyli czysto komercyjna: My jeździmy do nich, gdzie mamy zamknięte osrodki wypoczynkowe i wszystko jak byc powinno w zamian za nasze pieniądze. Oni też mogliby tu przyjezdzać do jakichś komercyjnych, zamkniętych ośrodków,  w których obowiązkowo znalazłby się jakiś meczecik, czy też studzienka do kamieniowania niewiernych, zgwałconych żon, jakaś latarnia na której mogliby sobie powiesić jakiegoś homoseksualistę i takie tam „atrakcje”, które z pewnoscią sprawią, że będą czuli się jak u siebie zostawiając swoje petrodolary w zamian. Oczywiście w/w „żony” i „homoseksualistów” przywoziliby ze sobą. Choć pewnie znalazła by się jakaś firma oferująca ten towar na miejscu 🙂 Business is business – jak to mówią tu i ówdzie…
Ale nie: My otwieramy bramy u siebie szeroko, u nich wprowadzamy (na siłe!) demokrację (czyli korupcję i mafię, krojąc ich przy tym oficjalnie ze wszystkich dóbr jakie tam mają) i liczymy na cud. To znaczy „My” jako „pożyteczni idioci” – bo ci co to robią wiedzą doskonale co z tego wyjdzie, a Ci co mają choć trochę rozumu widzą to jak na dłoni z tym, że poza gadaniem (pisaniem) nie za bardzo wiedzą jak to zmienić… Debata nic nie da, bo nafaszerowane „poprawnością polityczną” lemingi tego przecież nie przełkną (zresztą jaka debata i gdzie? W systemowej televizji?), a rozwiązania siłowe na jakąkolwiek skalę to po pierwsze: nie wszystkich bawią, po drugie skończą się w pierdlu i z przyklejoną łatką „terrorysta” lub „faszysta”. Poza tym bicie czy też jeszcze gorzej zabijanie kogokolwiek nie ma najmniejszego sensu i byłoby jedynie przejawem zezwierzęcenia i po prostu realizacją odgórnego planu „beczki z prochem” – na to właśnie oni czekają i tego właśnie się spodziewają.
Jedyną opcją jest usunięcie raz na zawsze tych, którzy na taką sytuację pozwolili i taką „samobójczą” politykę realizują. Usunięcie i rozliczenie ich za takie działania. Następnie powolne i systematyczne rozmontowanie tej „wieży babel” zanim runie sama przysypując wszystkich naokoło.

Pozdrawiam
Y

PS: Jeszcze tylko słówko odnośnie samego Islamu. Jak pisałem w poprzednim wpisie: Islam tak jak i Chrześcijaństwo to uniwersalny rdzeń, zbiór naturalnych praw i nakazów dla istot myslących plus zmodyfikowana, różniąca się nawzajem otoczka, która stanowi ogniwo zapalne wszelkich konfliktów z konkurencyjną formą tego samego, czyli np Chrześcijaństwem. Według mnie obie te religie to nic innego jak pochodne judaizmu, a może nawet jego „dzieci” stworzone i zaprogramowane jako „hubka i krzesiwo” trzymane przez te same, nazwijmy to bez ceregieli i ryzykując strasznym określeniem „anty-semita”: żydowskie ręce!
A jak ktoś się dziwi dlaczego mudzahedini posuwają się teraz do m.in. takiego bestialstwa jak na filmiku, o którym wspominałem na samym początku to proszę sprawdzić który oni mają obecnie rok w swoim kalendarzu i przypomnieć sobie jak wyglądało chrześcijaństwo i co robiło z niewiernymi w tym samym roku  naszego kalendarza…

