478 – OSTATNIJ

„Ostatnij”

To uż ostatnij kawalczyk na płatni!
Piszło dost sprawni, dost hardi.
Masz, trymaj rap! Ruskij dokładni!
Rus-Y-Rap – Ya’an – odhadnyj
szto znaczat dla nia toty nahrania,
tot jazyk, matyriał – peredania!
Dołho’m sia zberał do toho – znasz?
W kincy jem nahrał toto szto hrasz!
Szto czujesz heł teper: tych paru dumok
tych rymiw, tych słiw! Daju Tobi z dumom
i daju Tobi z tym kus mojoj enerhii,
kawalaczyk żytia, pasyi i nerwiw!
Czasom za micno – perepraszam!
Za błudy, za sudy i kus toho miasa
szto szmarył jem heł medże rymamy
Ale to Rap! – Takij Rap hrame!

To uż ostatnij kawalczyk, ostatnij
tekst i bit. Mynuł uż rik
jak perszyj rym wpał na biłu
kartku. Nastupnyj rik
nesu na karku. Wtych kryk.
Jest tycho… Spid nih
Rubikon wypołokał pisok
i propał – znykł!
Zminył sia w kosmos. Chod, posmotr.
To my: Zwizdy i pył!
Sonce i Misiac! Czorny Diry!
Mensze religii a wece Wiry!
Jako na Nebi tak i na Zemli:
Hladame Boha, hladame Eternii!
Jako na wercha – tak w seredyni:
Hladame pisku na pustyni!

To uż ostatnia striczka.
Ostatnioj piśni!
Płatnia kus insza wyszła
jak dumał jes, ni?
Dla nia pasuje
i tiszyt nia barz!
Czuju sia tak jak
wtoly, koly perszyj raz
wział jem mikrofon i perszyj swij rap
nahrał jem wtołdy – teper inaksze sia hrat…
Łapa-Łapa-Bubnyk! – Chod Brat!
Wychodzu z toj truny i świczu jak fras!
Heł Ya’an – Soncia Promin – uż znasz!
Sława Antenatam, Didam i wszytkych nas!
Wertame do sebe, synu – uż czas!
To Rusynskij Jazyk: Graal Biłych Ras!
Trymaj Ho i pylnuj – ne daj mu wpasty!
Probujut od wikiw worohy preriżnoj masty.
Bohowe sia budiat – reprezentant Biłoj Kasty!
Toto sidyt w naszych ludiach – i ne strasznyj
jest nam uż tot czornyj śmich!
Stoime heł twerdo – ne zwalat nas z nih!
To prawdywa Wira – ne religija czużych!
Rozpalame Watru i tychne uż kryk!
Wece heł wydno – woistynno!
Tiahnuly w dił – tiahnyly tak sylno!
Tylo rokiw! – Teper uż spokij!
Woz hubokij dych i smotr:
Śwityme jak zoria, jak zwizdy – chod!
Od Moria do Moria – jeden jest Rod!
Jeden Narid – Sława! Hołowa do hory
i do peredu dawaj! – Sława!

To uż ostatnij kawalczyk na płatni
Ostatnij hołos!
Wyszło dost hardi
Teper naj litat wkoło!

Ya’an (MYSP)
txt 478
Edinburgh 04/12/2015
Jazykowa korekta: Olena Duć

BECZKA

Lubię, od zawsze chyba, przyglądać się i znajdywać alegorie pomiędzy tym co widzę, a szeroko rozumianym życiem, tudzież sensem istnienia…

Stąd też cała masa kłębiących się w mej głowie „dziwnych teorii”, skojarzeń, mądrzejszych, głupszych i po prostu abstrakcyjno-idiotycznych czasem myśli i pomysłów na tematy „różne i przeróżne”.

Dziś postanowiłem zaprezentować Wam jedno z takich „dziwactw”, mianowicie „Teorię Beczki„.
Może być „niebieskiej”…

Jakiś czas temu miałem okazję posłuchać, poczytać, a nawet przyglądnąć się dokładniej procesowi, który zna chyba każdy „szanujący się” Sławianin, a już szczególnie mieszkaniec Podlasia tudzież Beskidu, czy innych Bieszczad, tj. procesowi produkcji i destylacji „nektaru zapomnienia”, tzw. „wyzwalacza ułańskiej fantazji”, czyli po prostu bimbru…
Choć ściślej i precyzyjniej rzecz ujmując w moim, konkretnym przypadku był to czysty, pachnący spirytus… Ponoć bardzo dobry i ceniony wśród smakoszy na okolicznym rynku 🙂
Mniejsza o większość.
W każdym razie słuchając fachowców, analizując i przede wszystkim przyglądając się temu wszystkiemu, naszły mnie pewne myśli, które postanowiłem spróbować jakoś „skroplić”, że tak się wyrażę i zmaterializować w postaci tej oto próby wyłożenia niniejszej, wspomnianej wyżej teoryjki.

Czytając dalej, dowiesz się trzech rzeczy:
1. Jaki jest (wg tej teorii) „(bez)sens istnienia”
2. Jak nastawić perfekcyjny zacier 🙂 – (i to jest „clue”, inaczej sedno „opowieści” właściwie…)
3. Jak wydestylować wyśmienity, czysty spirytus 🙂 .
Tak więc myślę, że „coś tam”, tak czy siak, może Ci się przydać z tego, co tu zaraz „wyłożę” 🙂

Krok pierwszy: POMYSŁ

Na początku, jak wiadomo, była pustka, nic, chaos, itd.
Ot „coś/ktoś”, świadomość jakaś tkwiła w wszechogarniającej i znanej sobie na wskroś nudzie i maraźmie. Kompletny brak akcji i pomysłów.
A jak nie ma pomysłów, to… trzeba się napić.
A gdy nie ma nic do picia, to trzeba sobie coś samemu zorganizować.
Zatem przedstawiam Wam pana Wielkiego Bimbrownika!
Ma on, powiedzmy sobie, pomysł, warunki i chęci. Zatem do dzieła!
Na „kosmiczny plan”, na „kosmiczną arenę”, tj. do jakiejś tam komórki, pokoju lub innego, odpowiednio przygotowanego pomieszczenia (ważna jest m.in. stała temperatura (najlepiej 19-21C), ale też i takie detale jak dobra wentylacja, dopływ i odpływ wody, itd, itp. – zatem trzeba coś tam wpierw ogarnąć) wjeżdża BECZKA.
Tak, ta wspominana, tytułowa, wielka, niebieska (bo to taki ładny kolor) beczka.
Na potrzeby tego felietoniku, niech będzie o pojemności 60 litrów (tak, żeby było w niej łatwo mieszać, bez rozchlapywania na lewo i prawo…) 🙂

Krok drugi: PRZYGOTÓWKA

Zaczyna się od wypełnienia beczki, czyli inaczej „stworzenia odpowiednich warunków”.
Bimbrownik napełnia beczkę wodą (nad którą, póki co, „unosi się jedynie duch”, jego „ambicje, plany, marzenia” i „fantazje” co do efektu końcowego całej akcji. Można powiedzieć, że już mu „leci ślinka”, a przecież dopiero co wlał pierwsze 15 litrów ciepłej wody…).
Wszystko dokładnie, co do litra.
Na ten rozmiar beczki potrzebuje 40 litrów.
Jest „dbający o szczegóły”, więc stara się by woda nie miała mniej niż 26C, ani więcej niż 30C. Ma sprzęt zwany termometrem kuchennym, więc sobie to ładnie mierzy…
Następnie cukier.
14kg dokładnie.
I odżywki (np. czysty koncentrat pomidorowy w gramaturze 200g. Starczy. Nie ma co rozpieszczać przyszłych „mieszkańców Beczki”. Niech się skupią na cukrze!)
I mieszanko.
Pierwszy „ruch ducha”. „Wielki wybuch”. „Punkt Zero” i takie tam…
Jak nastąpiło już całkowite zespolenie wody z cukrem i pomidorową papką, Bimbrownik z uznaniem spogląda na stworzone „środowisko”. Spogląda i mierzy temperaturę.
Z utęsknieniem wyczekuje 26C…
Jest!

