Jeśli trafiłeś(aś) tu, na tę podstronę bezpośrednio, gdzieś z czeluści internetu, to KONIECZNIE, zanim zaczniesz inwestować cokolwiek i gdziekolwiek, przenieś się i przeczytaj –>TO<– (szczególnie punkt 1)!
Jeśli nie wiesz nic o Bitcoinie i technologii Blockchain, to przenieś się –>TU<–
Edit (grudzień 2018):
Miałem tu, na blogu, całą listę ICO w które zainwestowałem, ale zdecydowałem, że się jej pozbędę. Głównie dlatego, że bez wnikliwej analizy projektu, inwestowanie weń, szczególnie w tej fazie, nie różni się wcale od gry w ruletkę lub zakupu kuponu lotto. Wiem, bo sprawdziłem. Na sobie. Boleśnie. Nie ukrywam.
Wlazłem w krypto w najgorszym z możliwych momentów, w listopadzie/grudniu 2017. Jak mówią fachowcy: „wskoczyłem do pędzącego pociągu”, niczym jakiś pier…ony James Bond.
I to jeszcze się rozpychałem, bo tłum Jamesów był nie byle jaki na ówczas.
Wyszło, jak wyszło. Można było to przewidzieć, ale jak to mówią: „jakbym wiedział, że mi dadzą po mordzie, to bym ich nie zaczepiał” 🙂
Fakt jest jednak faktem: Od zdecydowanej większości Bondów z końca 2017 różnią mnie trzy rzeczy:
1. Bite 4 miesiące spędziłem na internecie dosłownie chłonąc co się dało o Bitcoinie i kryptowalutach. Po 16 a czasem i po 20 godzin na dobę. Niewiele to pomogło, jeśli chodzi o moje finanse, ale wiadomo: „czego się Jaś nauczył…” itp.
2. Przeznaczyłem na inwestycje pieniądze nie bagatelne (60% rocznego dochodu!), ale od początku liczyłem się z ryzykiem straty wszystkiego i biorąc to pod uwagę, wiedziałem, że w razie czarnego scenariusza pozostanie mi nie tylko mega-wk..rw, ale też i kasa na rachunki, jedzenie i normalne funkcjonowanie. Uff! Ja to jednak jestem głupi mędrzec!
3. Nie rzuciłem wszystkiego w cholerę, jak tylko BTC, a wraz z nim wszystkie moje inwestycje i „wyimaginowane mercedesy” poszybowały w dół niczym dorodny spadochroniarz bez spadochronu. Oczywiście „serce mi pękło”, jak zobaczyłem, że równowartość 7.5 miesiąca mojej pracy w 2017 (a był to pierwszy lepszy rok od ponad ośmiu! – echhh!), poszła się p…przejść (i raczej nie ma co liczyć, że wróci…), ale cóż zrobić? Taki los i tyle. Rzuciłem (i czasem dalej rzucam) kilka k..rw i ch..i, jak pomyślę sobie co mógłbym za te pieniądze kupić lub gdzie pojechać, ale to wszystko. Normalne uczucie po stracie. Niejeden „Janusz” tak miał. O „somsiadach Janusza” nie wspominając…
W każdym razie: z krypto nie zrezygnowałem.
Odpuściłem sobie „jedynie” inwestycje w nieznane i niesprawdzone projekty. Za śliskie to.
Postanowiłem zostać przy śledzeniu tych, w które zainwestowałem, a jeszcze jakoś dyszą (7 z 30…) z nadzieją (małą, bo małą, ale zawsze nadzieją) na odwrócenie kart i odrobienie straconej gotóweczki. No i na sprawdzaniu nowinek ze świata krypto (głównie poprzez kanały youtube przeróżnych wyjadaczy).
A jeśli chodzi o same inwestycje, to stoję obecnie na stanowisku, że skoro już poznałem i uwierzyłem w moc technologii blockchain i stać mnie było na kupowanie Bitcoina, gdy ten łaził po $19k, to… stać mnie na niego i teraz, gdy jest po $3k!
I tu odnalazłem swój promyk optymizmu, złapałem się go i będę trzymał, bo… lubię i chcę! Jak to mówią: „to the Moon!”
Zachęcam zatem do samodzielnego przeszukiwania czeluści krypto-internetu w poszukiwaniu swego złotego runa i nie łapaniu się na „złote interesy”.
A jak już naprawdę chcesz wiedzieć w co ja powłaziłem, ile zyskałem, a ile wtopiłem i co najważniejsze: ile się z tego wszystkiego nauczyłem, to pisz do mnie.
Postaram się odpowiedzieć i wyjaśnić co i jak.
Pozdrawiam i do zobaczenia w nowym, bogatszym krypto-roku (jak nie w tym, to kolejnym!)!
-Y-