———————————————————
Nutka tematyczna: ZMIANA WARTY

WIARA & RELIGIA

Kwestia (lub nawet: kwestie) religii i wiary jako takie nurtują mnie od kiedy tylko pamiętam. Od najmłodszych lat przygladałem się majestatycznym ikonostasom i malowidłom na sufitach i ścianach Cerkwi (tak, tak, „jestem prawosławny”, lub bardziej adekwatnie urodziłem się w rodzinie kultywującej obrządek wschodni, bizantyjski lub jeszcze trafniej, jeśli chodzi o ostatnie wieki: moskiewski). Moja generacja oraz pokolenie moich rodziców (że o poprzednich nie wspomnę) charakteryzuje się dość dużym stopniem religijności i konserwatyzmu religijnego. Nie do przesady, ale jednak jest to znacznie bardziej zauważalne niż np. w obecnym Kościele Katolickim, który od dobrych kilkudziesięciu lat walczy o „każdą duszę”, a dusz tych z roku na rok coraz więcej mu ubywa w związku z postepującą laicyzacją „nowoczesnych” społeczeństw (skutki przegrywanej „wojny” z konkurencją, tj masonami …) oraz sporej częstotliwości „unowocześnień” samego obrządku dokonywanych praktycznie co sobór i nie tylko (co kilkadziesiąt lub najwyżej kilkaset lat zmieniało/zmienia się to lub tamto…) no i oczywiście wszechobecnym rozpasaniem (szczególnie seksualnym) „książąt” kościelnych.
Niemniej jednak wracając do tematu: regularne wizyty w Cerkwi, lekcje religii w szkole (głównie religii katolickiej), przeczytany stary testament w wieku 8-9 lat (nowy okazał się nudny bo znany z kazań i lekcji religii :)), zaawansowana i bardzo ostro przebiegająca astma, która zdominowała całe moje dzieciństwo (od 6stego miesiąca do około 14stego roku życia) (obecnie wszystko się ustabilizowało i zgodnie z wszelkimi informacjami zbiera siły by wrócić i mnie wykończyć po 60tce 🙂 ) – to wszystko połączone z fascynacją historią Świata i książkami  (nauczyłem się czytać w wieku 6ściu lat na książeczkach z wojennej serii „Tygrys” pisanych drobną, „gazetową” czcionką, wychwalających głównie bohaterstwo niezwyciężonej Armii Czerwonej i jej sprzymierzeńców – przeczytałem ich setki… 🙂 ) oraz wiekiem buntu młodzieńczego, który spędziłem głównie na słuchaniu, naśladowaniu (moda) oraz  przyswajaniu tekstów (w miarę ówczesnych możliwości i dzięki polskim tłumaczeniom) zespołów najpierw rock’n’rollowych, potem rockowych i heavy-metalowych, następnie death i black metalowych (w wieku 16-17lat stopniowo zlazłem w skali „ciężkości” z black-death-metalu przez hardcore i rapcore do rapu. Ale wciąż lubię sobie wrzucić do odtwarzacza Gunsów czy Metallicę – Cannibal Corpse, Napalm Death, Tiamat lub Samael zostawiam raczej jako „ciekawostki z przeszłości” przy rozmowach o gustach muzycznych…), to plus książki z gatunku sci-fi i horror, kolejne 18ście lat przemysleń, kilka lat „zgłębiania” teorii spiskowych (książki, filmy, programy, artykuły itp), tematyki wczesnych „herezji” (szczególnie: Katarzy, Arianie, Gnostycy itp.) oraz ostatnia „zajawka” Słowianami (bynajmniej nie zainspirowana Donatanem czy cyckami Cleo (nie ujmując niczego z wdzięków w/w słowianki) 🙂 – zacząłem się interesować swymi korzeniami na dłuugo zanim Donatan odkrył, że jest producentem muzycznym i że jest w stanie wcisnąć akordeon w hiphopowy beat, a całość ozdobić rapem Sokoła czy też wspomnianymi urokami młodej wokalistki 🙂 ) połączona z ponowną analizą Biblii (włącznie z NT – wrzuciłem wszystko na CD w formie audiobooka bo czas mnie strasznie goni :)) i czytanej właśnie Księgi Mormona (mam kolegę Szkota-Mormona, z którym lubię rozmawiać na tematy religijne więc postanowiłem przeczytać tę ich „wyrocznię” by wiedzieć z kim i o czym rozmawiam :)) – Wszystko to, plus jeszcze sporo innych wątków i sytuacji sprawiło, że już w wieku 15-16stu lat zakwestionowałem wszelkie pompowane mi odgórnie wartości (głównie propaganda w TV) i religijne definicje świata (zarówno doczesnego jak i tego drugiego).
A to z kolei zaowocowało tym, że mam obecnie, w swojej trzydziestoparoletniej głowie niezły chaos.
Ale nie ma tego złego bo jak wiadomo: „na początku był chaos”. 🙂