Czas na główny punkt programu, „gwiazdy wieczoru”, zarodniki „cywilizacji” a ostatecznie „twórców (nieświadomych tego stanu rzeczy) i kreatorów” celu ostatecznego: DROŻDŻE!
W tym przypadku są to laboratoryjnie podrasowane Turbo Drożdże z nazwy określane jako 48h (co ma niby sugerować linię czasu, jaka jest przewidziana na całą ich egzystencję, ale nie od nazwy ona zależy jednak…)
Bimbrownik wsypuje je w takiej ilości, by stworzone uprzednio środowisko stanowiło dla nich idealne warunki do rozwoju i namnarzania, czyli w tym przypadku 270g.
W beczce pojawia się zatem „żywa inteligencja”, „zarodnik cywilizacji”, „stworzenie wybrane”, któremu „oddano całą beczkę” i „wszystko co w niej się znajduje”. „Z woli Pana” (Bimbrownika) i jemu jedynie znanych przyczyn rzecz jasna!…
Wsypano i od razu (w skali Bimbrownika niech to będzie 5cio minutowe) dokładne mieszanko.
Nastepnie cyk i pokrywka.
Ciemność.
Etap zamknięty.
Bimbrownik ma „dzień siódmy”, czy jak kto tam woli: idzie w pi…zdu…

A teraz inaczej, tj „od strony” Drożdży – wjazd, tj „zstąpienie” do Raju, chwilka relaksu i podziwu nad cudem „boskiego stworzenia” (no niech to będzie w ich skali te, bo ja wiem…1k drożdżolat? – Bimbrownik potrzebował z dobrej minuty by wsypać drożdże z jednej paczki, wziąć, otworzyć i wsypać z drugiej, odłożyć śmieci, sięgnąć po mieszadło i takie tam…) i zaraz… pomieszanie języków, nacji i kultur (można np. snuć dywagacje nt. pochodzenia z dwóch osobnych paczek itp…), rozrzucenie po całej beczce, od dołu po górę, jeden wielki wir, szaleństwo, strach, przerażenie i takie tam „przeżycia”.
Jak sytuacja się uspokaja, wszystko wraca do normy, Drożdże zaczynają się powoli „odnajdywać” w miejscach, gdzie je „Pierwsze Wielkie Mieszanie” rzuciło.
Powstają pierwsze, „pomieszaniowe” więzi i relacje, struktury i podwaliny „społeczeństw”, kreują się wspólne (dla danego obszaru, ale sporo też „dziwnie takich samych” jak w innych regionach) obyczaje, tradycje, podania (np o „Raju, gdzie wszystko było takie cudne, świeciło „słońce”, wszyscy żyli razem, „Świat” był „przebogaty, spokojny i piękny”, „Boski Bimbrownik widniał uśmiechnięty i zadowolony tuż nad horyzontem” itd, itp. A może nawet głębiej: jakieś stare opowieści z czasów „bycia/podróży kosmicznej” w ciemnej hermetycznej paczce lub czasów z laboratorium? Może nawet przebłyski z samego początku tych jednokomórkowych organizmów? Hmmm….).
Rozpoczyna się to, co mamy obecnie: „Cywilizacja”. Pierwsza z wielu. Ale o tym potem…

Krok trzeci: ZACIER

Czas.
Czas jest względny. Mocno względny.
W tej teorii np: Bimbrownik wsypuje i miesza drożdże zaledwie, dajmy na to, 5 minut. Jest to pięć minut „czasu Bimbrownika”, czasu jaki obowiązuje u niego, dla niego, w jego pomieszczeniu, świecie i w jego rzeczywistości.
Ale te same 5 minut dla Drożdży to już…cała prehistoria gatunku! Cały „Raj”, pierwsze kultury i cywilizacje zaraz po „pojawieniu się” w Beczce, a następnie „gniew Boży” (ciekawe jakie powody tegoż gniewu Bimbrownika wymyślają se Drożdże? Może np, „DrożdżoPiramida” jaka uformowała się z drożdży przy wsypywaniu do Beczki, a którą teraz „kapłani” nazywają „Wieżą Drożdżbabel”, „próbą sięgnięcia Boga”, która spowodowała jego gniew?… hmmm…), „potop” (mieszanie), „dryfowanie” po bezkresach beczki w niekończącym się, aczkolwiek słabnącym wirze, w końcu spokój, cisza i „nowy początek”…
Czyli na zegarze Drożdży mijają setki tysięcy, albo i więcej ichniejszych jednostek czasu…
Czyli to, co przy skali czasu Bimbrownika opisane zostało jako: „Nastepnie cyk i pokrywka. Etap zamknięty.
Bimbrownik … idzie w pi…zdu…
Wie, że musi dać z godzinkę, czasem dwie grzybom na „rozruch”…

Mijają te dwie godzinki / niech będzie 20k drożdżolat, wszystkie te neanderdrożdże, „walki o ogień” itd…
Drożdże zaczynają powoli pracować (tak to się „fachowo” określa).
Bimbrownik jest wielce zadowolony z takiego stanu rzeczy.
Wie już, że proces się zaczął, że dobrze przygotował pomieszczenie, beczkę i nastaw, że nie zmarnował drożdży, ani cukru.
Czas na relaks. Ma wolne. Od tej pory będzie wpadał tu raz dziennie np. Odkryje wieko, popatrzy, posłucha, coś może powie przy tym do siebie, zamruczy, może coś tam se zanuci…
Może spędzi w pokoju dłuższą chwilę? Włączy radio? Albo coś obejrzy na telefonie, na yt np? Może nawet zrobi to stojąc nad otwartym wiekiem Beczki???…
Tak mijają godziny i dni u Bimbrownika i… sryliardy lat, generacje generacji u Drożdży…


