„MOGŁOB-Y-BYĆ”
Mogło być dobrze, tak dobrze, o Boże…
świat w kolorze. Miód. Polarne zorze
lub Śródziemne Morze i życie w splendorze
jak na cesarkim dworze… A może:
Mogło być źle, mogło być dużo gorzej:
Krew i noże, ławka, park i codzień
walka o to, że, o to żeby być tu,
żyć tu, śnić tu, marzyć o tym, że:…
Mogło być dosłownie tak cudownie jak na filmach:
zero problemów na głowie, pozytywna i niewinna,
nieskażona hajsem myśl – zupełnie inaczej niż dziś!
Mogło być tak pieknie, że nie miało by się o czym śnic…
Lub wstrętnie mogło być, bezwzględnie, dziko i ostro!
Mogło by być tu non-stop jak na pręgierzu przed chłostą!
A każdy dzień mógł być sekundą przed uderzeniem bata…
I mogło by to trwać, tak szarpać nerwy całe lata…
Mogły być perły, diamenty, srebro, złoto…
Bez przerwy i z ochotą spełniane kaprysy:
Życie jak lakier bez rysy na królewskim RollsRoys’ie…
Kochanki, fanki, banki, zamki, jachty w każdym porcie!
Albo jeden kibel w kącie, jedno łóżko, łyżka, miska,
cztery ściany, okno, kraty, dni na straty, długa lista
zachcianek sytemu, których mogło by być więcej,
dużo więcej niż tu… Mogło by brakować tchu…
Mogło być jak w Raju, jak w Edenie, jak w Utopii…
Słońce, woda, wiatr, żadnych wad, żadnych kopii…
Idealny Świat, oryginalny jak rękopis.
Tylko Siostra, Brat – Żadnych intryg! Żadnych fobii!
Lub mogły by się robić paranoje, tysiąc wojen,
konwoje urojeń, ogień, trupy, wyścig zbrojeń…
Mogło by odorem śmierci cuchnąć każde pole.
Każde miasto, las i łąka spływała by krwi jeziorem…
Lub mogły być na stole same szczęśliwe karty.
Na fortuny kole pech nie pełnił by już warty.
Wszytko by się układało po myśli, zgodnie z planem.
Mogły by się ziścić nawet te nieprzemyślane
marzenia. Lub mogły by się zmieniać i spełniać
dokładnie odwrotnie, przewrotnie. Bezpowrotnie
mogły by skonać w zimnych lochach depresji
wszytkie dobre myśli, wszytkie szczere chęci…
Mogło być lepiej, pewnie lepiej mogło być.
Ale mogło być też gorzej, dużo gorzej niż dziś!
Mamy środek. Między czarnym i białym szarym pas.
Szara mgła opada: Ziemia – Strefa Niczyja.
Poligon. Kanonada z jednej i z drugiej strony.
Druty, mury i zasłony dymne. Ręce bezsilne
opadają w dół. Ból, świst kul, gniew.
Ryk Aniołów, Diabłów śpiew – Może być tak jak chcesz.
Tak jak tego chcesz! Wiesz? Otwórz oczy
Każdy dzień, każda noc, każda chwila jest jak pocisk
Czas to snajper – jeszcze nie raz Cię zaskoczy
Werbel, HiHat, Stopa, sample – ja po tym
płynę, mam łajbę, a skały to kłopoty
Wiem, mogły by nie istnieć, zniknąć by mogły
Zostawiając taflę i ten wiatr łagodny
co wypełnia żagle. Stop! Powrót na chodnik!
Ya’an (MYSP)
nr. 415
Edinburgh 16.09.2011