Ok, skoro już mniej-więcej wprowadziłem zainteresowanych moimi Wolnymi Myślami (tj: dość pogmatwanym bełkotem kogoś, kto, jak widać powyżej, ma wyrazny problem z precyzyjnym formułowaniem zdan i wciąż musi wrzucać w ich środek dopełnienia, które strasznie wytrącają z wątku 🙂 ) w skrócone meandry mojej bazy merytorycznej i tzw. „źródeł wiedzy”,  przejdę zatem do samej kwestii wiary i religii widzianej z mojej perspektywy:

Wiara.
Fajna i bardzo pomocna w życiu sprawa. Myślę, że wręcz niezbędna. Wiara w siebie, w jutro, w realizację celów i marzeń. Wiara w kogoś lub coś. Może być w Boga, w Bogów, w Naturę lub Kosmos. Bez wiary nie jesteśmy w stanie iść w przód (na dłuższą metę) bo otaczający nas Świat okryty jest zbyt wieloma tajemnicami i zjawiskami/rzeczami , których znaczenia i mechanizmów działania po prostu nie pojmujemy. By żyć i wciąż się rozwijać potrzebujemy odpowiedzi na otaczające nas pytania. W przypadku gdy nauka i racjonalizm nie nadążają z dostarczaniem w/w odpowiedzi (ba, często jedna odpowiedź niesie za sobą kolejne trzy pytania…) Wiara jest czymś, co tymczasowo (bo nawet tysiące lat to wciąż tylko czas…) pomaga nam „przeskoczyć” nad jakimś zagadnieniem/problemem/zjawiskiem i pójść dalej (a jak się coś potem w danej kwestii wyjaśni to się do niej wróci i poprawi w księgach 😉 ).
W odniesieniu do religijnych zagadnienień „Życia wiecznego”, Wiara jest tez nieocenioną wrecz pomocą „dydaktyczna”, dzięki której człowiek łatwiej godzi się z koniecznością odejścia z tego Świata i pozostawienia swego ciała w formie nawozu dla planety Ziemi zamykając tym samym cykl reprodukcji (za to, że jemy i pijemy też zostaniemy zjedzeni i wypici…) – bez względu na wszelkie dywagacje odnośnie duszy i jej dalszego bytu, które to dywagacje i tak nie zmieniają faktu, że czujemy się „nieswojo” myśląc o trumnie i robakach czy też piecu i popiele, prawda?
Innymi slowy: Wiara była, jest i będzie nam niezbędna. Moim zdaniem jest to jeden z pierwiastków twórczych „wbitych” w nasze matryce już na samym początku (jakkolwiek i gdziekolwiek on nastapił)
Zaraz obok wiary maszeruje Mistyka, która jest nijako przedłużeniem tej pierwszej. Sięga dalej i bezwarunkowo stanowi istotny i często niebezpieczny element egzystencji istot myślących, a może i nie tylko myślących. Jest to jednak temat na osobny wpis więc… może kiedy indziej…

 

kosciół
Religia
(a raczej: Kościół)
Religia, w swej obecnej, oficjalnej formie i strukturze,  to,  moi drodzy „parafianie”, nic innego jak młodsza siostra lub nawet córka… polityki.
Nic innego jak kolejne, czasami równoległe i pomocnicze w stosunku do samej polityki, a czasami konkurencyjne i wręcz wrogie dla niej narzędzie do kontrolowania i zarządzania stadem ludzi. Do sprawowania nad nimi kontroli i władzy oraz oczywiście pomysłowa, bazująca na wierze maszynka do robienia hajsu. Nic więcej.
Nie ma to nic wspólnego z Bogiem, Twórcą czy też Istotami Wyższymi. Nic wspólnego poza odnośnikami do wyżej wymienionych. Odnośnikami, które maja służyć tylko i wyłącznie do podniesienia rangi tej maszynki.
Oczywiście mówię tu nie tylko o chrześcijaństwie, ale wszelkich innych religiach z rozbudowaną hierarchią i kastami „książąt”.
Jeśli mówisz „religia” i masz przed oczami wysoki budynek ozdobiony rzeźbami, złotem, obrazami itp. okupiony krwią i potem wielu setek ludzi, jeśli mówiąc „religia” widzisz defilady biskupów i wszelkiej maści kapłanów z mercedesami w tle to wiedz, że nie mówisz i nie myślisz o Religii. Mówisz i myślisz o tym, o czym właśnie tu napisałem: narzędziu władzy i kontroli, przedłużeniu polityki i maszynce do wyciskania pieniędzy z szaraków.
Cesarz Konstantyn legalizując, a cesarz Teodozjusz ustanawiając chrześcijaństwo religią  państwową przedłużyli żywot Cesarstwa Rzymskiego aż po dziś dzień.  Ocenzurowane i poprzerabiane na wskroś Pismo Święte stało się Nową Konstytucją i poszło w Świat. A wszędzie gdzie dotarło (z reguły poprzedzone „ogniem i mieczem”) „otwierały się niebiosa” i hajs spływał szerokim strumieniem wprost do Rzymu.
Cóż się dziwić, że tak przedni pomysł przyjął się pareset lat później na półwyspie arabskim?
A wszystko to zostało elegancko przetestowane i sprawdzone tysiące lat do tyłu przez „Naród Wybrany”, który jak wiadomo lubuje się wielce w handlu więc nic też dziwnego, że i ten patent, po delikatnym retuszu okazał się chodliwym i bardzo profitowym towarem pozwalającym równocześnie przycisnąć szarą masę taniej, sprawniej i przede wszystkim na dłużej.  Dobrze przemyślana i po kilku modernizacjach praktycznie bezawaryjna maszynka.