Po powyższym wstępie wiemy już, że Drożdże nie mają pojęcia o niczym poza jako-takim samo-określeniu siebie (zwą to dumnie „samoświadomością”, baa, „inteligencją”! 🙂 ) i najbliższego otoczenia plus dorobili się z biegiem wieków uzupełniaczy tej „samo-orientacji” w postaci starych mitów, legend, baśni i podań, podtrzymywanych przez „religię” i raz wspieranych, innym razem obalanych (zależnie od „linii politycznej” i „interesów”) przez „naukę” i „politykę”…
Drożdże w perfekcyjnie przygotowanym pod nie środowisku, po wstepnej, ciężkiej fazie i „strasznej smucie”, romnażają się z szaleńczą werwą.
Powstają osady, państwa, unie, konfederacje itd.
Cywilizacje, religie, kasty, stowarzyszenia wszelakie (np. tzw. „tajne” i „jawne”, „białe” i „czarne”), kulty, podziały, mafie, armie, policje, partie, interesy, biznesy, wojny, wojenki, konflikty, pokoje, znów wojny.
Pojawiają się wśród nich różnego rodzaju osobniki. Od zwykłych, szarych drożdży po „kapłanów, magów, polityków” i inne mniej lub bardziej pasożytnicze grupy.
Jedni żyją kosztem drugich.
Jednym lepiej, drugim gorzej (a trzecim, najliczniejszym, po prostu przej…banie…)
Przez tysiąclecia (ichniejsze).
Ci cwańsi i obrotniejsi pchają się jak najwyżej.
Tak w „życiu społecznym”, „narodowym”, „międzynarodowym” i „światowym” jak i czysto fizycznie ( w sensie: co bogatsi, chcą mieszkać jak najwyżej, jak najbliżej wieka (bo tam jest „najciekawiej”, tam coś się zawsze, od „początku” dzieje; „zawsze”, czyli w jakichś, wyliczanych bezskutecznie i rytych na kamiennych tablicach, papirusach, zapisywanych w starych, zakurzonych księgach, a odczytywanych po latach i od lat cyklach i okresach, np. co około 2k lat – choć to akurat jest zmienna, bo co jakiś kataklizm, czy reset (o tym dalej), zmieniają się i cywilizacje i metody naliczania czasu itd – poplątanie z poplątaniem, nie do odkręcenia….).
Biedota, która tyra najwięcej, spychana jest jak najniżej (na dnie jest np „3ci świat” – ciekawy archeologicznie i naukowo, ale zupełnie „nie dla elity” – może poza maksymalnym drenowaniem go ze wszystkiego, co tylko można i krótkimi wczasami w wybranych kurortach…).
Powstają organizacje i instytucje naukowe rozgryzające „świat i wszechświat”, wrzucające coś (często wzajemnie się wykluczającego na przełomie wieków – ale ktobytam się „rozpamiętywał?) dla mas na temat budowy „świata” i „wszechświata”, starszych cywilizacji, historii, geografii, chemii, fizyki itd, itp.
Wszystko to równolegle zresztą do rozwoju „duchowości” i rozważań „filozoficzno-teologicznych”, „kontemplacji ducha i sensu istnienia”…
Drożdże żyją i umierają.
Ci najniżej beczki mają cykle najkrótsze, ci wyżej, „cwaniaki” zwane „Elitą” lub „Górą”, odpowiednio dłuższe. Swoją drogą: Ci na górze uplasowali się tam zaraz na początku i tak z pokolenia na pokolenie, poprzez kultury i cywilizacje, unikając kasacji (raz lepiej, raz gorzej) dzięki dostepowi do najnowszej „technologii i wiedzy”, ale głównie poprzez manipulacje, pasożytują na niższych poziomach Beczki przeokrutnie ją terroryzując, trzymając w najciemniejszej ciemnocie i zastraszając co trochę to tym, to tamtym, byleby tylko utrzymać się i swoje kolejne mioty tam, gdzie siedzą (najbliżej „oświecenia” znaczy się…)
Równocześnie wierząc, że „u góry jest najbezpieczniej”…

Rozwijają się przeróżne „nauki”.
W tym np. „archeologia”. Szczególnie u dołu i po bokach – tam gdzie osad z martwych, poprzednich „generacji”, wymieszanych z glukozą i pomidorami, stworzył maź przylepioną do ścianek beczki, której już może nawet większość nie jest w stanie przez to zjawisko dojrzeć nawet… Tym bardziej, że grubość tejże mazi w porównaniu do rozmiarów przeciętnego drożdża jest niewyobrażalna (coś jak skorupa ziemska dajmy na to….).
A może są i odgórne zakazy „przebijania i badania tego co znajduje się za mazią, bo np. nie idzie to w parze z obecną linią polityczno-religijną beczki lub danego jej obszaru?

U góry również nie ma zastoju.
Tam siedzi elita, śmietanka Beczki.
Tam, raz na sryliard lat, jak głoszą stare księgi i nowsze dokumenty, występują przedziwne zjawiska i wydarzenia typu nagły, oślepiający blask (największy u góry beczki, ale sięgający do dna niemalże), jakieś przedziwne efekty wizualne i fale (np. dźwiękowe) docierają do Beczki, itd, itp. [przyp. aut. : to wtedy, gdy Bimbrownik z nudów i ciekawości otwiera wieko i zerka se jak to tam wszystko mu „pracuje” – ale nie miesza. Jeszcze nie…]
Tu, u góry, nie wierzy się za bardzo w religie i takie tam. To są bajki do trzymania w ryzach niższych poziomów Beczki, zajęcia ich czymś tam, zastraszenia i zmotywowania do ciągłej pracy. Dobry to był pomysł, ta cała „religia” i „polityka”. Pięknie to działa! „Co cesarskie cesarzowi, co boskie… papieżowi” – GENIALNE!
Z jednej strony Góra potrzebuje luksusu i wygody (materializm), a z drugiej, z biegiem sryliardów lat i doświadczeniem z nich wypływającym, orientuje się jako tako, że Beczka ma się „w miarę dobrze”, gdy drożdże są aktywne, gdy pracują, ruszają się, biegają w tę i we wtę.
Bo gdy przestają, rozleniwione „dobrobytem i świętym spokojem” (bo i po co wciąż biegać, skoro wszystko, co potrzebne jest naokoło, na wyciągnięcie ręki i dla każdego tak naprawdę?), to…zaczyna się dziać strasznie!
Ni stąd, ni zowąd Beczka zaczyna „wariować”!
A to już jest „bahdzo niedobha”!
Zatem trzeba wszystkich gonić i zmuszać do ruchu. Nieważne jak! Wojny, rewolucje, konflikty, łagry, obozy, przymus, nakazy, prośby, obiecanki, nagrody, kary – NIEWAŻNE!
Ruch i robota!
Wtedy i Beczka ma spokój i Elita dostaje (z tej pracy) wszystko, o czym może i zdoła tylko pomarzyć (byleby tylko na dole nie zechciano żyć jak na górze – tam trzeba wciąż po staremu: krótko za pysk! Religią/religiami i polityką! A masz! Do roboty!
A że 80% produktów jest kompletnie zbędna, to… nic to! Wywali się. Byleby tylko …był ruch!
Od kopalni po kasy w hipermarketach.
Pełny konsumizm.
Na najwyższych obrotach.
I tak to se leci kolejne fryliardy lat…