ksiądz i audi 2 ksiądz i audi ofiara

Obecnie (tak gdzies od epoki renesansu), jesli chodzi o tzw. społeczeństwa  zachodnie, jesteśmy na etapie demontażu i eliminowania tej maszynki jako już niepotrzebnej, wręcz tarasującej drogę dla „rozwoju”. Piszę „rozwoju” bo w tej formie (tj Orwellowskiej) nie będzie to rozwój ku lepszemu – bynajmniej nie dla wszystkich…
Demontaż przeprowadzają oczywiście Ci sami, którzy przedtem stworzyli i uruchomili tę maszynkę by ratować to co okrutnie się już chwiało i uciekało im spod nóg. Ale tak samo jak zmontowanie i uruchomienie tego wszystkiego zajęło trochę lat, tak i  trochę czasu potrzeba by to rozebrać i włożyć spowrotem do skrzyń (może się jeszcze kiedyś przyda…)
Tym bardziej, ze zadanie  do prostych i przyjemnych nie nalezy. Wiadomo przeciez nie od dzis, że raz zdobytej władzy nikt tak łatwo nie oddaje. Szczególnie takiej władzy, która rozciąga się zarówno nad duchem jak i portfelem swych poddanych 🙂

Obrazek
Aaa, jeszcze jedno: Żeby nie było wątpliwości stawiam gruby i wyraźny znak równości między instytucjami Cerkwi Prawosławnej, Kościoła Katolickiego i wszelkich ich odłamów – są to tylko i wyłącznie różne oblicza tego samego urządzenia i tak samo zostaną zdemontowane, unieruchomione i w najlepszym przypadku ulokowane z odpowiednim komentarzem (zależnym oczywiście od autora i jego politycznych zwierzchników) w takim lub innym rozdziale naszej historii…
Mówię tu oczywiście o ich obecnym, wypracowanym przez ostatnie 2000lat wręcz korporacyjnym kształcie.
Bo Religia jako oryginalna i uniwersalna przewodniczka duchowa z pewnością przetrwa i w połączeniu z Wiarą wciąż bedzie obecna w naszym jestestwie.
Pryśnie tylko cała ta „biznesowa” otoczka i skompromitowany „zarząd”, a raczej „zarządy” bo mówię tu o wszystkich trzech głównych religiach (i ich „pod-oddziałach”),  zostaną raz na zawsze zwolnione, a wraz z  nimi stopniowo poznikają wszystkie różnice między tymi wszystkimi odłamami.
Zresztą: różnice te,  to nic innego jak różne, „chałupniczo” dorobione otoczki do jednego i  tego samego rdzenia. Wszystkie one wykreowane zostały tylko i wyłacznie na potrzeby określonej grupy sprawującej władzę na danym terenie. Zrobiono to zgodnie ze starą i sprawdzoną zasadą „dziel i rządź”: podzielono ludzi detalami i różnym nazewnictwem tych samych rzeczy/bóstw/zjawisk itd. Jednym kazano modlić się rano na kucaka w stronę wschodzącego słońca, drugim stukać głową i zawodzić, a trzecim machać ręką od głowy przez serce po brzuch. Do tego jeszcze kilka postów, świąt, „świętych” zabobonów i gotowe. Tak przygotowanych braci i siostry można już spokojnie prowadzić na barykady samemu zasiadając na tronach i ściągając co rusz to nowe daniny i podatki. No i wymieniając się z „konkurencją” spostrzeżeniami i pomysłami  jak by tu jeszcze to wszystko usprawnić i rozbujać, bawiąc się przy suto zastawionych stołach i śmiejąc do rozpuku debatujac (lub trafniej: knujac) i patrząc na te błądzące w gąszczu sztucznych praw, nakazów, zakazów i drogowskazów owieczki (a raczej barany).
Czyli jednym słowem: Religia jako wiara w ogólne dobro i moralno-etyczny wyznacznik postępowania istot myślących, wynikający chociażby ze zdrowego rozsądku i naturalnych reguł obowiązujących w każdym gatunku, przetrwa  i prędzej czy później wróci tam skąd wyjść nigdy nie powinna, czyli do ludzkich serc i umysłów.
Nieuczciwi i pazerni pośrednicy z zapędami psychopatycznymi lub wręcz z chorobliwą, morderczą żądzą władzy znikną definitywnie w taki lub inny sposób. To nieuniknione.