BULGOTANIE

Innymi słowy: Wysokie kasty badając „zapiski prastarych generacji” i prowadząc dalej „skrupulatne, coraz bardziej zaawansowane technologicznie badania” wywnioskowały, że wszystko jest ok, dopóki Beczka, a tj, jej mieszkańcy (jako całość) ….”Bulgocze”.
„Stare księgi” i „historia” odnotowuje wyraźną korelację między strasznymi w skutkach „katastrofami cywilizacyjnymi” [przyp. autora: momenty, kiedy Bimbrownik otwiera wieko i z nudów, albo dla przyspieszenia procesu fermentacji, zamiesza se raz, czy drugi zacier… 🙂 ] typu „potopy”, „przeokrutne wiry i tajfuny, trzęsienia i takie tam”, a zanikiem lub przerwami w bulgotaniu.
Myślano, że chodzi o pracę jako taką, o budowanie gigantycznych i nowoczesnych posiadłości, świątyń albo innych cudów „architektury i techniki”, o składanie ofiar, religijność, kulty krwawe i niekrwawe, itd, itp., ale najwyraźniej nie!
Najwyraźniej „To Coś /Ten Ktoś” ma na to wszystko …WYWALONE PO CAŁOŚCI!
Nie widzi tego, tych starań w ogóle.
Może nawet nie jest w stanie dostrzec „Wielkiej Cywilizacji Drożdży” i/lub Drożdże jako takie???
Najtęższe „umysły” wysnuły wniosek, że chodzi o… samo życie Drożdży, o ich typową wegetację, o to by, za przeproszeniem, żarły i srały.
To jest to coś, co raz na jakiś czas „jest tu sprawdzane”.
To jest to najwyraźniej!
BULGOTANIE – które póki trwa i im jest wyraźniejsze, tym „spokojniej” się ma Beczka, a zatem i Drożdże. No i przede wszystkim, „dzięki Bogom” i „oby jak najdłużej”, Elita…
Dlatego m.in. co jakiś czas skrupulatnie planuje i uskutecznia się w Beczce wielkie rzezie, holokausty, wojny i konflikty – nic tak nie zmusza do ruchu jak strach i wojenka przecież!
No i odbudowa po wojence.
A przy okazji robi się największe interesy wtedy, pozbywa się konkurencji, wyrównuje rachunki, kasuje długi, zmienia i koryguje system (na jeszcze bardziej „dopieszczony”) itd., itp. – wiadomka…
Się gra, się ma, się chce, się wie…


Jest jednak problem: w miarę upływu sryliardów lat i ciągłego rozrostu populacji, zaczynają się uwidaczniać coraz bardziej zaniki podstawowych surowców niezbędnych do dalszego bulgotania, czyli inaczej dalszego życia, egzystencji organizmów „drożdżowych”.
Kończy się „naturalna i odwieczna, życiodajna” zawartość cukru i przecier w środowisku.
Populacje co prawda wymierają coraz drastyczniej (w związku z powyższymi brakami i ciągłym gonieniem do bulgotania na najwyższych obrotach), zalegając coraz bardziej dno beczki (i tworząc „raj” dla kolejnych generacji „archeologów”), ale i braki postępują coraz raptowniej, pociągając za sobą coraz to częstsze „anomalie” (np nieznane wcześniej, nieprzewidywalne i niespodziewane kompletnie „kołysanie” całej beczki!) i „katastrofy/resety cywilizacyjne” [coraz częstsze i dłuższe mieszania].
Nie wygląda to dobrze!
Ani trochę.
Góra wprowadza coraz to bardziej zamordystyczne plany, wyliczając np. optymalną populację Beczki i kombinując nad „cichym zredukowaniem” obecnej liczby mieszkańców do tej wyliczonej, niezbędnej do utrzymania bulgotania na „bezpiecznym poziomie”. To, wg. „mózgów”, powinno zadowolić „Stwórcę”, zapobiec coraz częstszym „kataklizmom” i zapewnić dalszą, błogą sielankę Elicie. [Co za …głąby! Gdyby choć ciut wiedzieli o tym wszystkim, po co i co tam mają do zrobienia… Echh…]
Siła propagandy i masmedia ułatwiają tę manipulację perfekcyjnie.
Nie istotne są tu jakieś tam „foliarskie donosy”, że trwa „depopulacja”, tj „dedrożdżowanie”, że nawet gdyby zebrano całą obecną populację Beczki i dano im do przeżycia 1/10 objętości całej Beczki, to bez problemu byłoby to wykonalne itd, itp, że Góra wie coś, o czym nie mówi [albo raczej: g…no wie i strzela na ślepo po prostu. Oczywiście nie w siebie…], że jest to jakaś dziwna klika, sekta, że cała reszta beczki to dla nich bydło, zwykłe owce, tępe i głupie, stworzone tylko i wyłącznie do pracy na i dla Elity, itd, itp.
Nikt takich wynurzeń z Dołu nie bierze na poważnie.
A jak coś zaczyna za mocno draźnić Górę, to pojawia się zaraz jakaś plaga seryjnych samobójstw, wypadków, w ostatecznych przypadkach, gdy wyłamuje się większy obszar lub nacja, leci serial pt. „walka z terroryzmem” lub „dyktaturą”, „wprowadzanie demokracji”, „pomarańczowe wiosny ludów” itd, itp….
Takie problemy, to nie problemy.
Góra wie co i jak robić. Szczególnie, że ma pod kontrolą WSZYSTKIE media, uczelnie, wiedzę – cały, tworzony i dopracowywany od sryliardów lat system zarządzania Beczką.
Tak więc „szury i foliarze”, to nie był i nie jest problem. Nie dla elity.
W przeciwieństwie do rzeczywistych, w/w dylematów, które są kompletnie, jak się rzekło, NIE DO OGARNIĘCIA, przez te „mózgi” u Góry…

Czujniki i sondy „kosmiczne” („kosmiczne” – tak się mówi tym na dole beczki. Mówi się im też różne inne bzdury: jak np to, że Beczka jest płaska, lub, po kilku tysiącleciach, okrągła; że jest centrum pomieszczenia, lub wręcz przeciwnie, że przestrzeń na zewnątrz jest skończona lub potem zaś nieskończona itd, itp – tak, by szło to w zgodzie z aktualnym poziomem Góry i aktualną polityką/religią. No i przede wszystkim byleby tylko nie mówić wszystkiego co wie góra i jak najbardziej namieszać, zdywersyfikować tę „wiedzę”, bo …przecież Góra sama nic jeszcze nie wie tak naprawdę i póki to się nie zmieni, nie może ryzykować, że dół będzie wiedział to co i ona, nie?? Skutki mogłyby być „katastrofalne”. Dla góry oczywiście…), w każdym razie: wszelkie badania dołu, boków, a szczególnie „szczytu”, „wylotu” Beczki nie przynoszą żadnych konkretnych i tak rozpaczliwie wyczekiwanych rezultatów.
Żadnych konkretnych rozwiązań.
Ani w zakresie przyczyn powstawania, a tym bardziej zapobiegania coraz bardziej a’cyklicznym „anomaliom” i „resetom”, ani ratunku przed (jakkąkolwiek by ona nie przybrała formę) katastrofą ostateczną (bo że takowa prędzej NIŻ później nastapi, nikt „inteligentny” w Beczce nie wątpi już od tysiąca lat przynajmniej…), ani w sferze sensu istnienia jako takiego w ogóle.
Wszystko jak było, tak jest w Beczce nieodgadnione.


Księgi prawią: „Prawda Was wyzwoli”.
Ale jaka „prawda”??
Drożdżowa?
Hmmm.
No to, jak chodzi o „prawdy”, to są sporządzane coraz częstsze raporty i dane (pół lub ściśle tajne) o tym:
-że beczka jest (najprawdopodobniej) sztuczna i niewyobrażalnie twarda,
-że to co wydawało się „czarną dziurą” u góry, jest najwyraźniej z tego samego materiału, a w innym kolorze jedynie i jest ruchome
-że to, co brano za „gwiazdy”, to jedynie refleksy z powierzchni „zamieszkałej”
-że życie na tym czymś, podobnie jak na górnych, niezalanych brzegach Beczki [„ściana lodu”, „krater”], istnieje, ale w koloniach mniejszych i innych niż w samej beczce i jest pochodną życia Drożdży, [ 🙂 przyp. autora: kropelki zacieru i pęcherzyki CO2 np – normalka przy fermentacji ….]
-że poza beczką jest inna, zupełnie nieznana i nie do opisania / nie do ogarnięcia zmysłami Drożdży, przestrzeń, o której nie ma nawet jak i co napisać. Nie da się..
-że raz na sryliardy lat [ostatnio częściej – jak już zauważyliśmy] pojawia się tam coś przedziwnego, coś zmiennego, ale również nie do opisania i nie do zrozumienia..
-że raz „to coś” wpływa na Beczkę (i to drastycznie), a innym razem kompletnie ją ignoruje…
-że jest, prawdopodobnie, jeszcze kilka takich beczek w przestrzeni, ale tego nie da się potwierdzić nijak…
itd, itp.
Innymi słowy: Drożdże, i te na dole, ale i „Elita” są w „ciemnej dupie” i mimo, że się w tej dupie jako-tako urządziły (szczególnie te u góry), nadal (i nie oszukujmy się) do samego końca będą w tym stanie trwać…

Tu należy nadmienić, że poza rozbieżnością w postrzeganiu czasu między Drożdżami a Bimbrownikiem, istnieje jeszcze cała masa innych rozbieżności i różnic, które powodują wzajemną niemożliwość fizyczno-intelektualno-poznawczą tychże dwóch „form życia” i przypisanych im „środowisk”, „wymiarów”.
I jeśli jeszcze jest to w jakiś mniejszy lub większy sposób do „ogarnięcia” dla Bimbrownika (biorę pod uwagę np. naukowe zacięcie tego osobnika, posiadanie mikroskopu, przyglądanie się przez niego jakimś tam próbkom zacieru, wiedza o kulturach grzybni, podstawy chemii, itd, itp), to patrząc z drugiej, drożdżowej perspektywy, nie ma szans na „badanie” pomieszczenia, Bimbrownika, czy tym bardziej jego środowiska i „życia” (gdzie Bimbrownik pojawia się w pomieszczeniu raz na eony lat „drożdżowych” plus: jak nawet jakiś „naukowiec” w żyjącej akurat podczas tego objawienia się generacji, zdołałby coś na ten temat napisać, ba, nawet gdyby zebrano tysiąc takich opisów z przełomu sryliardów lat (i kilkunastu cywilizacji drożdżowych – każde zamieszanie zacieru to przecież totalny lub prawie totalny reset danej cywilizacji!), to…wciąż byłyby to dane na temat, w najlepszym razie, jednego Bimbrownika, z jego, „bimbrownikowych” kilku chwil (!), w jednym pomieszczeniu… itd. – Ilu jest bimbrowników? A dalej: ilu jest ludzi i pomieszczeń na Ziemi? Co to w ogóle jest „Ziemia” dla cywilizacji w beczce?? No właśnie. – Drożdże nie mają szans na eksplorację i zbadanie istoty tego, co dzieje się dalej niż kilka milimetrów od krawędzi beczki zatem… A i to jest raczej bardziej niż mało prawdopodobne…)
Do tego różnica skal i miar.
Mikroskopijne (albo i mniejsze) „Drożdżyki”, nawet gdyby posiadały „mega-hiper-boskie” urządzenia, nie byłyby w stanie ogarnąć „rozmiarówki” pomieszczenia i samego Bimbrownika.
Mogłyby np., w najlepszym, najbardziej optymistycznym przypadku wypatrzyć jakiś tam odrobinek starego drożdża lub coś innego, jednokomórkowego na dajmy na to mieszadle, rękawie lub dłoni Bimbronika (jeśli takowa pojawiłaby się tuż nad lub przy samej beczce), ale nie dostrzegłyby dłoni jako takiej. Uznałyby ją, z racji innej barwy i struktury np, za…hmmm „planetę”, „galaktykę”, może inny, „wszechświat” na/w którym „coś tam żyje”.
„Cały Bimbrownik” i jego ruch (sekunda Bimbrownika – kilka pokoleń u Drożdży!) byłby nie do odnotowania dla Drożdży.
Możnaby było to rozwijać, ale myślę, że załapałeś/aś do czego zmierzam…
PS: Bimbrownik, nawet z mikroskopem i zacięciem naukowym, też raczej nie odkryłby niczego więcej, ponad to, co już o drożdżach wiemy z Wikipedii np…
Nie ujrzałby raczej żadnych „cywilizacji, państw, kultur, wojen, kast, podziałów, technologii” itd, itp. Nie wiedziałby gdzie patrzeć, jak patrzeć i czego szukać…
Dla niego ważny jest proces fermentacji i jak najlepszy, czyt. jak najmocniejszy zacier [ przyp. autora: liczy na minimum 14, a może i 16% w max. 7 dni! 🙂 ]

Możemy wspomnieć tu np o takich rzeczach jak powiedzmy sondy baddawczo-naukowe lub nawet „promy kosmiczne” lub „stacje kosmiczne” Drożdży.
Niech będą to chociażby te kropelki i bąbelki na górze zacieru lub nawet „kolonie” na „suchych” powierzchniach beczki, nad poziomem zacieru lub u dołu wieka, w ichniejszym „kosmosie”….
Niech wysyłają swe raporty do najwyższej warstwy zacieru.
Niech rozwija się archeologia po bokach i na dole.
Dołóżmy nawet, że jest to kolejny zacier w tej samej beczce i że Bimbrownik to flejtuch, który nie domył jej po ostatnim procesie fermentacji, przez co na jej ściankach mamy pozostałości po poprzednich nastawach (to ci dopiero „znaleziska archeologiczne”! – ale czy wniosą coś dla Drożdży z tego nastawu? Nie koniecznie…)
Niech nawet jakieś kropelki zacieru (czyli w skali Drożdży całe miasta np!) ochlapią mieszadło lub nawet samego Bimbrownika, a potem, dodatkowo jeszcze spadną spowrotem do Beczki i zdadzą relację.
Dodajmy periodyczne wkładanie miernika zawartości alkoholu lub cukru przez Bimbrownka i „naukowe” skutki takich sytuacji dla Drożdży…
itd, itp.
Niewątpliwie zdobytoby w ten sposób ogrom wiedzy, ale zważywszy na wymienione powyżej rozbieżności międzywymiarowe, jakie to byłyby dane? Jaka wiedza?
Ba, niechaj nawet Drożdże dorobią się technologii nano-srano-automatycznej i niech wysyłają na wieko lub nawet na mierniki, mieszadło, czy rękaw/rękę Bimbrownika statki „bezzałogowe”, które wracałyby (to warunek konieczny) do beczki po ichniejszych setkach lat, setkach pokoleń (a Bimbrownika sekundach lub góra minutach)….
Co to by wszystko Drożdżom dało??
Nie wprowadzajmy już tu nawet punktu z mieszaniem i resetami w Beczce (bo taki statek z poprzedniej „pracywilizacji”, obecnej, która np. byłaby na niższym poziomie (ale i na wyższym niech będzie) co by dał?? Nawet jeśliby go zdołali otworzyć i odczytać dane, byłyby to dane sprzed tysiącleci, z jakiegoś tam odległego mieszania, katastrofy. Ot była katastrofa i tyle. Będzie następna. To jedyna, pewna informacja…)
Itd, itp.
Nie ma szans na przeniknięcie się obu wymiarów.
Ja przynajmniej takowej nie widzę.
Nie na tym etapie.
Nie w Beczce w której na dzień dzisiejszy / na ten akapit jesteśmy…