Każdy, kto choć raz przeczytał Biblię, Koran, Torę itp. i potrafi samodzielnie myśleć oddzielając propagandę i cenzurę od sedna informacji bez problemu wyciągnie podobne wnioski. W każdej z tych ksiąg „rdzeń przekazu” jest taki sam: Człowiek, Bóg/Bogowie/Matka Natura, Szacunek i Miłość Do Bliźnich. Zmienia się tylko otoczka. I nie jest to bynajmniej „boska interwencja” ani „boski zamysł” by tę otoczkę tak zmieniać. Jeśli Bóg istnieje i w/w pisma spisane były pod jego dyktando to  idę  o zakład, że dotyczy to tylko i wylacznie tego neutralnego i w sumie identycznego zestawu prawd i nakazów. Reszta to już modernizacja dokonana na potrzeby okolicznych watażków i „Pomysłowych Dobromili”, którym zamarzyło się „życie jak w Madrycie” kosztem innych, głupszych bo niewykształconych, a niewykształconych bo odciętych od książek i wiedzy. Najpierw zakazami i pługiem lub mieczem, a teraz kredytami, pracą i gównowartą, plastikową sieczką w TV przeplataną wizjami kolejnych wojen i ataków terrorystycznych.
No i jedno trzeba chłopakom przyznać: Dali radę i wciąż prą w zaparte 🙂
No ale „nic co dobre nie trwa wiecznie” więc czas się żegnać.
Prawdziwi wrócą do przekazywania dobrej nowiny i nauczania o sednie sprawy „w jednej szacie, z laską i bez pobierania dukatów, a nagrody oczekując w Domu Ojca”,  a reszta albo trafi do tego Domu znacznie szybciej, odbierając tam należną zapłatę (węgielek już się żarzy…)  albo wtopi się w tłum (prawdopodobnie „tłum polityków” bo jak już wspominałem: polityka jest najbliższą krewną wciskanej nam od 2000 lat ściemy, którą bezprawnie nazwano „Religią” bezczeszcząc tę ostatnią i wypaczjąc jej prawdziwe znaczenie w naszych sercach i umysłach).

Ot i cała „Wolna Myśl”.

W przyszłości postaram się rozwinąć powyższe zagadnienia bo coś czuję, że koniecznie muszę podzielić się z Wami moim zdaniem na tematy takie jak:
1. Pochodzenie i cele największych ruchów religijnych (starotestamentowców i ich pochodne czyli chrześcijan i muzułmanów) oraz ekspansji tego pustynnego kieratu na cały znany nam Świat. Ekspansji, która tylko idiocie może kojarzyć się z miłością, pokojem i dobrociom (jesli ktoś się nie zgadza to odsyłam chociażby do  „Krzyżaków” Sienkiewicza 🙂, że o wcześniejszych czasach krzewienia wiar (wszelkich) nie wspomnę (sam Stary Testament robi w sumie całą robotę za mnie…)
krzyzowcy
2. Wiara i Filozofia jako próba dotarcia do źródła wiedzy i istnienia. Czyli po prostu: Kto i po co nas zrobił lub też skąd i dokąd idziemy. Jeśli to pierwsze to naturalnym następstwem będzie: Skąd się wziął ten kto następnie zrobił nas. Czyli:  „jajko i kura”
3. No i oczywiście: O co tu, kurna chodzi?! – Czyli: Po co to wszystko? Te „globalizacje”, „banki”, „unie”, „układy i układziki”, „wojny”, „interesy” itd.
Wiadomo, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi z reguły o złoto. Więc trzeba bedzie też „pomysleć” o złocie, pieniądzach i „chlebie powszednim”
no i:
babuszki
4. Moja (a może nie tylko moja) teoria powtarzalności wszystkiego i wszystkich, czyli w skrócie: wszystko jest skonstruowane jak te rosyjskie matuszki (identyczne lalki powkładane jedna w drugą – w odniesieniu do mojej mysli: byłyby to lalki od niewyobrażalnie wielkich do niewyobrażalnie małych – wszystkie takie same, identyczne, co do joty…) – Zatem jesteśmy równocześnie ogromnym wszechświatem jak i mikroskopijnym pyłem, atomem, cząstką… taką mam banię 🙂