OCZYSZCZANIE ZACIERU

Dzień 4ty, może 5ty. Dla Bimbrownika.
Dla Drożdży jest to kolejny pierdyliard lat, z czego ostatnia cywilizacja niech liczy go i choćby od miliona (zaledwie – bo czymże jest milion w skali pierdyliarda??)
Drożdże wymierają.
Tzn. ich populacja wciąż jeszcze ma się nieźle, ale jest przeokrutnie już zminimalizowana (w stosunku do „szaleńczej werwy” po „wielkiej smucie” i zaraz potem – biologia plus „Góra” i jej „plany odgadnięcia i udobruchania Wielkiego Kreatora”, czy też, dla tych ateistycznie nacechowanych Drożdży : „Natury i Fizyki” – innymi słowy: wojenki, holokauściki i inne takie „przyspieszacze bulgotania” plus ostatnie wymysły, czyli „dedrożdzacja Beczki” zrobiły swoje…)
Drożdże jeszcze są, ale już głównie od połowy beczki w zwyż. Ogłupione i zmanipulowane „jak ta lala”. Żyją sobie na etapie, hmmm…. „Nowego Wspaniałego Świata” Huxleya w miksie z „1984” Orwella np…
Motłoch i niemalże wszystkie klasy poniżej samej góry, „Iluminatów” uplasowanych przy samym wieku, od tysięcy lat zalega już dół beczki. Reszta to już bezludzia. Bezdrożdża znaczy się…
Ale istnieją tam jeszcze jakieś „skupiska i osady” w scenerii i warunkach a’la MadMax lub inny I Am Legend np…
Albo i nie, niech istnieją se i w warunkach a’la StarTrek czy Gwiezdne Wojny („Gwiezdne Wojny” w przestrzeni między górą nastawu a wiekiem denka! Wojny między potomkami odprysków Drożdży i zacieru na ścianki iwieko Beczki, a mieszkańcami samego zacieru! Dobre sobie…)
Wspomniani „Iluminaci” i jakieś ich pacynki coś tam kombinują u góry. Jak zawsze. I jak zawsze wiadomo czyim kosztem…
Siedzą w jakiś szkalnych, nafaszerowanych technologią, nowoczesnych „jaskiniach” i „liczą na cud”, „rozgryzają o co tu kaman?”, „po co i na co to było?”.
Może nawet wracają do jakichś krwawych kultów i obrzędów.
Tak, raczej napewno tak.
Przynajmniej część z nich. I to zrobiono to już pewnie z całe pokolenia wstecz, gdy „łatwiej było o ofiary” – przy okazji odkryto, że to i owo z innych drożdży, np młodziutkich i niewinnych, daje wielkiego kopa… Tfu…
Innymi słowy: ostateczny koniec i raczej nikt już tu nie widzi kolejnego resetu i szansy na odrodzenie. Nie ma z kogo się odradzać.
Cukier zanika.
Populacja się kurczy. (I pomysleć, że jeszcze „niedawno” ta sama Góra planowała, ba uskuteczniała nawet „dedrożdżowację” Beczki… Echh.)
Kolonie wymarły.
Stacje badawcze też.
Statki bezzałogowe nie wracają, albo wracają z kolejnymi tonami wiedzy, która nijak nie może być rozkminiona, jest bezużyteczna…
Nie ma szans na zbadanie niczego poza tym czymś, dla motłochu określanym jako „kosmos”. Nie można się przez to przebić.
W dodatku coraz więcej proletariuszy zaczyna świrować po różnych social mediach z teoriami nt. różnych oficjalnych wersji historii, nauki itd. Niektóre z tych teorii trafiają na podatny grunt, zdobywają coraz więcej zwolenników, a co najgorsze, są bliżej prawdy niż kiedykolwiek wcześniej.
Zaczynają walić się podstawy podstaw systemu…
Pozostaje jedynie wiara w cud.
No, ale to dla mocno naiwnych. Poza tym i ta wiara jasno mówi, że wszyscy zdechną.
Przebąkuje coś tam o przejściu w inny wymiar, o energii jaką wszyscy w Beczce, od początku jej istnienia wytworzyli, że ta energia, to pośrednio Drożdże przecież, że z niej powstanie coś innego, niewyobrażalnego, że tak się wszyscy odrodzą i coś tam będą robić, że może (albo nawet napewno) dojdzie do połączenia z Absolutem [czyt. Bimbrownikiem 🙂 ] itd, itp.
Co to ma do rzeczy? Jak to tak? To po to trwano, budowano, knuto, zabijano, bulgotano i goniono do bulgotania itd?
Nie do pojęcia!
Pozostaje zatem wszystko zainwestować w jak najszybszy rozwój technologii.
Znikają ostatnie opory przed i tak już od lat wdrażanym projektem, a nawet bardziej: ideologią transgrzybizmu, która pośrednio, póki jeszcze Beczka nadaje się jako tako do zamieszkania i są w niej Drożdże zapewni Górze kolejnych kilkaset, a może kilka tysięcy lat panowania (i to takiego, jakiego jeszcze nikt nie widział: totalna, cyfrowa kontrola i dyktatura bezwzględniejsza niż jakakolwiek tyrania od „Wielkiego Mieszania” po dziś dzień!), a następnie, gdy zrobi się już „nie do życia”, zgodnie z „obietnicą naukowców”, wykreuje możliwość połączenia „umysłów i świadomości” Drożdży z maszynami. Na stałe. Znikną wymogi cukru w atmosferze itd. TransDrożdże wejdą na wyższy poziom. Być może uda się do tego czasu wymyśleć coś , jakiś sposób na „przebicie kopuły” i otworzą się nowe, nieznane dziś możliwośći…
Tak, to „jedyna” droga „rozwoju”…
Ruszają zatem próby, ba proces rusza przymusowych eksperymentów na niespotykaną dotąd skalę.
Opryski atmosfery, manipulacja genetyczna żywnością, odpowiednia chemia w środkach kosmetycznych, higieny osobistej itd, itp. Do gry wchodzą połączone siły farmacji i nauki, technologii.
Lecą projekty grafenów, chipów, transmiterów, odbiorników i nadajników, wszelakich fal elktromagnetycznych (zakresy zostają ustawowo podniesione do parametrów takich, że mikrofalówka na najwyższych obrotach, to przy niektórych rejonach Beczki słaba grzałka…) itd, itp.
Zaczynamy oczywiście od Dołów. Wiadomka.
Przecież Góra nie będzie się faszerować, naświetlać, czy wstrzykiwać se czegoś, co nie jest w stu dziesięciu procentach zbadane. Tzn będzie, ale jedynie przed kamerami, pokazowo i napewno nie to, co reszta….
Idzie lepiej, niż zakładano!
Drożdże są już tak zdebilowaciałe i ograniczone intelektualnie, że aż dziw, jakie rzeczy i jakie absurdy łykają bez większych problemów!
A jaki hajs jeszcze się na nich robi przy okazji! Wow! Eldorado!
Niewyobrażalne!
Będzie dobrze!
Połowa populacji tańczy lepiej, niż gra Góra.
Umieralność i zamordyzm co prawda wzrosły tak, że jeszcze z wiek temu Drożdże wywlekłyby gilotyny i wszystkie pacynki na urzędach kręciłyby głowami po chodnikach, kończąc ten cyrk, a przynajmniej zmuszając „włąścicieli Beczki” (tych prawdziwych, zza kotary) do zmiany planów, ale… nie dzisiaj! Dzisiaj wszyscy wierzą w technologię i przede wszystkim… w massmedia! Klucz do sukcesu! Boskie tuby!
No nic.
Kręci się kabarecik.

A co najlepsze, najciekawsze w sumie, to fakt, że w miarę postępu tej całej akcji, wychodzi na to, że … podobne rzeczy miały już tu miejsce, że coś takiego najprawdopodobniej już ktoś tu kiedyś uskuteczniał!
Chciał nie chciał „spiskowcy” idą prawie łeb w łeb ze specjalistami, „kujonami systemu”…
Archeolodzy odkopują coraz to dziwniejsze rzeczy z jednej strony (wspominałem o Bimbrowniku-niechluju? – gdzieś tam na dnie pozostały niedomyte, przyklejone do beczki brudy po ostatnim zacierze: mieszanka martwych drożdży, węgla, kwasu krzemowego, jabłkowego, skorupiaków, pirosiarczanu sodu itd, itp.), a z drugiej… od kilkudziesięciu „drożdżolat” coś się dzieje z „kosmosem”. Definitywnie będzie jakaś spora zmiana.
I jest!
W Beczce pojawia się czarny pył lub czarna maź!
Jedni mówią, że to Góra znów coś kombinuje (bo na bank kombinuje – jakżeby inaczej? Chcą żyć i nie zawahają sie przed niczym, co tylko wpadnie im do ich drożdżołbów…), inni uważają, że to „z kosmosu”, jeszcze inni „że od Boga”, „że apokalipsa w końcu” lub „zombiaki – terminatory”…
Ile głów – tyle teorii…
Coś niespotykanego nigdy dotąd (poza śladowymi ilościami ze wspomnianych starych wykopalisk…)
Coś co wiąże ze sobą od razu wszelkie pierwiastki i cząstki, cały organiczny i nieorganiczny majdan, skleja go nijako z sobą, zmieniając całe środowisko, całą „atmosferę beczki” w nieprzeniknioną ciemność, czerń! Nastała najwyraźniej wieszczona przez jednych, czy drugich „obłąkańców” na przełomach wieków, w/w „apokalipsa”, „Dni Ciemności”. Nie trzeba chyba wspominać o wszelkich podziałach, jakie nastąpiły i w tak już maksymalnie podzielonej drożdżowni, o przeróżnych starych i nowych kultach, jakie odrodziły się lub wykwitły na tę okoliczność itd, itp…
To coś, ta nowa forma, jakby nie było życia jest organiczna-inaczej, najwyraźniej żywa, inteligentna!
Wchłania wszystko i wszystko musi się jej poddać!
Ponoć Drożdże, które porzuciły nadzieję i początkowy opór przed najeźdźcami, łączą się z nimi dobrowolnie i… żyją, choć ciężko określić, czy to jest życie. Bulgoczą i skwierczą ale napewno nie jest to to, co zwykło się nazywać życiem, bulgotaniem do tej pory.
Dziwactwo.
I strach.
Potem kolejny, dawno już nie odnotowany, kataklizm: Ostateczny dla wszystkich wciąż żywych Drożdży. Mieszanie.
Czarne „coś” jest już wszędzie. Czyści wszystko. Co żywe i co martwe. Ci co się wahali przed połączeniem, a przeżyli mieszanie, nie mają już żadnej innej opcji.
Terminator, Matrix i inne takie „przedłużacze bytu”… (Jakie to „płytkie” z spoza beczki swoją drogą…)
Nowa era.
Tak, to Bimbrownik zapodał Węgiel Aktywny w ilości 50g.
Cieszy się.
Zacier ma już 15% !
A jeszcze coś tam gdzie niegdzie bulgocze, więc zanim węgiel oczyści płyn ze wszelkich smrodów, moc powinna skoczyć jeszcze o 1, może 2 procenciki!
Elegancko 🙂
Miesza, zamyka, wróci za dzień lub dwa…

FILTRACJA

W Beczce cisza.
Nic już nie bulgocze, nie „oddycha”.
TransDrożdże, tj WęgloDrożdże, nieliczne okrutnie, zautomatyzowane maszyny pływają bez celu w sumie w czarnej obecnie, węglowej mazi…
KaliYuga.
Koniec.
Koniec?
Może gdzieś tam jest jakiś malutki znak starego życia drożdżowego, gdzieś mocno zakamuflowany, wbity w maź przy bokach lub pomiędzy trupami na samym dnie… Jakiś ostatni świadek, który żyje, by żyć. W sumie bez sensu, ale on i tak tego nie wie. Napędza go albo już tylko biologia, albo biologia i ta dziwna ciekawość „po co to wszystko było”?…
Odkrywają się „niebiosa”.
Do Beczki wpada 120g chemii klarującej, czyli to, co już ktoś tam, kiedyś odkopał: mieszanka kwasów krzemowego i jabłkowego, chitozanu i pirosiarczanu sodu… W dwóch dawkach. W dwóch etapach rozdzielonych od siebie godziną Bimbrownika / tysiącami drożdżolat…
Najpierw składnik A, mieszanie, potem składnik B i znów mieszanie.
Mieszają się trupy z dołu, węgiel z całym syfem do siebie przyklejonym, WęgloDrożdże i wszystko co tam jeszcze jest.
Ale to już pusty, wypalony „Świat”.
Wspomniane jednostki „zatwardzialców”, niech będzie, że są to jeszcze, przyjmując ich skalę, całe populacje lub rody, nawet się już nie boją. Ot giną lub jakimś cudem, gdzieś tam, w jakimś zapomnianym „statku/mobilnej kolonii” (pęcherzyku/bąbelku) trwają i oglądają se to wszystko…
Wieko znów się zamyka. Po raz ostatni. Trwa oczyszczanie i filtrowanie.
Czarne cząstki węgla i wszystko inne, co ciężkie i zbędne osiada na dnie. Chemia to powoduje.
Piękny widok dla załóg bombelkowych statków: Beczka wypełnia się niemalże przeźroczystym płynem! Widać jej boki i wieko. Im wyżej, tym jaśniej, tym klarowniej.
Jest cudnie! Tak „niebiesko”!
Tak jak opisują to praprastare księgi i podania, tak jak za czasów „Edenu” i pierwszego „zstąpienia”!
Prawie tak.
Prawie, bo wtedy była tu (ponoć) masa przepysznego cukru i warunki wymarzone do drożdżowej egzystencji. Teraz urządzenia pomiarowe odnotowują zero cukru, za to ogromne stężenie czegoś dziwnego. Czegoś co bez wątpienia stworzone zostało, błąd: pozostało po Drożdżach, po WSZYSTKICH ich cywilizacjach, coś co religijni przywódcy i fanatycy (przynajmniej niektórzy z nich – bo było tu tyle religii i tyle wizji, że szkoda pisać…) określali mianem „duszy”.
To coś, ta dusza wspólna, całego gatunku z przestrzeni pierdyliarda lat, wypełnia teraz beczkę.
Piękne.
Niesamowite.
Straszne.
Okrutne.
I wciąż bezsensowne. Po co to?? Co to dało Drożdżom?? Po co w ogóle było rodzić się Drożdżem??? Echhhh.
Zacier gotowy.
Gratuluję.
Bimbrownikowi, rzecz jasna!