No ale to kiedy indziej.
Pozdrawiam
Y

__________________________________
I nutka, poniekąd tematyczna, z roku 2001: DEZERTER Z ARMII BOGA

 

 

Eurowizja. Ukraina. Rosja. Unia. Polska.

no to może zacznę coś pisać…

Może zacznę od tego, co mam aktualnie w głowie.
Świeża refleksja nt. wczorajszego „mass show”, czyli „Eurowizji” wpleciona w tło obecnych wydarzeń na wschodzie Europy.

Ja widzę to tak:
1. EUROWIZJA
Eurowizję, mimo realnych głosów oddanych przez widzów i wbrew wszystkiemu wygrywa gość z brodą i w sukience, ucharakteryzowany na Jezusa i walczący o „powszechną akceptację i tolerancję”. Osobiście uważam, że piosenka i samo wykonanie nie mają żadnych przeciwskazań by stać się hitem, ale promocja TAKIEGO właśnie wizerunku artysty, czyli kogoś kto pretenduje do tytułu autorytetu i wzorca do naśladowań, kosztem normalnych wykonawców, którzy, jak wskazują oficjalne statystyki na stronie eurowizji zostali znacznie wyżej ocenieni przez głosujących,  powinno być znacznie bardziej wyważone i okraszone normalnym, zdrowym komentarzem (na który niestety nie ma miejsca w świecie, gdzie dominuje nowomowa, czyli tzw. „poprawność polityczna”)
2. UKRAINA
Na wschodzie trwa „rewolucja ukraińska”. Jedni mówią, że sterowana z Waszyngtonu i Berlina, drudzy, że to „głos zwykłych obywateli”.
O ile jeszcze mogę zrozumieć Ukraińców, którzy widzą w Europie szansę na lepsze życie (które kończy się zazwyczaj możliwością wyjazdu z kraju i pracy na najnizszych, fizycznych stanowiskach w Zachodniej Europie…), o tyle jednak nie mogę pojąć jak można było oczekiwać, że Rosja przyjmie bez zastrzeżen „scenariusz wiosny arabskiej” tuz pod swoimi drzwiami… Reakcja była i wciąż jest przewidywalna. Rosjanie nie muszą angażować się oficjalnie w kraju, gdzie ponad połowa ludności mówi i myśli po rosyjsku. W kraju, gdzie mają wielu sympatyków (tych oficjalnych i tych zakonspirowanych)
3. POLSKA (w kontekście Ukrainy)
Rozumiem, że jesteśmy najbliższym sąsiadem i w naszym interesie jest utrzymanie Rosji jak najdalej od naszych granic. Najlepiej tam gdzie jest teraz, czyli za Ukrainą. Ale zamiast otwartego machania szablą i wystawiania się na pierwszy cios widziałbym tu raczej stanowcze stanowisko polityczno-dyplomatyczne, które wymusiłoby NATYCHMIASTOWE gwarancje bezpieczeństwa i reakcje, tych, którym , jakby się mogło zdawać, na obecnym układzie sił powinno zależeć najbardziej, czyli :USA, UK, Niemcy itd. (no chyba, że Warszawa realizuje scenariusz napisany jej gdzie indziej, ale o tym później…). Drugim rozwiązaniem powinno być jak najszybsze nawiązanie/zwiększenie współpracy polityczno-wojskowej w ramach znacznie rozszerzonej Grupy Wyszehradzkiej  (Szwecja, Finlandia, Kraje Nadbałtyckie, Czechy, Słowacja, Węgry, Rumunia i Bułgaria i byc może niektóre kraje byłej Jugosławii, choć zważywszy na wpływy Rosji w Serbii nie liczyłbym na ten kraj…). Odpowiedzią na mobilizacje wojsk rosyjskich powinna być natychmiastowa mobilizacja wojsk w/w połączona ze wspólnymi manewrami…