Etap ostatni: DESTYLACJA a.k.a ASCENDENCJA
Teraz przelewanie nastawu do kega.
Nawet już nie piszę o Drożdżach.
Albo dobra, napiszę: kilka z nich poleciało w „bąbelkach”.
Są w kegu.
Co to za podróż!!
Kilka pokoleń w „kosmo-bąblu”!
Wszystko ładnie i skrupulatnie spisane (dla kogo? po co??).
Komputery, technologia itd.
Ależ to „ogrom wiedzy”! Nawet rozbieżności między wymiarowe udało się już jakoś tam przeskoczyć:
MikroDrożdże nafaszerowane super techniką odnotowały w końcu beczkę z zewnątrz, mniejsze/inne beczki (! – można by zafantazjować i przyjąć opcję z „kropelką z tej beczki wpadającą do beczki dopiero co nastawionej np – Tak rodzi się elita Elit – mądrzejsza od wszystkich ,bardziej zaawansowana technologicznie, ale…nadal „głupia jak but” – ot szczęściarze którym dane będzie jeszcze pozyć i być może przedłużyć swój nikczemny ród…), wracamy: lecimy z drożdżami do kega i widzimy rurki, szafę, drzwi, okno (wow!) ba!, nawet odnotowano i nazwano Bimbrownika: Ogromy Absolut, Poruszająca Się WszechInteligencja, Stwórca (najwyraźniej – co za kpina i ignorancja zarazem 🙂 ) i Wielki Operator Wszystkiego i Wszystkich, Pan Wszechrzeczy – itd, itp.
Nieodgadnione są jednak wciąż ani przyczyny ani cele wszelkich jego działań. Tak z przeszłości jak i tych w przyszłości. Tego co robi teraz też nikt nie wie…
A „Wielki Operator”, czyli nie oszukujmy się, zwykły chlor „po podstawówce”, dajmy na to Bogdan [przyp. autora: bez powiązań z rzeczywistością ludzką i bez obrazy dla znanych i nieznanych mi Bogdanów 🙂 ] przelewa sobie tygodniowy zacier do kotła gotującego, zwanego kegiem (oj, nie chciałbym być tymi Drożdżami, które dotrwały do tego momentu…Sprawdzą teraz „piekło z ksiąg przedwiecznych”… I to niezależnie od tego jak sie prowadzili przez całe swe jestestwo… Wow. Nieźle, nie?), podłącza kolumnę destylacyjną (to jest dopiero technologia!), sprawdza szczelność obiegu chłodzącego i…załącza grzałki!
Czekał na to od tygodnia!
Teraz 8-10 godzin destylacji (dla Bogdana) podzielonej na etapy
-gotowanie (biedne Drożdże – tego nie przeżyją nawet w boskiej technologicznie bańce…),
-przedgon (jeśli będę pisał dalej, to stąd zacznę etap ewolucyjności duchowej zwanej „Ascendencją W Gorszą Stronę – Postdrożdżowe Diabły, które, jak trafią na prawdziwego Bogdana-Chlora, to mogą w końcu zemścić się za wszystko zabijając drania swą trującą mocą metanolu, albo (i to znacznie bardziej pewne)…trafią do np. spryskiwacza szyb w samochodzie Bogdana lub jego szwagra lub posłużą jako środek dezynfekujący pryszcze na pyskach ich żon lub dzieci…)
-stabilizacja temperatury w kegu (ot takie dalsze gotowanie drożdżo-dusz, a po naszemu, nie oszukujmy się: ciekłej mieszaniny ich martwych ciał i ekskrementów – to o to chodziło, głupie, tyrające przez pierdyliat lat, wykorzystywane i manipulowane przez własną „górę”, Drożdżyki! O wasze truchła, szczyny i kał! O nic więcej I jak? Warto było? :))
-Destylacja czyli Ascendencja i „uAnielenie” – to jest punkt kulminacyjny: „drożdżo-dusze” (bo fekalia to takie…niesmaczne. Dla Bogdana, jego znajomych i innych pasjonatów alkoholu przynajmniej. Po co od razu tak brzydko?…) trafiają do prawdziwego „czyśca”, czyli najpierw piekielnie gorącą kolumną w górę, jako prawdziwe „duchy”, czyli gazy inaczej, następnie do cholernie zimnej chłodnicy (co za tortury btw…) i na końcu, skroplone jako cudna, przeźroczysta, ostro, ale dla niektórych bosko pachnąca, wysokoprocentowa (96, a czasami nawet i 98% – zależy, czy od kolumny, buforów, ustawień zaworów itd, itp), czysta MOC, prosto do pięknego, szklanego baniaczka! Cudo. Ot i cały sens.
-Pogon i czyszczenie sprzętu przed kolejnym tygodniem – szkoda pisać. Kolejny tydzień, kolejny nastaw, kolejne pierdyliardy lat zastanawiania się nad wszystkim co ma i nie ma sensu…

Tak to wygląda.
Takie „wnioski” i „spostrzeżenia” wyniosłem z obserwacji tygodnia życia typowego bimbrownika…
Jeśli „jak na górze, tak i na dole”, to… strasznie przejabną mamy tu „situation”, nie?
Nawet jako postdrożdżowy spirytus – (ps: zastanawiałeś/aś się kiedyś nad słowem spirytus (sanctus), angielski SPIRIT itd? – u mnie to był nijako wyzwalacz niniejszej opowieści…) – jako „Anioły” wciąż będziemy w głębokiej niewiedzy, w czarnej dupie, a tj: śmierdzącej gębie, potem krwioobiegu ,a na końcu w zapleśniałej fujarze Bogdana i ostatecznie w kiblu lub gdzieś pod płotem „wsiąkniemy” w „jego świat”. …
Niczego nieświadomi i nic nie kumający.
Nawet po „połączeniu z absolutem, wielkim operatorem”…
Smutne.

Ale… skłaniające do rozszerzenia zakresu poszukiwań: nie obchodzi mnie już Beczka (Ziemia), ani zafajdana bimbrownia (Kosmos), ani jbny chlor Bogdan (te wasze wszystkie bóstewka i bóstwa), ani jego mieszkanie i współlokatorzy (Galaktyka i „inne cywilizacje”), jego miasto (Wszechświat), państwo, kontynent, planeta, itd….
Mam gdzieś nawet jego naukę, wiedzę i wiarę…
A jeśli on jest też „Drożdżem”, to powielam ten poprzedni akapit ustosunkowując go na jego bimbrownika lub jego hodowcę…
Interesuje mnie już tylko początek tego całego samograja…

Czy te wszystkie Kwiaty Życia, ciągi geometryczne, oktawy, wzory i inne samo-powielające się tasiemce MAJĄ JAKIŚ SENS?
Jakąś przyczynę?
Jakiś cel?
Oby.

Tak więc: jeśli zaraz po „pandemii wszechczasów” ogłoszą „otwarcie wieka” i „przybycie kosmitów”, to… będę chyba jedną z najmniej zaskoczonych drożdżówek…

PS: Nie uważasz, że ten sam proces nabrałby znacznie większej „duchowości”, gdybym zamiast destylacji, przypatrzył się hodowli marihuany lub pejotli jakichś? 🙂

Pozdrawiam

-Y-
05-02-2022

t.b.c. (może…)