4. ROSJA
Jak działa Rosja w odniesieniu do sytuacji na Ukrainie każdy widzi i wie. Co prawda, żeby mieć pełny obraz należałoby przełączać TVP, BBC i RussiaToday i samemu wyciągać wnioski oparte na średniej, ale ogólny obraz można wyłapać nawet z jednostronnych i nieobiektywnych relacji.
Po wciągnięciu Krymu, troszkę słabiej idzie Putinowi ze wschodnią Ukrainą. Wychodzą na jaw coraz to nowe błędy specnazu i domniemanych organizatorów zamieszek. Wychodzą na jaw, albo są fabrykowane przez nauczonych po Krymie służbach specjalnych Ukrainy, szybko doszkolonych przez CIA i pokrewne agentury zachodnie. Pewnie racja tkwi po środku. Zresztą nowe władze Ukrainy i ich zachodni sojusznicy musieliby być naprawde strasznymi ignorantami gdyby nie dostosowali się do narzuconej im taktyki Kremla…

Teraz to połączmy:
Rosja przedstawia swoim obywatelom (i nie tylko swoim) wizję odradzającego się faszyzmu i zaślepionego zachodu europy, który jest sterowany bezpośrednio z USA.
Teraz, dzięki Eurowizji (wynik plus buczenie przy podawaniu głosów państw „bloku rosyjskiego”) zachód daje im kolejny dowód, na to, że popadł w zboczenie i utratę wszelkich wartości cywilizacyjnych, o które Putin u siebie stanowczo walczy (czy to się komuś podoba czy nie – zdecydowana większość ludzi woli normalność!).
Jeszcze szybka aluzja co do buczenia przy głosowaniu: Buczenie było reakcją na oczywistą ustawkę przy wynikach państw „bloku rosyjskiego”. Ok. Zasłużone buczenie. Ale niech mi teraz ktoś powie jakie buczenie powinno przejść nad Europą dziś, dzień po Eurowizji, kiedy okazało się, że wszystkie wyniki z państw zachodnich są kompletnie inne niż wola głosujących ?? (zainteresowanych odsyłam do oficjalnych statystyk na stronie internetowej eurowizji)

Wracając do tematu:
Wszystko rysuje mi się w następujący sposób:
Powstał (prawdopodobnie już bardzo dawno temu) scenariusz kolejnego podziału Europy i kolejnego rozbioru, tym razem już ostatecznego Polski.
To co teraz widzimy to tylko realizacja tego scenariusza i przedstawienie, które ma za zadanie zobojętnienie mieszkańców środkowej Europy na wystarczająco długi czas  by było już za późno na jakąkolwiek realną obronę przed podziałem.
Wg tego scenariusza Polska nie może dążyć do rozwoju i unii z najbliższymi sąsiadami. Unii, która skutecznie mogła by się przeciwstawić dążeniom zarówno Berlina jak i Moskwy. Unii, która w przeszłości spędzała sen z oczu władców wschodu i zachodu.
Polska ma być ogłupiona i wystawiona ostatecznie na wyreżyserowany akt pt: Wojna. Skutkami tej wojny, poza oczywistym biznesem dla wszystkich zainteresowanych, bedzie katastrofa ekonomiczno-demograficzna naszej części kontynentu i ostateczny jej podział z oficjalnym wcieleniem do Niemiec i Rosji włącznie.
W międzyczasie mamy etap przerabiania tego regionu na jeden wielki obóz pracy (bez straznikow!) z której zyski idą bezpośrednio do krajów, z których wpłynął kapitał inwestycyjny. Wpłynął więc ma prawo wypłynąć. Oczywiście. Z tym, że wpłynął, został i się rozwija w skutek bezprecedensowego oszustwa pt „prywatyzacja”, które to oszustwo rzuciło na kolana i ostatecznie rozbiło całkowicie gospodarkę i przemysł podbitych w ten ekonomiczny, bezkrwawy sposób krajów. To wszystko, wspomagane odpowiednimi ustawami tak z Brukseli jak i z Wiejskiej,definitywnie zabija jakiekolwiek proby podniesienia sie z kolan. Polacy maja opcje: praca dla szczęściarzy, którzy dostana sie do Volkswagen Polska lub innego Tesco albo wyjazd na zmywak. To oczywiscie uogolnienie, ale prosze mi tu nawet nie wciskac, że „wyssane z palca”.
Jest to faza przejściowa lub jak kto woli „testowa”. Jeśli test się uda i do żadnych zrywów niepodległościowych, dzięki propagandzie i podstawionym „włodarzom” nie dojdzie to być może ta forma zarządzania „przywiślańskim krajem”, odpowiednio jeszcze pogłębiona i dopracowana pozostanie tu na dłużej….

Prognozy:
Zdepopulowana Polska (i nie tylko) będzie dogorywać w sztucznym, nadmuchanym klimacie zagrożenia (tak, tak: dokladnie jak u Orwell’a w „1984”…)
Ludzie ogłupiani propagandą  będą pracować w zagranicznych firmach za minimalne pieniądze i z wdziecznoscia dla „dobroczyncow”, wzbogacając kraje, które bedą/są właścicielami tych firm. Powstaną narody lub naród „wybrany”, w którym życie bedzie bezstresową sielanką opłacaną w/w zyskami i fizyczną, najemna pracą pod-ludzi z w/w regionu, którzy na terenie panstwa uprzywilejowanego będą mieli „szczescie i zaszczyt” sprzątać, prać, budować itd.. Tak jest zresztą teraz i każdy to widzi. Każdy o tym rozmawia „przy kieliszku” (potem wstaje, kaca zapija redbullem i śmiga do „arbeit” lub po „kwit”…) I o taki los „walczą” teraz Ukraincy.
A wszystko pod osłoną srebrnych ekranów i poprawności politycznej.

PS: Wnioskując po komentarzach na stronie eurowizja.com wydaje mi się, że cel został osiągnięty:
Polska, wg mnie rzeczywiście troszkę zbyt wulgarna, ale NORMALNA propozycja, która DOBITNIE wiąże nasz kraj ze słowiańskimi korzeniami stawiając nas w jednym rzędzie z Rosją, Ukrainą, Białorusią itd… przegrywa z przekoloryzowaną poprawnością polityczną.
Jak już pisałem: artystycznie Austria pobiła Polskę i zdecydowaną większość konkurencji, ale z pełnym rozmysłem zaplanowany i zrealizowany skandal przy wynikach (głosy jury przekreśliły głosy tych, którym to show serwowano) osiągnął swój zamierzony cel. I to wielopoziomowo:
1. Rosja ma kolejny dowód na demoralizację i zgniliznę zachodu, przed którą oficjalnie broni swoich (póki co: tylko swoich i rosyjskojęzycznych) obywateli
2. Wkurzona opinia publiczna, głównie z Polski, traci punkty w propagandowej prasie zachodniej jako „homofobiczny, wulgarny zaścianek”, który po pierwsze nie może pogodzić się z przegraną, a po drugie… wyraźnie przywołuje wspólne pochodzenie kulturowe z… Rosją.

Brawo.
1. Zapał do niesienia pomocy i wyzwolenia wschodniej Europy z rąk faszystów i zboczeńców napewno wzrośnie
2. Zapał do ewentualnej obrony zaścianka przez społeczeństwa zachodnie napewno spadnie.
3. Depopulacja Polski gwarantowana jak w 39 (tym razem skuteczniej bo z grzybkami nad Warszawą i może Krakowem – bo Szczecin i Wroclaw Niemcy ruszyc nie pozwolą…)
4. Ruscy „obronia przed faszyzmem” obywateli wschodniej europy
5. Unia (ze stolica w Berlinie) powstrzyma „barbarzyncow i terrorystow” na linii Wisly.
6. I wszyscy beda żyli długo i szczesliwie (w Moskwie i na zachod od Odry) oraz krótko i ciężko (miedzy Odrą a Smoleńskiem)

Dobra. To by było na tyle jeśli chodzi o mój pierwszy, oficjalny wpis na moim pierwszym blogu.

Pozdrawiam
Mistrz (samozwańczy, ale zawsze… 🙂 )

———————-
YA’AN: WO-Y-NA (-Y-)